Na pewno wielu czytelników Salonu24 zastanawia się, skąd nagle tak ożywiony ruch po Lewej stronie sceny politycznej. Odpowiedź jest bardzo ciekawa i tłumaczy być może najważniejszą operacje polityczną w tym roku, co najmniej.
Wszystko zaczyna się od prostych rachunków ("na palcach"). Jakby nie liczył, jasne jest, że obecna koalicja nie uzyska w następnych wyborach większości, pozwalającej utworzyć rząd. PO mając na karku najcięższy od 80 lat światowy kryzys, którego konsekwencje będą odczuwalne jeszcze parę lat nawet w najlepszym wariancie i tak trzyma się świetnie, ale nie ma szansy na powtórzenie wyniku z 2011 roku. Pokazują to wszystkie sondaże. PSL natomiast jeśli nawet przekroczy 5%, to ledwo, ledwo, – wyraźnie zmiana szefa nie wyszła im na zdrowie. Dlatego do tańca trzeba będzie trojga (lub dwojga, jeśli PSL się omsknie). Z przyczyn oczywistych (macierewiczowych) PIS nie jest kandydatem na koalicjanta, wręcz odwrotnie! Pozostaje więc ktoś na Lewicy. Ta dość oczywista prawda wywołała właśnie burze emocji i energicznych posunięć.
Licytację zaczął były Prezydent Kwaśniewski, który zdecydował się na sojusz z Palikotem, jednocześnie ściągając do swoich szeregów kilka mocnych nazwisk. Tak utworzona Europa Plus mająca być partią o profilu socjaldemokratycznej, pozornie miała duże szanse, choćby z racji znacznie większej "strawności" przez Centrum w porównaniu z SLD. Przy okazji- pomysł, iż dwukrotny Prezydent wraca do polityki z całym impetem, aby załatwić kilka stołków w Europarlamencie dla kolegów, jest dowodem na zupełny brak orientacji w polityce. Tu rzecz idzie o władzę! A przynajmniej współudział we władzy...
Jednak wszelkie szanse zostały przekreślone jeszcze przed startem inicjatywy, gdy Naczelny Błazen RP Palikot publicznie oskarżył swojego koalicjanta o udział w aferze z więzieniami CIA i niedwuznacznie domagał się wyciągnięcia wobec niego konsekwencji prawnych. Potem potwierdził ten chyba najbardziej kretyński pomysł w dziejach III RP w wywiadzie z Olejnik. Jednym pełnym gracji strzałem udowodnił, że jest absolutnie niewiarygodnym partnerem, wybitnie groźnym dla sojuszników, odstraszył co mądrzejszych graczy, jak Olechowski i załatwił kompletnie Kwaśniewskiego. Spójrzcie teraz na byłego Prezydenta w czasie konferencji, przecież widać, że nadal nie może się pozbierać z tego "nokdaunu"...
Stary Lis Miller natychmiast zauważył, jaką dostał gwiazdkę z nieba. Przedstawił się Towarzyszom jako nowy Mojżesz, który doprowadzi ich do Ziemi Obiecanej, czyli udziału we władzy i do stanowisk, jednak pod warunkiem otrzymania wolnej ręki. Zaraz wykorzystał to do eliminacji Kalisza, który zresztą sam się podstawił, a potem przeczołgał Oleksego, aby pokazać ostatecznie wszystkim, kto tu rządzi. Widać zresztą, że Miller jest w doskonałej formie i wykorzystuje całe swoje doświadczenie. Niemniej Miller ma jeden duży problem, a jest nim akceptacja przez stronę postsolidarnościową. Przypomnę, że jeszcze nigdy SLD nie weszło do koalicji z żadną partią wywodzącą się z Opozycji. Jest to jednocześnie kłopot dla szefów PO, jak duży, wystarczy przypomnieć sobie niedawne działania frakcji Gowina...
Dlatego właśnie zaproszono na Kongres Lewicy Lecha Wałęsę i on to zaproszenie przyjął! Oczywiście nie dla żadnej własnej korzyści czy jakiś gierek osobistych, tylko w ramach wspólnej drużyny, w końcu obecna władza to prawie wszyscy jego dawni polityczni przyjaciele. Lech, światowa legenda Antykomunizmu i jego największy żyjący bohater (właśnie umarła premier Thatcher, ostatnia z przywódców walki z Komuną) ma za zadanie udzielenia czegoś w rodzaju gwarancji, że były komuch jest już całkowicie obłaskawionym lewicowym politykiem, z którym można prowadzić polityczne gry. Można zresztą nie lubić Millera, ale trzeba przyznać, że wszedł na stałe do pierwszej trójki czołowych graczy, a przecież tak niedawno był na dnie piekła dla polityków...
Inne tematy w dziale Polityka