Wbrew wszelkim płaczkom pogrzebowym twierdzę, że ostatnia rosyjska prowokacja dronowa stanowi jedno z najbardziej szczęśliwych wydarzeń dla Polski w 25 r. Na podobne działania nigdy nie wolno patrzeć odrębnie, tylko z szerszej perspektywy, łącząc ze sobą rozmaite operacje i analizując cele, które chcą osiągnąć sprawcy. W tym wypadku warto się spytać, PO CO Putin i jego ekipa zorganizowali tę prowokację?
Problem Rosji polega na tym, że po 3,5 roku PRZEGRYWA tę wojnę na wyniszczenie, a perspektywy są coraz gorsze, po prostu państwo jest zbyt słabe, aby sprostać takiemu wysiłkowi, gdy walczy od lat nie tylko z Ukrainą , ale również z całym NATO, którego potencjał gospodarczy jest wielokrotnie większy od rosyjskiego. Fatalnie dla Rosjan, ich sytuacja mocno przypomina hitlerowskie Niemcy, ponieważ ukraińskie drony coraz skuteczniej niszczą przemysł i logistykę, jednocześnie zaopatrzenie dla Ukrainy dopływa z całkowicie bezpiecznego Zachodu, jak kiedyś z Ameryki. W tej sytuacji zastosowali klasyczny "rozpaczliwiec", który miał dwa główne cele - z jednej strony miał pokazać zwykłym Rosjanom, że nie jest jeszcze tak źle, skoro NATO sie nas boi i pozwala się bezkarnie ostrzeliwać. Drugim była próba zastraszenia Polaków i Europejczyków, że oto zbliża się prawdziwa wojna z bezwzględnym nieprzyjacielem, przeciw któremu nie macie ochrony. Połączone to było z uaktywnieniem Agentury oraz maksymalną kampanią propagandową w mediach i Sieci.
Pechowo dla siebie zderzyli się czołowo ze zjawiskiem, którego wcale nie przewidzieli, gdy pomyślnie zakończyli akcję neutralizacji USA w toczącej się wojnie. Jak dobrze się im to udało, można było zobaczyć, słuchając wczoraj plecenia zastraszonego starca, który podobno ma być Najwspanialszym Prezydentem Ameryki. Tymczasem rolę wsparcia całkowicie przejęła Zjednoczona Europa, która natychmiast zadeklarowała znaczne zwiększenie sojuszniczych sił na naszej wschodniej granicy w celu stworzenia Bariery antydronowej i antyrakietowej. A najważniejszym celem budowy tej Bariery jest pokazanie Rosji i całemu światu, że Europa wreszcie bierze się do roboty i nikomu nie pozwoli się zastraszyć.
Przy okazji chciałbym wyjaśnić tytułowe "rzewne kity", czyli lament tzw. specjalistów na temat napaści Rosji na NATO, a szczególnie jej ofensywę na "przesmyk suwalski". Zacznijmy od "Przesmyku" - celem rosyjskiej ofensywy na niego ma być połączenie się z Kaliningradzką Enklawą, tymczasem jest to zwykła brednia z prostego powodu. Na Kremlu przecież wiedzą, że uderzając bezpośrednio na państwa NATO wywołają wojnę o wiele groźniejszą, niż z samą Ukrainą, która przecież wcale się nie zakończy. Będą więc mieli DWIE wojny pełnoskalowe zamiast JEDNEJ, której i tak nie potrafią wygrać. Tymczasem połączenie z Enklawą da sukces co najwyżej operacyjny, po którym prawdziwa wojna z NATO dopiero się zacznie, dlatego nawet dla Rosjan jest to bezsensowne posunięcie.
Najlepszym dowodem na to, że straszenie rosyjską napaścią na Polskę jest zwykłym kitem (albo elementem rosyjskiej próby zastraszenia Europy) są ćwiczenia "Zapad" na Białorusi. Rosjanom udało się naskrobać kilkanaście tys. wojska, ponieważ reszta armii czeka na ukraińskim froncie długości 1200 km na ostatnią letnią ofensywę na Donbasie. Więcej zwyczajnie nie mają po strasznych stratach poniesionych w "mięsnych szturmach", tymczasem polskie wojsko przygotowało Zgrupowanie Operacyjne " w razie czego" liczące do 40 tys. luda. A przecież na zapleczu nudzi się w europejskich koszarach do 1 mln zawodowych, wyszkolonych żołnierzy, wspartych potężnym lotnictwem.
