Pewna psycholożka (o inicjałach OP) na znanym portalu zamieściła ponad rok temu artykuł pt. Mayhem do rządu RP: "Pocałujcie nas w tyłek". Nie dość, że cytuje w tytule inwektywy obrażające rząd RP, to również w artykule zamieszcza cytaty muzyka, niejakiego Csihara w rodzaju - Faszystowsko-religijny europejski rząd skrywa się za fasadą demokracji. [...] Czy to może oznaczać nową formą religijnej dyktatury i inkwizycji? [...] Jak długo będziemy cierpieć ze strony fałszywych, chorych, zaburzonych polityczno-religijnych dyktatur? [...] Gdzie jest granica wolności wypowiedzi, sztuki, religii? Może w tyłku ich papieża? Chciałbym powiedzieć polskiemu premierowi i jego rządowi, aby pocałowali nas w tyłek i odpieprzyli się od nas!
Jak widać, p. OP w ramach cenionej przezeń wolności słowa, pozwala sobie na cytowanie tekstów obraźliwych wobec rządu RP oraz papieża. I nikt nie zauważa, że to są inwektywy. Czy w ramach cytatów można zamieszczać zniewagi, obelgi czy wulgaria? Ale w listopadzie (rok temu) pani OP zdjęła moją krytyczną wypowiedź korzystając ze swoich prerogatyw, przy czym nie poinformowała, które słowa uznała za obraźliwe i wobec kogo. Prawdopodobnie chodziło o słowo zdzira/ździra nieskierowane ani do OP, ani do żadnej konkretnej osoby, która mogłaby się czuć obrażona. Skąd nagle ta troska o słownictwo na portalu? No i nie rozumiem stanowiska redakcji, która nie potrafi ocenić co to są inwektywy i aprobuje zdjęcie tekstu. Nie wystarczy ocena jednego słowa, to musi być cały obraźliwy kontekst, a według mnie nie jest obraźliwszy, niż zacytowane fragmenty.
I to zamieszcza osoba oddana sprawie równości wszystkich ludzi niezależnie od wiary, seksualności i poglądów? Jeśli ktoś zamieszcza wulgarny list jakiegoś drugorzędnego zespołu, to albo się z tym tekstem utożsamia, albo krytykuje. Ponieważ p. OP komentuje ów list - Powodem była obawa przed obrazą uczuć religijnych ze strony zespołów - uznanych gwiazd metalu, a to oznacza, że utożsamia się z oburzeniem tego zespołu, wszak gdyby było inaczej, to zbojkotowałaby ten bełkot niewydarzonego muzyka, a ponadto nie oceniałaby zespołu jako uznane gwiazdy metalu.
Poza tym - jaką wiarygodność ma p. OP, jeśli zdejmując komentarz o zdzirach/ździrach jednocześnie zarzuca rządowi bezprawną ingerencję w działalność uznanych gwiazd metalu? I jakże groteskowo wygląda skasowanie mojego wątku, a jednocześnie zamieszczenie przez p. OP wypowiedzi o hołocie - Część z nas dziś zaśnie wyjątkowo spokojnie, w poczuciu dumy z naszego ministra, który wreszcie zaprowadzi w tej tajemniczej hołocie należyty porządek (w jej artykule Zero tolerancji, czyli wojna dorosłych z dziećmi)? To hołota jest nieobraźliwym słowem?
Jak na specjalistkę psychologii oraz jak na osobę popierającą wolność słowa, to zaiste jednostronne korzystanie z tej wolności - sama garściami czerpie z zasad konstytucji, ale wobec innych jest cenzorem. Czy tak przedstawia się moralność przyszłej dziennikarki? Idąc ustalonym tropem wytyczonym przez szlachetną p. OP - jeśli obiektywnie zamieściła list zespołu, bo uznała, że jest jej takie dziennikarskie prawo lub nawet obowiązek, to czy ja mogę dokładnie to samo uczynić?
Okazuje się, że w niektórych mediach można cytować znane osoby (choćby słabo, jak pokroju owego Csihara), ale już nikomu nieznanego szwagra z podobnym tekstem nie można zacytować? Gdzie konstytucyjna równość?
Redakcji owego portalu zaproponowałem dokładnie rok temu zamieścić mój podobny w słownictwie tekst i... został zamieszczony -
Nawiedzona absolwentka psychologii skrywa się za fasadą demokracji. Czy to może oznaczać nową formą przyszłej dyktatury i inkwizycji? Jak długo będziemy cierpieć ze strony fałszywych, chorych, zaburzonych psycholi/psychologów? Gdzie jest granica wolności wypowiedzi i krytyki? Może w tyłku Redakcji? Chciałbym powiedzieć miłej p. OP i sympatycznej Redakcji, aby pocałowali mnie w tyłek i odpieprzyli się ode mnie! Kto wreszcie zaprowadzi porządek w tej tajemniczej hołocie?
Nikt nie lubi płacić podatków i każdy bodaj jest przeciwnikiem cenzury. Ale zapominamy, ze obie te instytucje były, są i będą. Tylko trzeba znać umiar. Jak czytamy kontrowersyjne teksty skierowane do innych osób, a jak te same teksty skierowane już do nas?
Jeśli do pewnej godziny nie można pokazywać reklam czy filmów, to znaczy, że jest cenzura. Jeśli w USA nie mógł kiedyś występować zespół muzyczny wychwalający komunizm a obecnie zamachy lotnicze, to jest cenzura. Jeśli wielomilionowe kary ma zapłacić jakaś grupa religijna za pochwałę zabijania amerykańskich żołnierzy w Iraku, to także jest cenzura. Najbardziej znana chyba cenzura jest zakaz wydawania "Mein Kampf". Zatem uznano, że państwo ma prawo ingerować w sferę nadawania i odbierania pewnych społecznie szkodliwych tekstów. A kto ma pewność, że cenzura tego czy innego dzieła lub "dzieła" jest właściwa? Pewności może i nie ma. Ale każdy normalny człowiek czuje, że publiczne naśmiewanie się z religii czy śmierci jest karygodne. Inna sprawa, że dzisiejsze karygodne zachowania, jutro będą akceptowane. A dlaczego? Bo świat pomału się stacza! Jak obszar ziemi uprawej się zmniejsza, jak poziom mórz się podnosi, tak obyczajowy poziom światowej kultury politycznej (ale także szkolnej, filmowej, międzysąsiedzkiej) systematycznie spada. I należy tym zjawiskom przeciwdziałać.
Gdyby w naszym kraju istniało ciało złożone z kilku poważanych i powszechnie akceptowanych sędziów, którzy by na bieżąco oceniali dyskusje polityczne i ingerowali w przekazywane zdania, to nie byłoby tyle chamstwa w naszym życiu politycznym. Takie gremium w parę godzin po wypowiedzi określałoby co było naganne i wyznaczało karę. A kary? Np. dana partia zapłaciłaby kilkaset tysięcy złotych na cele społeczne. Albo by zmniejszono limit czasu do dyspozycji w ramach agitacyjnego czasu antenowego. Albo o kilka procent zmniejszono by dotacje ze środków publicznych. Albo do faktur za reklamę doliczano by kilkunastoprocentowy karny podatek.
Podsumowanie - podatki i cenzura są niezbędne. Ale przemyślane i układające się w logiczne systemy.