Przynajmniej tak to powinno, z mojego punktu widzenia, wyglądać. Oglądanie miernych spektakli z udziałem reprezentantów Korei Płn., Hondurasu czy Francji (że tylko te kraje, oszczędzając parę innych, wymienię) należałoby pozostawić, na zasadzie wyłączności, kibicom tych krajów i funkcyjnym FIFA, skoro tak bardzo pragną to oglądać. Tyle, że w ramach eliminacji.
Na MŚ w Meksyku, RFN czy Argentynie grało tylko po 16 zespołów. Emocje były od początku do końca. Od czasu jak zwiększono ilość finalistów mistrzostwa trącą nudą. Coraz bardziej. Albo ME. Za 6 lat w finałach tych rozgrywek będzie uczestniczyć pół Europy. To po co robić eliminacje? Polosujmy gości w pary i niech zwycięzcy tych pojedynków grają w finałach. Będzie przynajmniej z 10 razy taniej.
W piłce nożnej rządzonej przez Blattera musi być jak u Marksa i Engelsa. Wielka nadbudowa i maleńka baza. Zamiast poziomu, przez dwie trzecie efektywnego czasu trwania mistrzostw, picnic country. Bo kasa przede wszystkim. I to nie dla tych, po których stronie są koszta. Tylko dla dyrygenta et consortes, rzecz jasna. UEFA zresztą nie jest lepsza i wydoi nas za dwa lata równie dobrze.
No, to sobie ponarzekałem. A teraz krótko o meritum. Żarty się skończyły. Kto przegra ten odpada. Czyli to, o co chodzi, a nie jakieś truchtanie przez trzy mecze w miejscu.
Z grup powychodziły rzeczywiście po dwie najlepsze drużyny. Za wyjątkiem Ghany, ale to już siła wyższa. Tak chciał Kim Ir Sen światowej piłki i tak było.
Na mnie wrażenie zrobiły głównie trzy zespoły. Argentyna. Być bez trenera i tak sobie świetnie radzic to naprawdę trzeba mieć w składzie wirtuozów. Kilku, nie jednego. Holandia. Trzy przekonujące zwycięstwa. Spokojnie, bez fajerwerków, niedużym nakładem sił. Tyle, ze mają na swojej drodze do medalu Brazylię:). Trzeci zespół, który mi zaimponował to Chile. Tyle, że oni już praktycznie odpadli. O ile dobrze naliczyłem w następnym spotkaniu zagrają bez czterech podstawowych zawodników.
No więc dziś wielkie otwarcie. Bardzo ciekawie zapowiadająca się konfrontacja Urugwaju z Koreą Dolną. Urugwaj to mój faworyt na półfinał. Choc przez te idiotyczne mecze grupowe mógł się już częściowo wystrzelać. Nie na tyle jednak, żeby nie skorzystać z historycznej szansy, jaką dostał tutaj od losu. Medal po 60-ciu latach. To ci dopiero! Nikt się przed mistrzostwami tego w Urugwaju pewnie nie spodziewał. Tym bardziej, że awansowali dopiero po barażu z Kostaryką. I to nie bez problemu.
Miejmy nadzieję, że Jankees pokażą Ghanie gdzie jest miejsce tych, którzy mogą liczyć tylko na sędziów. Jedno mi się u Amerykanów podoba. Walczą jak lwy. Do końca. Tylko, w przeciwieństwie do tych z Kamerunu, z pozytywnym skutkiem. I niech tak będzie też dzisiaj.
W związku z rozpoczynającymi się mistrzostwami życzę wszystkim dużo emocji. I wygranej swoich faworytów. Pod warunkiem, że będą identyczni z moimi:).
Inne tematy w dziale Rozmaitości