Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski
193
BLOG

Po co zdobywaliśmy Somosierrę?

Krzysztof Edward Mazowski Krzysztof Edward Mazowski Kultura Obserwuj notkę 2
Natarcie, które wykonał jenerał Montbrun na czele szwoleżerów polskich, rozstrzygnęło los bitwy. (13. Biuletyn Wielkiej Armii)

Polscy szwoleżerowie, czyli zmobilizowana polska elita, dotarli do Hiszpanii 4 marca 1808 roku. W boju po raz pierwszy znaleźli się 14 lipca 1808 r. – 6. kompania pod dowództwem Wincentego Radzymińskiego wspaniale szarżowała pod Medina de Rio Seco.


30 listopada 1808 roku polski pułk szwoleżerów pod dowództwem płk. Wincentego Krasińskiego rozlokowano niedaleko drogi prowadzącej do wąwozu Somosierra, gdzie Hiszpanie zgromadzili znaczne siły, mające zablokować dostęp do Madrytu. Pozycja u wejścia do wąwozu była poza zasięgiem ostrzału artyleryjskiego, ale docierały tam strzały hiszpańskiej piechoty.

Dyskusję na temat czy Somosierrę można w ogóle uznać za wąwóz podsumował Robert Bielecki, pisząc, że dla np. dla historyków francuskich ten problem właściwie nigdy nie istniał, bo stosowane przez nich pojęcie defilé oznacza cieśninę, a więc miejsce trudne do przejścia, za to łatwe do obrony. Ten spór został ostatecznie rozstrzygnięty – powszechnie przyjęto, że dolina Somosierry jest tak szeroka, iż nie sposób jej traktować jako wąwóz. Jednak z racji tego, że wszędzie zalegają odłamki skalne i że kawaleria mogła atakować jedynie wzdłuż drogi uznano, że była to rzeczywiście pozycja wyjątkowo trudna do zdobycia.

ZANIM SZWOLEŻEROWIE WYKONALI SŁYNNĄ SZARŻĘ, brudną robotę musiała wykonać francuska piechota. Zadanie polegało na ataku połączonym z zarzuceniem faszyną i zasypaniem rowów zaporowych, wykopanych przez Hiszpanów na drodze w wąwozie. I to zadanie wykonał z ogromnymi stratami 96. pułk. Do atakującej piechoty francuskiej Hiszpanie strzelali kartaczami z pierwszej baterii, ustawionej niedaleko wejścia do wąwozu. Dwie inne były ustawione odpowiednie wyżej, na kolejnych zakrętach drogi, a ostatnia na wzgórzu. Zdania są podzielone, czy były to 4 baterie po 4 działa, czy też ustawiono 3 baterie po dwa działa, a ostatnia na wzgórzu miała dziesięć armat. Jeżeli wiemy, że wąwóz był na tyle wąski, że szwoleżerowie musieli atakować w szyku czwórkowym – to wątpliwe wydaje się zmieszczenie na takiej przestrzeni 4 armat wraz z obsługą. Prawdopodobnie w wąwozie ustawiono 3 baterie po dwie armaty, co dawało znacznie mniejszą siłę ognia i tym samym większe szanse atakującym. Strzelano jednak kartaczami, co oznaczało wystarczająco dużą siłę rażenia, aby powstrzymać ewentualny atak. Dodatkowo Hiszpanie umieścili fizylierów na zboczach wąwozu, którzy prowadzili krzyżowy ogień karabinowy, skierowany na atakujących drogą.

PO FRANCUZACH PRZYSZŁA PORA NA POLAKÓW. Na rozkaz cesarza szwoleżerów poprowadził do ataku szef drugiego szwadronu Jan Kozietulski, dowodzący tego dnia trzecim szwadronem w zastępstwie nieobecnego Ignacego Stokowskiego. Kompaniami trzecią i siódmą dowodzili odpowiednio kapitanowie Jan Dziewanowski i Piotr Krasiński. Wynik szarży wszyscy znamy…

Napoleon wydał następnie rozkaz 1.szwadronowi szwoleżerów pod dowództwem Tomasza Łubieńskiego, aby umocnił pozycję zdobytą przez 3. szwadron. W akcji tej brał także udział pluton strzelców konnych francuskiej gwardii.

Tomasz Łubieński, szef 1. szwadronu szwoleżerów, który dokończył dzieło 3. szwadronu w wąwozie Somosierry, w roku 1821 opisał bitwę w podobnym duchu w czasopiśmie Wanda, ale podobno przez cały czas uważał, że to on należał do zdobywców Somosierry. Między pierwszym atakiem 3. szwadronu a wejściem do wąwozu 1. szwadronu minęło zapewne kilka lub kilkanaście minut, więc w zasadzie Łubieński także mógł czuć się uczestnikiem zwycięskiej szarży. Bitwa zresztą trwała nadal. Według szwoleżerów Niegolewskiego i Załuskiego szarżę wykonał tylko 3. szwadron, który zdobył wszystkie armaty. Natomiast Tomasz Łubieński twierdził, że ostatnią baterię armat, już po pierwszym opanowaniu jej przez Niegolewskiego, trzeba było zdobywać ponownie. Niegolewski został bowiem ciężko ranny i pozycję odzyskali na krótko Hiszpanie. Dopiero kolejna szarża, wykonana tym razem przez 1. szwadron Łubieńskiego opanowała tę pozycję.

