Ja, zasadniczo, to niespotykanie spokojny człowiek jestem. Tak już mam. Nawet chamstwo takich gości jak Niesiołowski, Kutz czy Bartoszewski robi na mnie średnie wrażenie. Zasadniczo, jeszcze raz podkreślam, bo czasem również mnie wypowiedzi tych panów (przez małe “p”, jakby się kto pytał) wyjątkowo zniesmaczają. Ale, generalnie, mało co mnie rusza.
Każdy niespotykanie spokojny człowiek ma jednak określoną wytrzymałość. Tak jest również ze mną. I właśnie dzisiaj się z lekka poirytowałem. Uważam bowiem, że nawet gazetowe plebiscyty powinny być adresowane do ludzi, którym nieobca jest zdolność czytania ze zrozumieniem. Tymczasem, jak można wnosić z lektury hiszpańskiego dziennika “Marca”, spora część osób, która brała w tym plebiscycie udział, umiejętności takiej nie posiadła.
Jeżeli w konkursie, czy jak to tam nazwać, na najlepszego napastnika w historii mistrzostw Grzegorz Lato, co by o nim nie powiedzieć, dwukrotny medalista mistrzostw z lat 1974 i 1982 i król strzelców tych pierwszych, zajmuje miejsce 38-me, a miejsce drugie (słownie DRUGIE!) przypada Van Bastenowi, który świetnym piłkarzem był, ale na żadnych mistrzostwach globu nie pokazał nic poza jakimiś krótkotrwałymi przebłyskami, to co ja mam myśleć o tym, co znajduje się w głowach tych, którzy tak zdecydowali? Kilkanaście pozycji wyżej od Laty jest Raul, piłkarz doskonały, ale gdzie jemu do osiągnięć i poziomu gry Polaka na światowych czempionatach? To nie był plebiscyt na najlepszego piłkarza w historii LM tylko w historii MŚ! Ci, którzy czasem rzucą okiem na mój tekst na salonie wiedzą, że daleko mi do apoteologów i piewców obecnego prezesa PZPN (vide tekst pt.“Kurwa jego mać” – na przykład, bo są i inne), ale bez przesady. Aktualna działalność Grzegorza Lato nawet polskiemu kibicowi nie może przesłaniać jego historycznej wręcz roli w historii piłkarskich mistrzostw. A cóż dopiero jakiemuś czytelnikowi dziennika “Marca”, który w ogóle nie zna pana prezesa, tylko słynnego polskiego napastnika z numerem 16 na koszulce.
To samo z Deyną. Rozumiem jakby wyszło, że było trzech, no niech będzie dziesięciu, lepszych pomocników w historii mistrzostw. Ale czterdziestu ośmiu? A jak widzę nazwiska tych, którzy go wyprzedzają, to naprawdę chce się płakać. Płakać nad rozumieniem istoty futbolu przez głosujących fanów tego sportu w Hiszpanii. Roy Keane, Laudrup czy Scifo. Na ten przykład. Pierwsi z brzegu. Ludzie złoci. O co tutaj chodzi?
Albo na pozycji bramkarza. Plebiscyt wygrał Casillas. Niechże on i będzie sobie najlepszym (choć, moim zdaniem nie jest) bramkarzem na świecie. Ale przecież na MŚ nie dokonał niczego. NI-CZE-GO!
Odnoszę wrażenie, że świat sportu coraz bardziej zrównuje się ze światem polityki. Forma i pic zasadniczo przerastają treść. Już nie tylko sędziowie nie potrafią wykrzesać z siebie krzty obiektywności. Kibice, niestety, również. Nawet grubo post factum.
Dobrze, że tak niespotykanie spokojny jestem. Dlatego pomału mi przechodzi. W zasadzie już przeszło. Tyle, że za 10 dni kolejne mistrzostwa świata. Znów się będzie działo. W kwestii najlepszych napastników, pomocników i bramkarzy – też.
Inne tematy w dziale Rozmaitości