Zacznę od nieco ogólnego stwierdzenia w ramach filozofii polityki- otóż MY, czyli ludzkość ma wielkie szczęście, że obowiązuje twarde prawo, zgodnie z którym łajdactwo i głupota danej władzy prędzej czy później doprowadza do porażki jej samej. Inaczej mówiąc, cyniczne zło najczęściej przegrywa, zatruwając i niszcząc samo siebie. Na to bardzo optymistyczne stwierdzenie mamy w historii taka ilośc przykładów, że wystarczałyby na dużą książkę, w tej notce chcę przytoczyć tylko kilka co ciekawszych przypadków.
Zacznę od Napoleona, który jest raczej jaskrawym przykładem politycznej głupoty, niz zła w czystej postaci. Doskonały dowódca, genialny organizator, obdarzony wieloma talentami poniósł totalną porażkę dzięki swojej największej wadzie, czyli kompletnemu niezrozumieniu zasad skutecznej polityki na poziomie strategicznym ( bo taktykiem w politycznych rozgrywkach bywał doskonałym). Nigdy nie zrozumiał pozytku z posiadania i współpracy z sojusznikami, w czym tak dobrzy byli Anglicy. Wielka Brytania w czasach swojej świetności nigdy nie toczyła wojny sama, zawsze w koalicjach i świetnie na tym wychodziła. Napoleon znał tylko dwie kategorie postaw- wrogów albo podwładnych, zaleznych od jego kaprysów. A potem sie dziwił, że w ciągu paru lat Hiszpania, jeszcze w 1805 r. walcząca po jego stronie przeszła do obozu wrogów, stając się czarną dziurą, w której topił swoje armie i całe fortuny. Tak dbał, aby Polska nie osiągneła zbytniej samodzielności, że doprowadził do katastrofy wyprawy na Moskwę. Przypomnę, że odrzucił plan Poniatowskiego równoległego uderzenia polskiego korpusu na Ukrainę, który całkowicie zmieniłby strategiczny obraz kampanii rosyjskiej. Nic więc dziwnego, że dwóch najlepszych francuskich polityków, czyli Fouche i Talleyrand przeszli na strone jego przeciwników jeszcze w szczycie napoleońskiej potęgi.
Przyładem zła połączonego z głupotą w klinicznej postaci jest oczywiście Hitler, napisano juz całe grube tomy o przyczynach jego porazki, jednak główną z nich było uparte przeświadczenie, że ludzie to bydło, z którym nie trzeba sie liczyć choćby w minimalny sposób. W efekcie kazał wymordować miliony rosyjskich jeńców, poddających się prawie bez walki w nadziei na przerwanie koszmaru stalinowskiej makabry, a potem nie mógł zrozumieć, dlaczego tacy sami żołnierze walczyli potem z ogromna determinacją i odwagą. Cierpiąc cały czas na brak siły roboczej zagazował miliony potencjalnych robotników, tracąc na to masę środków transportu i ludzi, tak potrzebnych na frontach. W sumie mozna się tylko zastanawiać, czy był większym głupcem, czy zbrodniarzem...
Stalin pozornie wyłamuje sie z tego schematu, jeden z najstraszniejszych zbrodniarzy w dziejach ludzkości zmarł u szczytu potęgi i niezliczone miliony płakały z żalu po nim ( co prawda nie mniej liczne miliony płakały z ulgi, że wreszcie zdechł). Jednak i on doprowadził do zniszczenia swoich marzeń - w globalnej rozgrywce o hegenomię nad światem( zwycięstwie światowej rewolucji) Sowiety miały szanse tylko w przypadku opanowania centrów produkcyjnych Zachodniej Europy wraz z milionami inżynierów i robotników. Stalin czekając na zniszczenie Powstania Warszawskiego rękami Niemców zmarnował bezcenne pół roku, przez co Alianci zdązyli sami zająć te okręgi przemysłowe, co zadecydowało o porażce Komunizmu. Drugą przyczyną, równie ważną był krach systemu władzy stworzony przez Stalina. Zniewolone narody co prawda słuchały rozkazów( Polacy jak zwykle najmniej), ale żadna siła nie potrafiła ich zmusic do wydajnej i twórczej pracy, co połączone z blokada społecznej komunikacji doprowadziło do samorozpadu tak pozornie potężnego imperium.
B. ciekawe sa wspólczesne przykłady, moim ulubionym jest Putin. Dążąc szczerze i z całych sił do odrodzenia wielkości Imperium rosyjskiego, jednocześnie sam rozwala ten plan własnie przez łajdactwo i głupotę. Wraz ze sforą swojej "Elity Kramlowskiej" dorwał się do niezmierzonej fortuny pochodzącej z okradania gospodarki opartej na eksporcie Ropy i Gazu. Dla świętego spokoju zezwolił na masową korupcje i okradanie kraju przez każdego, kto dorwał się do kawałka władzy, a przez to przegrywa wyścig w modernizacji gospodarki, decydujący o pozycji w globalnym świecie. Podobnie wygląda ta pozornie sprawna rosyjska dyplomacja- stale popierając głupie i zbrodnicze reżimy, które na dokładkę upadaja jeden po drugim, doprowadził do praktycznej izolacji na światowej arenie. Co gorsza, wystraszył wszelkich partnerów, którzy odnosza sie do Kremla ze skrajna podejrzliwością. Powtarza się ten sam schemat, co tyle razy w historii. Putin nie potrafi odmówić sobie frajdy ze zniszczenia wrogów, typu Chodorkowski czy obecnie Nawalny, nie umie traktować innych graczy jak partnerów, czyli według zasad gry i dlatego sam ostrzega przeciwników. Traci w ten sposób szanse na ugranie swojej partii, co najlepiej widać przy okazji przeciągania Ukrainy, gdy nawet pozornie prorosyjskie środowisko woli sie trzymac od Rosji z daleka( i bardzo słusznie).
Inne tematy w dziale Polityka