KTO ZATEM UCZESTNICZYŁ W SZARŻY? Szwadron składał się zwykle ze 125 szwoleżerów, ale Robert Bielecki uważał, że w momencie bitwy stan był nieco wyższy. W wydanej w roku 1984 książce Dał nam przykład Bonaparte pisze, że w szarży uczestniczyło ok. 140 szwoleżerów. Natomiast w książce Somosierra 1808, wydanej pięć lat później, jeszcze podwyższa liczbę uczestników szarży, opierając się tym razem na tzw. kontroli pułkowej, czyli na rejestrze, w którym odnotowywano nazwiska wszystkich żołnierzy, wszystkie awanse i zmiany w ewidencji. Z kontroli wynika, że oprócz 14 poległych z 3. szwadronu, było także 2 poległych z 1. szwadronu, którym dowodził Łubieński, oraz 4 poległych z 2. szwadronu, z czego należy wnosić, iż musiał brać udział w walce. Wykaz kontroli pułkowej potwierdzają także nazwiska poległych zawarte w raporcie ppłk. Pierre'a Dautancourta "Noms des hommes tues et blesses a Somo Sierra". Zdaniem Bieleckiego, relacja Krasińskiego ogłoszona 28 stycznia 1809 roku w Gazecie Poznańskiej, napisana 9 grudnia 1808 roku w San Martin pod Madrytem, stwierdza wyraźnie: "Trzeci szwadron pod dowództwem szefa Kozietulskiego dostał rozkaz uderzenia na działa stojące na drodze. Uderzył natarczywie ten szwadron, lecz zastanowił się nieco, gdy szef Kozietulski mając pod sobą ubitego konia, upadł na ziemię. Ale stanął zaraz na jego czele kpt. Dziewanowski i wpadł na działa, z których sam Niegolewski jedno odebrał. Za tym szwadronem posłano zaraz drugi pod dowództwem szefa Tomasza Łubieńskiego, lecz już tamten większą połowę dział zdobył. Połączone więc poszły w pogoń".

DYSKUSJA O SZTURMIE NA ARMATY W WĄWOZIE trwała na dobre jeszcze podczas powstania listopadowego, w którym brali udział jej uczestnicy, a nawet wiele lat potem w miarę druku pamiętników, publikacji historycznych i polemik prasowych. Czy była tylko jedna szarża, czy może więcej? Kto brał w nich udział? Czy Łubieński zdobywał armaty? Ile było hiszpańskich armat i jak były ustawione? Czy w natarciu brali udział Francuzi? Czy adiutant Napoleona, Philippe Ségur, został ranny w bitwie, czy też wcześniej, a w bitwie wziął udział dopiero... w swoich pamiętnikach? Czy Napoleon zwariował, posyłając szwoleżerów na pewną śmierć, czy też był to przebłysk geniuszu, który pozwolił otworzyć drogę na Madryt szybko i w sumie z minimalnymi, choć polskimi stratami? A może była to kolejna rata krwawej spłaty polskiego długu? Pułkownik baron Marcellin de Marbot, znajdujący się wówczas w otoczeniu cesarza podsumował: "Polacy mają tylko jedną zaletę, ale za to posiadają ją w pełni – są bardzo odważni". I tak lekceważenie zmieszało się z podziwem, co nie przeszkodziło, aby potem w 13. Biuletynie Wielkiej Armii z 2 grudnia 1808 roku, a jeszcze później we francuskich dziełach historycznych uwypuklić zasługi francuskie. Oto treść 13 Biuletynu:

"Św. Martin, blisko Madrytu. Dnia 2 grudnia 1808.

Dnia 29 listopada główna kwatera cesarza przeniesiona została do wsi Bocequillas. Dnia 30 o świcie książę Belluno (marszałek Victor) stanął u stóp Somosierry. Dywizja trzynastu tysięcy armii rezerwowej hiszpańskiej broniła przejść tej góry. Nieprzyjaciel sądził, że nie można go pokonać na tej pozycji. Oszańcował był cieśninę, którą Hiszpanie nazywają puerto i obsadził ją 16 działami. 10. Pułk lekkiej piechoty uwieńczył prawą stronę drogi; 96. pułk udał się gościńcem (chaussée), a 24. postępował na lewo pod górę. Jenerał Sénarmont z sześciu działami posunął się gościńcem. Ogień ręcznej broni i armatni rozpoczęły się z obu stron. Natarcie, które wykonał jenerał Montbrun na czele szwoleżerów polskich, rozstrzygnęło los bitwy. Natarcie świetne, jakie się kiedykolwiek odbyło, w którym ten pułk okrył się sławą i okazał się być godnym uczestniczyć w gwardii cesarskiej. Działa, chorągwie, strzelby, żołnierze, wszystko to zostało zdobyte, odcięte albo schwytane. Ośmiu szwoleżerów polskich zginęło na działach, szesnastu zostało rannych. Między tymi ostatnimi kapitan Dziewanowski tak ciężko został ranny, że zostaje prawie bez nadziei. Major Ségur, furier (maréchal des logis) domu cesarskiego, nacierając między Polakami, odniósł kilka ran, z których jedna dość ważna. Owe szesnaście armat, dziesięć chorągwi, około trzydziestu wozów amunicyjnych, dwieście wozów różnych pociągów, kasy pułków, oto są owoce tej świetnej rozprawy. Pomiędzy jeńcami, którzy są bardzo liczni, znajdują się wszyscy pułkownicy i podpułkownicy korpusów dywizji hiszpańskiej. Wszyscy szeregowi byliby zabrani, gdyby nie byli porzucili broni i nie rozpierzchli się po górach. Dnia 1 grudnia główna kwatera cesarska była w St. Augustin, a książę Istrii (marszałek Bessiéres) przybył z jazdą uwieńczyć pagórki madryckie. Piechota nie będzie mogła przybyć aż 3-go. Wiadomości, które dotąd powzięto, każą sądzić, że miasto jest widowiskiem różnych nieporządków i że bramy są zabarykadowane. Powietrze jest bardzo piękne".

