Wstałem rano, czytam i oczom nie wierzę. Sportowcem roku wybrali Justynę! Przysiadłem z lekka na zydlu ze zdziwienia. No bo jak to? Były igrzyska? Były. Letnie? Letnie. Mieliśmy sukcesy? Jak by tego nie oceniać, mieliśmy. Mamy aktualnych mistrzów olimpijskich? Mamy. Majewski nawet drugi raz pod rząd hymnu na igrzyskach na swoją cześć wysłuchał. I co?
I tyle, że znów wygrała Kowalczyk. Raz przynajmniej ma dziewucha pożytek z tej Bjoergen. No bo dla mnie jest poza dyskusją, że tylko Robokopowi Polka zawdzięcza tę wczorajszą wygraną.
Bo Polak niby durrny jest. Potrafi przez pięć lat głosować na partię, która doprowadza kraj do ruiny i na krawędź przepaści, każąc mu jeszcze robić duży krok do przodu. Ale jak mu (dopiero co o tym pisałem we wczorajszym poście), ordynarnie i na każdym kroku, obcy krzywdzą najważniejszą kobitę w kraju, to nawet on, w ramach samozachowawczego instynktu, musi wyartykułować w jakiś sposób swoją opinię.
No i wyartykułował. Wyszło jak wyszło. W normalnej sytuacji Justyna tego plebiscytu wygrać nie powinna. Nie było igrzysk, nie było mistrzostw świata, nie było „nawet” zdobytego Pucharu Świata. Było za to dużo porażek z Bjoergen. Ale te „porażki” to, tak naprawdę, nie były porażki. I Polacy to wiedzą. I dali temu wyraz. I dobrze. Niech do tego jajogłowego FIS-u coś dotrze. Chociaż on akurat, jak sądzę, ma, podobnie jak inne organizacje działające na granicy prawa, takie sondaże w głębokim, jak nie głębszym, poważaniu.
Szkoda tylko Majewskiego. Żeby podwójny mistrz olimpijski ani razu nie został sportowcem roku w kraju, w którym w ostatnim czasie „produkcja” tego typu gości praktycznie stanęła w miejscu? Siem dziwiem. Mimo wszystko.
Nieźle ta Bjoergen musi nas wszystkich jeżyć. A teraz jeszcze dodatkowo Majewskiego:).
Inne tematy w dziale Rozmaitości