Niby Smuda jeździ z kadrą B po ciepłych krajach, niby Lewandowski strzela bramki (albo w niego strzelają i piłka wpada między słupki) w Bundeslidze, niby Lech przymierza się do meczu mogącego przesądzić o wygraniu grupy w ersatz Lidze Mistrzów. Ale, tak naprawdę, co można zauważyć, jak co roku, po miotaniu przez naród coraz większych przekleństw w stronę polskich drogowców, do Europy zawitała zima. Pełną gębą. Oprócz tej kalendarzowo-zaokiennej również ta sportowa. Powyższe nie jest może odkryciem na miarę Kolumba czy Archimedesa, ale fakt jest faktem.
Polski sport zimowy który, jak chodzi o wymierne zdobycze medalowe, ma za sobą najbardziej udany rok w historii naszego kraju, przystępuje do tego sezonu z rozbujanymi (medalami Kowalczyk i Małysza) do sporych rozmiarów ambicjami. Chodzi głównie, jak od kilku dobrych lat, o trzy dyscypliny sportowe: biegi, skoki i biathlon. Nie zapominając o vancouverowym brązie panczenistek i odbijających się ostatnio dość szerokim echem, przynajmniej prasowym, coraz lepszych wynikach naszej reprezentantki w short tracku (to się pisze razem czy osobno?), trzeba sobie jasno zdać sprawę, że tylko w wymienionych trzech pierwszych dziedzinach zimowego życia możemy odnosić w nadchodzącym sezonie sukcesy. Te duże mam na myśli.
Choć, jak się popatrzy na pierwsze tygodnie rywalizacji, to z tymi sukcesami to też różnie może wyglądać. Małysz i Kowalczyk idą swoim tempem i nawet nie wypada się wtrącać. O parę zdań komentarza można się już jednak pokusić. Więc tak. Nasza mistrzyni jest w formie fantastycznej. Kto wie czy nie najwyższej w karierze. Ponieważ jednak Norwegowie, w oparciu o doświadczenia poprzedniego sezonu, zauważyli, że FIS im na wszystko w biegach pozwoli to Polka nie ma żadnych szans w rywalizacji z napompowanym do granic możliwości norweskim balonem. O ile do wczoraj miałem jakieś nadzieje to patrząc na finisz biegu na 10 km klasykiem, gdzie Kowalczyk dobiegła do mety bardzo zmęczona, a Bjoergen, z uśmiechem na twarzy i bez żadnego zmęczenia wyprzedziła ja o 30 sekund, nie mam już złudzeń. Justyna Kowalczyk zdobędzie w Oslo same srebrne medale. Chyba, że Norweżka przegina tak mocno, ze jej organizm tego nie wytrzyma już przed mistrzostwami świata. Ale wątpię. Ma ogromny sztab szkoleniowy i medyczny, który wie na co może sobie pozwolić.
Wczorajsze skoki Małysza w Harrachovie budzą co prawda lekki niepokój, ale może faktycznie warunki skakania były bardzo nierówne. Wydaje się, że Austriacy umocnili w skokach swój status a’la Norwegia w biegach i to oni do końca sezonu będą niepodzielnie rządzić. Przeszkodą może być jedynie Małysz w formie (to się okaże) no i, oczywiście Ammann, który ma w FIS status jeszcze świętszej krowy niż Austriacy. Świętej krowy nie do ruszenia. Obecny system wprowadzony na siłę przez skokowego wodza Hofera pozwala, wbrew pozorom, w znacznie większym stopniu sterować wynikami niż system stary i dlatego można śmiało przewidywać, że nikt w FIS od niego nie pozwoli odstąpić.
O pozostałych polskich skoczkach trudno wyrokować bo ich sztab przeoczył drobny fakt, że rozpoczął się sezon. Forma jaka prezentują podopieczni Kruczka może być porównywalna do tej, jaką inni mieli w okresie roztrenowania. Czy sam talent Stocha czy mniejszy pozostałych pozwoli, żeby zatrzeć spore różnice w prezentowanym obecnie, w stosunku do rywali, poziomie – zobaczymy. Jeśli tak to znów ktoś na kolejny sezon uratuje Kruczkowi dupę. Jeśli nie to może w końcu ktoś zrobi w PZN rewolucję. Bez której, uważam, ani rusz.
No i biathlon. Zmiana trenerów kadry chyba wyszła polskiemu biathlonowi na dobre. W każdym razie Sikorze na pewno. Jego forma strzelecka budzi respekt. Jest po dzisiejszej sztafecie najlepiej w tym sezonie strzelającym biathlonistą na świecie. Jeśli przyjąć, że jego słabsze bieganie wynika li tylko z zatrucia, które W Ostersund zafundowali mu gospodarze Pucharu Świata to można się spodziewać, że nasz 37-letni reprezentant będzie odgrywał w tym roku znacznie większa rolę niż przez ostatnie kilkanaście miesięcy. A to oznacza co najmniej regularna walkę o podium. Nasze biathlonistki też wyglądają na początku sezonu bardzo obiecująco. Tak w sztafecie jak i indywidualnie. Wcale nie jestem pewien czy w tym sezonie nie czeka nas z ich strony kilka bardzo przyjemnych niespodzianek. W biathlonie bowiem, w przeciwieństwie do skoków i biegów, żadna nacja nie cieszy się specjalnym traktowaniem. Ale to łatwo chyba wytłumaczyć. Biathlonu nie uprawia się w ramach Federation Internationale de Ski. Tam macki Międzynarodowej Federacji Narciarskiej po prostu nie sięgają.
I dlatego, nie licząc genialnych samych z siebie Kowalczyk i Małysza, to jednak po reprezentantach tego sportu, spodziewałbym się, jako polski kibic, w tym sezonie zimowym najwięcej.
Ale ja się z reguły mylę:)
Inne tematy w dziale Rozmaitości