Drugi tytuł w tym roku?

Starsza z sióstr Radwańskich pokonała dzisiaj w nocy w Sydney, sam widziałem, Chinkę Na Li i, tym samym, znalazła się w finale drugiego już w tym roku turnieju WTA. Szanse wygrania sa spore. Abstrahując od tego, że w końcu Polka jest w tej chwili czwartą rakieta świata to jeszcze gra z Czeszką Cibulkovą. To, ze Czeszka jest dużo niżej w rankingu to nie jest ważne. Ważne jest to że, przynajmniej do tej pory, Radwańska świetnie sobie z nią radziła. Stan dotychczasowych spotkań trzy ucho dla Polki. Więc...:).
To niewątpliwie najlepszy początek sezonu krakowianki. Wygrała do dzisiaj dziewięć kolejnych meczów nie przegrywając żadnego. Wygrywa jak nakręcona. Każdy mecz rozstrzygnęła w dwóch setach.
Agnieszka ma tę cechę, że potrafi niemal jednocześnie doprowadzać swoich kibiców i do ekstazy, i do zawału. Dzisiaj, wykorzystując na początku słabą grę Chinki szybko wygrała seta a potem, jak stary wyga, kontrolowała grę. Prowadziła 5:2. Potem jest 5:3 i Polka ma w dziewiątym gemie 40:15 przy swoim serwisie. I oto nagle odcina sobie tlen, i oczywiście gema przegrywa. W gemie finałowym z kolei ma osiem piłek meczowych. We wszystkich ośmiu przypadkach czeka na to aż Li zepsuje piłkę. Na szczęście się doczekała. Ale ilem włosów z głowy nawyrywał to moje.
Mam nadzieję, że tak duża ilość spotkań rozegranych przed turniejem Wielkiego Szlema nie wpłynie na jakość gry Agnieszki w Melbourne. Ale nawet jakby miała wpłynąć, to tych noworocznych dwóch(?) tytułów już nikt jej nie odbierze. Myślę, ze tegoroczna polityka Radwańskiej jest słuszna. Jak się decydujemy na turniej, to walczymy w nim do końca na maksa. Tym bardziej, że jest początek sezonu i nie ma jeszcze po czym odpoczywać. Odpoczywać to będzie można po Australian Open. Szczególnie wtedy jak się uda skompletować hat-tricka. Ale by było:).