Smarowacze Justyny Kowalczyk byli dotąd uważani za równych, a momentami nawet lepszych od tych, którzy dobierają smary norweskim astmatyczkom. Szczególnie dobrze wypowiadała się Justyna o swoich specach od stylu klasycznego. W stylu klasycznym bowiem, jak twierdzą ci, co się na tym znają, smarowanie odgrywa rolę ważniejszą niż w łyżwie. I na tych dwóch swoich estońskich pomagierów nie dała nasza mistrzyni złego słowa powiedzieć.
Dzisiaj chyba przyszło jej zmienić zdanie. Sprawiając przez 80% dystansu wrażenie znacznie mocniejszej od finiszującej potem na mecie na czele dwójki Norweżek, przybiegła dopiero 18 sekund za nimi. Ledwo, ledwo pokonując czwartą na finiszu Japonkę.
Nie da się ukryć, że ogromna część, jeśli nie cała, wina jest po stronie naszych smarowaczy. Jeśli to wypadek przy pracy to pół biedy. Gorzej jakby tak miało być już na stałe i, nie daj Panie, na rozpoczynających się za miesiąc mistrzostwach globu. Wtedy, jak to mówią, po ptokach. Nie można walczyć jednocześnie z nieczysto grającym przeciwnikiem i niekompetencją swoich przybocznych.
Miejmy nadzieję, że taki numer w wydaniu pomocników Kowalczyk już się więcej nie powtórzy. Oni jej w końcu mają pomagać, a nie przeszkadzać.
Inne tematy w dziale Rozmaitości