Dlaczego nazwałem rosyjską prowokację "szczęśliwym zdarzeniem"? Już tłumaczę - gdy dawno temu, jeszcze za Lecha Kaczyńskiego, gdy chcieliśmy oderwać Ukrainę od wpływów Rosji, okazało się, że tylko własnymi siłami nie damy rady. Dlatego trzeba było zrobić to sposobem, czyli napuścić Rosję na awanturę z Zachodem. Mieliśmy wielkiego fuksa, że dzięki projektowi Wschodnie Partnerstwo udało się doprowadzić do Majdanu, a dalej to już poszło, poleciało :-). Cały czas jednak chyba największym problemem było zmusić do działania państwa Zachodniej Europy, przy ich czasem bardzo energicznym oporze, jak Niemiec Merkel i Schulza. Na szczęście (który to raz?)skutecznie, rzekłbym z entuzjazmem pomogli Nam w zbożnym dziele Putin i Trump, przekonując wreszcie europejskich polityków, że jeśli nie wezmą się do roboty, to Europę podadzą na stół w trakcie nowego podziału świata.
Ponieważ utrwalanie lekcji jest podstawą sukcesu, ostatnia rosyjska prowokacja spełniła bardzo pożyteczną rolę, wzmacniając przekaz, stąd szybka i energiczna akcja Zjednoczonej Europy, bez oglądania się na fumy Trumpa. Zgoda, zainteresowane państwa wyślą do nas po parę myśliwców na dobry początek, trzeba jednak pamiętać, że w ten sposób powoli, acz konsekwentnie wciągamy ich w NASZĄ rozgrywkę (Wielką Grę) z Moskwą o prymat w Centralnej Europie. Bo w razie czego na naszej granicy może się zameldować po parę dywizjonów, a wtedy to będzie całkiem inna gra! Natomiast najbliższym, niestety trudnym zadaniem będzie namówienie kochanych Sojuszników do utworzenia "bańki antydostępowej" dla rosyjskich dronów i rakiet nad Ukrainą Zachodnią. Do czego Ukraińcy są skorzy, natomiast my mamy doskonały argument, iż znacznie lepiej jest zbijać drony PRZED naszymi granicami ze wszelkimi z tym związanymi stratami! Sam jestem ciekawy, czy się uda ...
Do rosyjskich decydentów pomału dociera prawda o Realu, twardym Realu. Karaganow, najważniejszy ideolog Putinizmu obok Dugina własnie napisał w centralnej prasie zasadniczy artykuł, w którym w stylu bardzo wzniosłym, starannie osładzając przekaz, wytłumaczył Rosjanom dwie rzeczy straszne. Po pierwsze, Rosja PRZEGRYWA wojnę, bo zwyczajnie państwo jest za słabe, aby bez końca wytrzymać taki poziom strat i wydatków, a tymczasem Wróg się dopiero rozgrzewa i coś trzeba będzie zrobić, póki jeszcze można. Po drugie i o wiele gorsze, Rosja właśnie PRZEGRAŁA wielki polityczny i cywilizacyjny projekt wejścia do Europy, zapoczątkowany przez Piotra Wielkiego 300 lat temu. A przecież potrafiła w tym czasie nawet dominować nad nią, gdy Kozacy poili konie w Sekwanie lub stalinowska Armia Czerwona stojąc na Łabie straszyła ją pancernymi dywizjami. Tymczasem teraz Karaganow wprost proponuje wycofanie się z powrotem "na azjatyckie stepy", oczywiście motywując to upadkiem moralnym i cywilizacyjnym Europy. Innymi słowami, porzucić z pogardą Zachód i całą energię oraz wysiłki skierować w stronę wielkiej Azji.
Jeśli zauważymy, że od wieków marzylismy o posłaniu Moskwy właśnie z powrotem do Azji, z której mongolskie hordy przyniosły jej swoją mentalność i zdziczenie, można mieć wreszcie nadzieję, że wysiłki wielu pokoleń zaczynają przynosić rezultat. No nic, oby tylko nie zapeszyć....
Inne tematy w dziale Polityka