Tak to najkrócej trzeba ująć. Skoro mógł dzisiaj Kamil, który po konkursie na średniej skoczni, był chyba w jeszcze większym dole niż Polka po upadku w sprincie, to tym bardziej może w sobotę nasza Pierwsza Dama (w kategorii poniżej 100 kg, bo wyżej to, zdaje się, są inne liderki).
Przychodzi mi to pisac tym łatwiej, że dzisiaj w sztafecie Polka zmiotła wręcz Johaug z powierzchni ziemi. Zaraz po tym biegu przyszło mi, co prawda, do głowy, ze Norweżka może specjalnie biegła słabo, żeby uśpić czujność Justyny, ale na zdrowy rozum to niemożliwe. Nie wierzę. Pod tym względem to chyba nawet Norweżki są sportowcami z krwi i kości. A jeśli tak, to w sobotę złoto będzie jak drut. Chyba, że Bjoergen z Johaug wsadzą sobie w tyłki torpedy. Choć może bardziej w żyły. Bo na samych wziewach, pzry tak silnej Justynie, nie ujadą.
Słowo o Kamilu jeszcze. To było coś pięknego zobaczyć jak Polak w „małyszowy” sposób zwycięża w konkursie o mistrzostwo świata. W małyszowy czyli nie podlegający jakiejkolwiek dyskusji. Mało było w skokach tak sprawiedliwych konkursów jak ten dzisiejszy. Konkursów, w których Tepfer (skokowy bóg przez małe „b” w dwóch osobach) nie ma nic do gadania. Nie może szastać ani belką, ani wiatrem. I mało jest skoczni, na której szastanie belką przez trenera (od tego roku wprowadzono taki przepis, który pozwala co sprytniejszym trenerom niszczyć w ten sposób ducha sportu) daje tak znikome efekty. I w takim właśnie konkursie zwyciężył Kamil Stoch. To jest wielka nobilitacja. Dla niego i dla Polski. To dowód, że w sytuacji kiedy doping i kumoterstwo idą na bok, nasi sportowcy z miejsca stają w pierwszym rzędzie najważniejszych faworytów. To wielki powód do dumy, uważam.
W sobotę w biegu na 30 km warunki też powinny być zblizone do równych. Więc... Tak jak w tytule. Pani Justyno! Teraz Pani kolej.
Inne tematy w dziale Rozmaitości