JAK WIDAĆ, SUKCES MA WIELU OJCÓW... Kto tak naprawdę zdobywał Somosierrę? Niegolewski, który chyba nigdy nie był przekonany o udziale Łubieńskiego w szarży, tak wspominał po latach:

"Było to w roku 1831 na obiedzie u naszego wodza Skrzyneckiego. Łubieński utrzymywał, że za 3-cim szwadronem on z pierwszym szwadronem szarżował i baterię Hiszpanom odebrał. Ja jemu na to powiedziałem, że jeżeli nazywa szarżą odbieranie armat, przy których nie masz kanonierów, to przyznaję, gdyż 3-ci szwadron kanonierów hiszpańskich był częścią porąbał, częścią do ucieczki zmusił. Jak Łubieński zaś twierdził, że ja o tym sądzić nie mogę, gdyż leżałem tam na placu ranny bez przytomności, ja jemu zaś, że Hiszpanie na inne szwadrony pułku chevau-legerów, którzy po 3-cim szwadronie na baterie pod Somosierrą szarżowali, nie granatami, nie kartaczami, lecz karmelkami zapewne strzelać musieli, kiedy oprócz tych, co z trzeciego szwadronu polegli i rannymi byli, żaden żołnierz ani oficer innego szwadronu nie był ani zabity, ani ranny".

Jeżeli więc nawet udział Łubieńskiego w zdobywaniu już zdobytych przez Niegolewskiego armat może być kwestionowany, to niewątpliwie ma on, wraz ze swoim 1. szwadronem, zasługę w utrwaleniu przewagi w wyniku zdobycia wąwozu. Jego atak przyśpieszył i przypieczętował ucieczkę Hiszpanów z zajmowanych za wąwozem pozycji. Łubieński ścigał ich na odcinku dwóch mil i zajął ze swoim oddziałem miasto Buitrago.

PUŁK POZOSTAŁ W HISZPANII do lutego 1809 r. W tym czasie brał udział w zdobyciu Madrytu, a następnie w walkach marszałka Soulta z Anglikami w Portugalii. Stu szwoleżerów pod dowództwem Tomasza Łubieńskiego eskortowało Napoleona podczas jego powrotu do Paryża. Po zakończeniu wojny z Austrią dwa szwadrony szwoleżerów powróciły do Hiszpanii, jednak nie uczestniczyły w działaniach wojennych. Rozmieszczono je w rejonie Valladolid, w północnej części kraju, gdzie pełnili przede wszystkim służbę garnizonową, ucierając się z partyzantami. Pod koniec 1811 roku szwadrony te zostały ściągnięte do Chantilly. Później tylko około 400 lekkokonnych walczyło w Hiszpanii nad Ebro pod dowództwem grosmajora gwardii cesarskiej Charlesa Delaitre'a. Potem była Rosja, kampania niemiecka i francuska... I wreszcie szwadron Pawła Jerzmanowskiego, ostatni napoleońscy Polacy, towarzyszył Napoleonowi na Elbie.

A na koniec nieśmiałe pytanie - po co tak naprawdę zdobywaliśmy Somosierrę? Dlaczego uczestniczyliśmy w podboju suwerennego kraju? Polski historyk, Marian Kukiel wyjaśniał to kiedyś tak:

Choć wszędzie piękna sława - dla kraju usługi, szły w roku 1808 do Hiszpanii regimenty polskie. Reprezentować szły ojczyznę w tej wojnie odległej, w składzie wojsk Napoleona, imię polskie nową odkrywać chwałą wojennego męstwa, a krwią przelewaną hojnie, kupować Polsce pomoc potężnej Francyi. Szły także, aby w bojach nieustannych zahartować się jak stal, przeobrazić w najprzedniejsze wojsko świata, zdobyć wiedzę bojową, a później to wszystko ponieść w ofierze sprawie ojczystej...

Ale - czy miał rację?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura