marek.w marek.w
821
BLOG

Starship - początek największej przygody cz. I - kosmiczny potwór

marek.w marek.w Badania i rozwój Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Uwaga, tekst jest skierowany raczej dla ludzi, którzy czasem podnoszą głowę, aby popatrzeć na rozgwieżdżone niebo. Dla tych innych dalsza lektura będzie pewnie stratą czasu...
 
Urodziłem się niestety na tyle dawno, aby pamiętać Gagarina, czytałem również z zapałem książki SF opisujące pierwsze loty na Księżyc, Marsa i inne planety, a później nadszedł czas, gdy wszyscy mogli z zapartym tchem  obejrzeć w telewizorze pierwsze kroki człowieka na Księżycu.  Wtedy wszystkim, nawet specjalistom lotów kosmicznych "morze było po kolana" i nie mogłem przypuścić, że dalsza ludzka "droga do gwiazd" będzie historią gorzkich rozczarowań.
Po tej magicznej nocy na Księżycu wylądowało jeszcze 10 astronautów, pobrano wiele próbek, dokonano wielu odkryć po czym cały program zamknięto i na pół wieku Księżyc pozostał w "splendid isolation ", wtedy to po raz pierwszy  kosmiczny potwór  pod niewinną nazwą " koszt wystrzelenia 1 kg ( 1 tony ) użytecznego ładunku na orbitę" pokazał swoje długie kły. Jeszcze długo miał straszyć kierowników programów kosmicznych w nocnych koszmarach...Ponieważ okazało się, że za cenę lądowania 12 ludzi na Księżycu można by zbudować ze 20 atomowych lotniskowców wraz z grupami lotniczymi!
 
Stworzona dzięki geniuszowi von Brauna rakieta Saturn 5 była ogromna, jednorazowa, budowana jednostkowo i w efekcie jej koszt przekraczał możliwości finansowe nawet najbogatszego państwa świata, już nie mówiąc o reszcie. Trzeba było wrócić do koncepcji Samolotu Kosmicznego ( SK ), czyli pojazdu startującego jak rakieta i lądującego jak samolot na lotnisku, a co najważniejsze, dzięki temu wielokrotnego użytku, co obiecywało znaczne obniżenie kosztów jednego lotu. Powinien mieć zbiorniki paliwa umieszczone w kadłubie oraz pokrycie kadłuba wytrzymujące ponad 1000 stopni C, powstające podczas powrotu do atmosfery w czasie lądowania. Niestety ówczesne technologie nie pozwalały na zbudowanie takiego samolotu, więc stworzono rodzaj  "erzac SK " i nazwano go Wahadłowcem. Zamiast jednolitego poszycia na kadłubie przyklejono tysiące płytek żaroodpornych, a odrzucany zbiornik wodoru był największą częścią wahadłowca.
 
Niestety, obsługa techniczna wahadłowca okazała się tak skomplikowana i droga, że po 20 latach służby i dwóch katastrofach i ten program zamknięto, okazało się, że koszt jednego startu wcale się n ie obniżył w porównaniu do jednorazowych rakiet. Co gorsza projekt  prawdziwego SK, zwanego " Venture Star",  mimo że rozwijany przez chyba największy prywatny koncern lotniczo-rakietowy Lockheeda również zakończył się klapą, poziom niezbędnej technologii nadal był nieosiągalny.
Zgoda, loty sond planetarnych rozwijały się bujnie, również wystrzelenia satelitów liczyły sie wręcz setkami rocznie, jednak loty załogowe ograniczały się tylko do stacji orbitalnych, na nic więcej budżety państwowych agencji kosmicznych nie pozwalały. Jak widać , kosmiczny potwór miał się całkiem dobrze, mimo wieloletniej pracy i gigantycznych nakładów na badania ogromnych zespołów badawczych.
 
W tej sytuacji NASA zdecydowała się na prawdziwego "rozpaczliwca", przedstawiając projekt budowy rakiety Orion, która miała wreszcie umożliwić lot na Księżyc i Marsa, za "dwadzieścia parę lat, jak dobrze pójdzie", a barierę kosztów  pokonać dzięki rozłożeniu na wieloletni budżet. Trzeba przyznać, że  rzadko można zobaczyć tak oczywistą i pełną kapitulację - koncepcja Oriona była żywcem ściągnięta z Saturna 5, nawet jej realizacja miała być według technologii z przed pół wieku ( w celu zapewnienia pełnej niezawodności i bezpieczeństwa :) ). Oczywiście koszt budowy i wystrzelenia nowej rakiety również niewiele miał się różnić od oryginału. Innymi słowami, NASA wróciła do punktu startu, również inne agencje kosmiczne nie miały nic nowego do zaoferowania poza jednorazowymi rakietami, uczyniono nawet  z tej konieczności obiekt dumy, jak to dzięki postępowi technicznemu rakiety są coraz lepsze i tańsze. Tylko, że ktoś porównał przemysł rakietowy do lotniczego i spytał niewinnie, czy na pewno spodobała by się nam koncepcja,  aby na każdy lot budować nowy samolot i ile by wtedy kosztowały bilety :-)
Tymczasem jasne się stało, że bez radykalnego obniżenia kosztów nie ma mowy o prawdziwej eksploatacji układu Słonecznego, ponieważ poważna działalność w dowolnej dziedzinie MUSI SIĘ OPŁACAĆ, inaczej pozostanie tylko w dziale hobby. Identycznie, gdyby w XVI wieku następcy Kolumba nie zgarnęli fortuny na złocie, przyprawach, cukrze czy w końcu opanowaniu nowych przestrzeni życiowych dla osadnictwa, do Ameryki do dziś pływały by pewnie tylko jachty i turyści. Losy ogromnej i nowoczesnej chińskiej floty oceanicznej za dynastii Ming najlepiej to pokazują. Inaczej mówiąc, dziś jak i zawsze o powodzeniu dowolnej inicjatywy decyduje, czy umożliwia ona dochodową działalność gospodarczą, a nic nie wskazywało, aby jednorazowe rakiety na nią pozwalały, zaś nowych, przełomowych koncepcji nie było.
Tak wyglądało pole bitwy z  Kosmicznym Potworem przed Muskiem....
 
Gdy pojawił się jakiś tam Musk i to znikąd, bo z RPA, gdzie wtedy to Murzyni zaczęli bić Białych i ogłosił, że zbuduje nie tylko najlepszą i najtańszą rakietę, ale na dokładkę będzie ona powracała na miejsce startu, stare wygi kosmiczne, które zjadły zęby na dekadach  projektowania i budowy rakiet, były nawet zadowolone, no bo w trudnych czasach dobrze zrobi człowiekowi nieco śmiechu. Tylko, że on ( to znaczy jego firma SpaceX ) naprawdę tego dokonała !
Dlatego, gdy Musk znów wrzucił bombę, twierdząc, że  jego nowy statek kosmiczny, zwany wtedy BFR jako pierwszy dokona załogowego lotu na Marsa, śmiejących się jakoś mocno ubyło, mimo absolutnej karkołomności całej awantury i niezwykle krótkich okresów czasu na poszczególne etapy operacji.
Tylko, że tak na prawdę, cały ten projekt marsjański jest faktycznie jakby tylko wisienką na torcie, rzeczywiste znaczenie Starshipa, jak ostatecznie nazwano BFR jest znacznie większe. Musk, jak to on, znów skonstruował doskonały chwyt promocyjny, aby dotrzeć do mentalności jak największej liczby zwykłych ludzi ułatwić sobie poparcie wśród inżynierów i inwestorów.
Ale o tym w następnym tekście...

marek.w
O mnie marek.w

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie