Jeśli obce państwa chcą dawać zasiłki na polskie dzieci, to brać...
Pewna pani pyta redakcję ( Polska Dziennik Bałtycki, 16 października 2007) przedstawiając swoją sytuację rodzinną - Mam trójkę dzieci. Mąż przez kilka miesiecy w roku pracuje w Niemczech. Zbiera owoce, pomaga przy wykopkach i w szkółce drzewek ozdobnych. Czy możemy starać się o niemiecki zasiłek rodzinny?
Redakcja - Do niedawna Niemcy odmawiali pracownikom sezonowym zasiłku rodzinnego dla dzieci. Pod naciskiem Brukseli Bundestag skreślił z ustawy ograniczenia. Skorzysta na tym już w tym roku 300 tys. Polaków i około miliona polskich dzieci. Dziwny rozdział - Polacy i dzieci polskie. Ale w śródtytule napisano rozsądniej - Z zasiłku na dzieci może skorzystać w Niemczech 300 tys. rodzin. I dalej - W Niemczech zasiłek rodzinny wynosi niemal 2 tys. E rocznie. Rodzic może otrzymać zasiłek na każde dziecko, które uczy się i nie skończyło 27 lat, nawet jeśli mieszka w Polsce. Zachęcam do starania się o ten zasiłek, który w przypadku rodziny z trojgiem dzieci wyniesie ponad 4 tys. zł.
Podczas czytania tej porady przemknęły mi przed oczyma liczne interwencyjne programy ukazujące biedę polskich wielodzietnych rodzin - matka obłożnie chora, ojciec bezrobotny (bo nie ma pracy w okolicy) i kilkoro dzieci, często także z rozmaitymi chorobami (bo jak Los się uprze, to zwykle takie rodziny są nie tylko wielodzietne, słabo wykształcone, ale równiez bezrobotne i chorowite). I tu otwiera się niemieckie eldorado dla takich polskich rodzin! Zamiast biadolić na Los i na niezaradny rząd, niech jedno z rodziców wybierze się do Niemiec i niech przez parę miesięcy a to pozbiera owoce, a to drzewka niech przesadzi, a to liście pograbi. Już za samą robotę weźmie więcej niż dyplomowana pielęgniarka czy nauczycielka w Polsce, które uczyły się wiele lat i trwały na swoim zawodowym stanowisku pracy. A do tego zasiłek jako prezent od Unii (w tym przypadku od państwa niemieckiego). Nie zapominajmy, że w Polsce są osoby, które wspomniane 4 tys. zł otrzymują jako rentę w ciągu całego roku.
A jeśli do Niemiec pojedzie rodzic, który ma dzieci (liczbowo) w okolicach tuzina? To Niemcy więcej wydadzą na zasiłki niż zapłacą za pracę... Takim rodzicom polskie władze powinny wydawać paszporty za darmo i nasyłać na nich urzędników namawiających do wyjazdu, choć na parę miesięcy. No i kredytować wyjazd przynajmniej do granicy, czyli do bram raju na Ziemi. Sporo budżet zaoszczędzi na zasiłkach dla polskiej dziatwy oraz na pomocy socjalnej dla biednych rodzin. Niech Niemcy płacą, skoro są frajerami. Sądy rodzinne powinny w trybie ekspresowym załatwiać adopcje. Jeśli ktoś ma gromadkę własnych dzieci i przymiera głodem, to niech ekspresowo zaadoptuje kolejnych kilkoro pacholąt, np. brata, siostry lub sąsiada i jedzie pielęgnować rabatki. Dzieci i tak pozostaną z własnymi rodzicami, ale skoro można wyssać aż tyle europów z bogatego unijnego państwa, to dlaczegóż by nie? W końcu instytucja fikcyjnych małżeństw i rozwodów jest znana w Polsce i przynosi zyski, to dlaczegóż by nie przećwiczyć nowych możliwości? Zwłaszcza, że za rozwodowe machloje przelewamy złotówki w obrębie kraju, a w omawianym projekcie do Polski wpłyną dodatkowe środki z zewnątrz. Polska zaradność? Już lepiej taka, niż inna polska specjalność - wjeżdżanie kradzionym autem w witrynę jubilera.
Parę dni temu pokazano Polaka, który pięknie grał na pianinie. Sprzątał w londyńskim kościele, ale jak pograł na organach, to go odkryto i zrobił się sławny. Pewnie będzie robił to, co lubi i umie najlepiej. Ale co wstydu przyniósł Polsce, to jego (i nasze). Europejskie media mniej lub bardziej przyjaźnie nagłośniły tę sprawę. Ile Polek i Polaków przynosi wstyd Polsce? Kilka miesięcy temu słynna siłaczka sortowała brytyjskie śmieci. Żadna praca nie hańbi? Jeszcze za komuny wyjechała na Zachód pewna rodaczka, która również sprzatała, ale u milionera. Okazało się, że zna się na sztuce (była po historii) i facet zmienił jej etat na bardziej eksponowany. Na koniec awansowała jeszcze bardziej wychodząc za niego za mąż. Po śmierci męża, po procesie z jego rodziną i po umiejętnym lokowaniu pieniędzy jej majątek oszacowano na prawie 3 mld dolarów (2004). Mało co, a kupiłaby Stocznię Gdańską.
Dlaczego te przykłady i wyzłoszczenia? Bo świat należy do ludzi odważnych, zaradnych i zwykle cwanych. A nie do nauczycieli, funkcjonariuszy, urzędników, techników czy lekarzy, którzy szarpią się w robocie, czy to już w dawnej PRL, czy to już w obecnej RP, w których po 30 latach pracy nie mają jeszcze średniej krajowej,ale "za to" mają rokowania na kiepską emeryturę. Przecież nie wyjadą za miedzę i nie będą rozpoczynać kariery po pięćdziesiątce i od starania się o zasiłek dla dzieci (choćby i studiujących)... Ale skoro rozrzutne państwa chcą uczestniczyć w pomocy dla polskich dzieci i to nie nie ujmuje ani polskim obywatelom, ani polskim urzędom...