Ładnie brzmi, prawda? Mi też się podoba.
Coś takiego jak w tytule ma miejsce, trzeba przyznać, niespecjalnie często. W sporcie również. W sportach zimowych, szczególnie ostatnio, do jakiejś wyjątkowej rzadkości to nie należy, ale akurat w biathlonie to ostatnimi czasy sytuacja wręcz kuriozalna. A do takiej doszło dzisiaj w biegu sztafet mieszanych na MŚ w czeskim Novym Meste.
Oczywiście jest to zdecydowanie bardziej pochodną tego, że to oni zawalili sztafetę, a nie nasza drużyna pobiegła w tempie Kowalczyk i Łuszczka. Ale, tak czy siak, nie było źle. Po biegu dziewczyn, czyli po pierwszych dwóch zmianach, byliśmy nawet na trzeciej pozycji. Potem stopniowo nasza lokata się pogarszała i skończyliśmy bieg na miejscu dziesiątym, ale ważne jest co innego. Nasza drużyna, szczególnie dwóch panów, potencjalnie nie miała szans znaleźć się w 10-tce. Ale goście dali z siebie wszystko co w danej chwili mieli. I to pozwoliło im, na najważniejszej imprezie sezonu, wygrać ze sztafetą, z którą przegrają następnych 49 biegów na 50.
Tak się reprezentuje barwy kraju, panie Błaszczykowski. A nie się truchta cały mecz międzypaństwowy przy linii, żeby być świeżym na mecz Borussi Dortmund.
Tak BTW. Jak te nasze dziewuchy będą biegły we wszystkich wyścigach tak jak dziś, to to się może skończyć, przez przypadek, nawet jakimś medalem. Byłby pierwszy w historii naszego babskiego biathlonu. Ale nic nie mówię, bo znów jedna taka tutaj blogerka powie, że to przez moje wróżenie medalu nie było:).
Inne tematy w dziale Rozmaitości