Taki mecz jak wczorajszy był, jak się okazuje, bardzo potrzebny. Po meczu z Anglią popadliśmy w nastrój, który okazał się zdecydowanie przedwczesny. Wczorajszy wieczór pokazał jak dużo brakuje nam do rzeczywiście czołowych zespołów świata. A pamiętajmy, że Urugwaj pono w dołku i zbiera ostatnio, przynajmniej w eliminacjach MŚ, niezłe baty.
To, że nie przegraliśmy z Anglią uznaliśmy za sukces i za dowód na to, że jesteśmy na najlepszej drodze do zdobywania piłkarskiego świata. Październikowy remis jak najbardziej mamy dalej prawo uważać za sukces. Mimo marnego z naszej strony meczu nadal widać różnicę między obecną, a poprzednią reprezentacją. I między obecnym, a byłym selekcjonerem. Natomiast niewątpliwie spotkanie w Gdańsku uświadomiło nam miejsce w szeregu. Na każdej pozycji i w każdej formacji.
Ilość znaków zapytania jakie stoją po tym spotkaniu przed Fornalikiem ani na jotę się, moim zdaniem, nie zmniejszyła. Chociaż, w zasadzie, to że Wasilewski to może być powoływany do kadry jedynie jako pozaboiskowy motywator, chyba już trener zrozumiał. Tyle, ze Glik i Perquis też wiele lepsi nie byli. Może warto w końcu zobaczyć co prezentuje chwalony przez włoskie media Salamon? Nie zauważyłem również żadnych przewag Komorowskiego nad Wawrzyniakiem, niestety. Defensywni pomocnicy też, przy Urysach, wypadli słabo. Byli wyjątkowo wolni i nieporadni. Stosunkowo przyzwoicie zaprezentowali się Grosicki z Mierzejewskim, ale nawet w ich przypadku dobrych zagrań było zdecydowanie za mało. Ludo jak to Ludo. Wiele nie grał, ale swoje zrobił. Przynajmniej mamy dzięki niemu jakieś wspomnienie z tego spotkania. Gorzej z Robertem. Mota się po tym boisku któryś mecz z rzędu i nie wie co ma grać. Więcej w tym chyba winy trenera niż jego. Na tle Cavaniego i Suareza wypadł jak przez okno. Jedno tylko może mieć na swoją obronę. Kogo bowiem miał przeciw sobie Lewandowski, a kogo ci dwaj? I czy, gdyby Polacy zagrali w przodzie dwójką to ich akcje ofensywne nie wyglądałyby podobnie do urugwajskich. Z drugiej jednak strony Lewy pretenduje do tego by być czołowym graczem Europy. No to albo albo. Nie można zwalać wszystkiego na brak chemii z Obraniakiem. Ludo bez tej chemii jakoś sobie radzi i co chwilę strzela gola albo asystuje.
Obsada bramki to rzecz na osobny tekst. Oczywiście, że nie powinien bronić nie grający w PSV już od dłuższego czasu Tytoń. Tyle, że wczoraj to, kto stał w bramce nie miało wpływu na wynik spotkania. Co jednak się stanie jeżeli o wygranej lub porażce naszej reprezentacji decydować będą niuanse, a nie tak jak wczoraj, podstawowe sprawy?
Po wczorajszym meczu wiadomo niewątpliwie jedno. Od czołówki dzieli nas dalej spory dystans. Mimo niewątpliwych i pozytywnych zmian wprowadzonych w obecnej kadencji trenerskiej. Żeby go stale zmniejszać trzeba wciąż szukać. Dotychczasowe próby w tym zakresie, co by o nich dobrego nie powiedzieć, okazały się niewystarczające. A może nie do końca trafione? Skłaniałbym się w tę stronę. Fundamentem defensywy nie może być plątający się o swoje nogi, wolny i wyjątkowo surowy technicznie Wasilewski. Myślałem, że Fornalik szybko do tego dojdzie. A on, wzorem Bena i Dyzmy, ciągle ma z tym kłopoty.
Przed Fornalikiem długie zimowe wieczory. Po środowej porażce ma o czym myśleć. No to niech myśli. Głupi nie jest. Miejmy nadzieję, że coś mądrego się z tego myślenia urodzi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości