Nie chciałem już o tym pisać przed Świętami. Tym bardziej, że kilka godzin wcześniej zacząłem, również na tym blogu, bożonarodzeniowe „wyciszanie”. Więc nie bardzo by jedno z drugim korespondowało.
Ale teraz, kiedy pomału wracamy do prozaicznej rzeczywistości, wypada do tematu wrócić. Raz że, być może, mamy do czynienia z początkiem końca kolejnej, po Armstrongu, sportowej „świętej krowy”. Dwa, że wiąże się to, i to nie tylko pośrednio, ze sportem polskim. I to w olimpijskim i mistrzowskim top-wymiarze.
Chodzi mi oczywiście o norweskiego Robokopa, który już nie tylko okazuje się czołowym astmatykiem sportowego świata, ale również najlepszym sercowcem w historii. Przynajmniej wśród zimowych sportowców.
Hans Peter Stokke, lekarz prowadzący Marit Steryd, zamiast ugryźć się w język, wypluł z siebie wypowiedź w której stwierdził, że problemy jakie ma Bjoergen są charakterystyczne dla, cyt. „mężczyzn w średnim wieku uprawiających intensywnie sport”.
No i jesteśmy w domu. Norwegowie przeholowali. Teraz jest albo tak, że organizm Norweżki rzeczywiście wysiadł z nadmiaru serwowanych mu „dodatków paszowych”, co zmusi zawodniczkę do zakończenia w krótkim czasie kariery i spowoduje w jej dalszym życiu, w najlepszym wypadku, spore kłopoty zdrowotne, albo problem jest innej natury. I w to dużo bardziej wierzę. Pani Robokop jest, na razie, dalej w doskonałej formie zdrowotnej tyle, że testy wewnętrzne wykazały, że poziom niedozwolonych środków w organizmie jest przekroczony co, w wypadku kontroli na zawodach pucharowych, może grozić niewyobrażalnymi, również w kontekście historycznym, konsekwencjami. I stąd zaskakujące opinię publiczną całego świata, ale z punktu widzenia ratowania dobrego imienia Norwegii narzucające się natychmiastowe wycofanie „najwybitniejszej biegaczki wszech czasów” z rywalizacji w PŚ. A przed MŚ w Val di Fiemme, jak wszystkie podniesione obecnie wskaźniki opadną do poziomu dopuszczalnego, dojdzie do równie nagłego „cudownego ozdrowienia” i „wielkiej formy” Robokopa.
Osobiście nie zależy mi na złym zdrowiu Bjoergen. Więc wybieram trzeci wariant. Cos na kształt biegu łączonego obu przywołanych wyżej wariantów. To znaczy tak. Bjoergen nic nie jest i nie biegnie w TdS tylko ze względu na „podwyższone wskaźniki”. Ale po TdS, targana wyrzutami sumienia i obawą o utratę wszystkiego co ma w dorobku, kończy karierę „ze względów zdrowotnych”. Na to, w ramach konsensusu, mogę w ostateczności pójść.
Chociaż nie wiem. Bo kto, kurwa mać, zwróci Justysi te wszystkie ukradzione złote medale MŚ w Oslo i igrzysk w Vancouver?
PS
Podobno już w pierwsze święto poszedł w świat news, że Norweżka już trenuje. Więc jednak wariant numer 2. Czyli tak, jak podejrzewałem. A komisja antydopingowa, zamiast w try miga pojechać i ją teraz sprawdzić, czeka aż dostanie pozwolenie od tych, co ciągną w biegach za sznurki. A ci na cynk od norweskich lekarzy. Wesołe kółko różańcowe. Wzajemnej adoracji i zrozumienia. Głębokiego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości