Na wigilię 119 miesięcznicy katastrofy smoleńskiej
oraz 23 miesięcznicy nieobchodzenia miesięcznic.
Pewnie nigdy nie będę potrafił dokładnie rozstrzygnąć jakie były prapoczątki zespołu ekspertów Macierewicza. Według jednej wersji to Marek Dąbrowski po wygryzieniu sympatycznej gambistki prowadził casting takich "ekspertów" spośród blogerów S24. W tej wersji ja z profesorem KaNo zwyciężyliśmy pozostawiając pobitym polu protegowanego posła Chłopka inżyniera Rexturbo, który opisawszy owe historyczne wydarzenie udał się na pielgrzymkę po oddziałach zamkniętych w Krakowie i Rybniku a oficjalnym celem peregrynacji miało być poszukiwanie śladów mojej tam bytności. Za tą wersją przemawia pełna swady i tupetu tyrada Marka Dąbrowskiego - architekta i hobbysty militariów o tupolewie przerobionym z bombowca.
Nieco inne pradzieje przedstawiał w wywiadach profesor KaNo - według niektórych wywiadów na "badanie" katastrofy umówiony był ze swoim znajomym Macierewiczem już pół roku wcześniej. Nie jest to całkowicie sprzeczne z pierwsza wersją - rolą Dabrowskiego byłoby wtedy świadome lub nieświadome poszukiwanie w internecie ekspertyzy dla eksperta KaNo a castnig z udziałem blogera Rexturbo inscenizacją.
W każdym razie w castingu jako najbardziej rozwojowa zwyciężyła
"ekspertyza dwóch wstrząsów" , które wykazały się niezwykłą podatnością jako materiał do namnażania, mutowania i przenoszenia.
W linkowanym wywiadzie choć zgodnym z informacjami jakie wtedy otrzymywałem, z perspektywy lat i bagażu kolejnych informacji, story o tym, że Binienda dotarł do profesora KaNo wydaje mi się naiwne. Binienda a zwłaszcza jego żona - aktywistka polonijna w słowach Kaczyńskiego "Tu-154 to w istocie przerobiony bombowiec" i "brzoza o średnicy 40 centymetrów nie powinna mu urwać skrzydła" zwietrzyli szansę. Moim zdaniem odbyło się to tak, iż Biniendowa rzekła do mężą - masz program i komputer to policz, że skrzydło skosi brzozę. Przemawia za tym sposób w jaki Binienda mówił o obliczeniach na komputerach w całym Ohajo przy użyciu kosmicznego programu choć w tym samym mniej więcej czasie dr Szuladziński milczeniem skwitował sugestię, iż swoje, tylko nieco prostsze obliczenia wykonał na leciwej workstation. Binienda, jako jedyny w tamtym czasie posiadacz tytułu profesora choć mało znanej to jednak amerykańskiej uczelni, na dodatek przedstawiający "naukowe" dowody słuszności zdania prezesa, stał się gwiazdą zespołu Macierewicza a atmosfera aplauzu panująca wśród słuchaczy jego wykładów sprzyjała bezkrytycznemu traktowaniu swoich wyników. Niestety już pierwszy wynik był po pierwsze uzyskany z błędnymi ustawieniami programu ( wartość default parametru plastyczności drzewa pozostawił niezmienioną co odpowiadało drzewu z ciasta na kopytka) a po drugie z kilkakrotnie zawyżonymi grubościami blach dźwigara. Binienda dosyć szybko zdał sobie sprawę, że jego wyniki nie mają ani żadnej wartości dowodowej ani poznawczej. Być może przy pomocy symulacji "bielskiej" i artykułu, w którym przyznał, że dźwigary o grubości 5mm (a prawdziwa grubość to ok. 3mm) istotnie uszkadzają skrzydło próbował zawrócić z drogi oszustw ale wytrwał w oszustwach i konfabulacjach a nawet znacząco je pogłębił. W takiej sytuacji oczywiście nie mógł sobie pozwolić na ujawnienie danych wejściowych, bo zamiast składać katalog jego błędów i oszustw z fragmentów jego wypowiedzi otrzymalibyśmy go w jednym kawałku na talerzu. Przy tym obrał infantylną taktykę ukrywania danych. Tłumaczenie w polskiej prokuraturze "najpierw musiałbym dostać na to zezwolenia NASA i mojej uczelni, gdyż są tam pewne informacje, które mogą być tajne dla użytkowników poza USA" powtarzał na spotkaniach organizowanych mu przez Polonię - na przykład jeszcze w 2015 roku w Australii - "dane z amerykańskich placówek badawczych są dostępne, ale w drodze specjalnej procedury, bo nawet FBI musi sprawdzić czy nie ujawnia się jakiejś tajemnicy państwowej lub komercyjnej". Abstrahując od tego, że dane o wytrzymałości drzewa są powszechnie dostępne w literaturze a dane o budowie skrzydła tupolewa wynikają z nieco tylko trudniej dostępnej wiedzy o konstruowaniu samolotów to czemu niby NASA i FBI miałyby się angażować w utrzymywanie w tajemnicy danych należących do biura Tupolewa oraz doktora Bodina.
Po sześciu latach serial oszukańczych animacji Biniendy niechlubnie się skończył, ponieważ jako wiceprzewodniczący podkomisji Macierewicza uzyskał dostęp do bliźniaczego tupolewa, którego podkomisja zaczęła ciąć na kawałki. Oczywiście skrzydło pocięto w miejscu, które według prezesa Kaczyńskiego było specjalnie skonstruowane do koszenia drzew bynajmniej nie po to, aby Binienda zmierzył suwmiarką grubości blach i przy ich pomocy definitywnie zdemaskował MAK i KBWL ale w poszukiwaniu ładunków wybuchowych, które zainstalowano w Samarze - zapewne na wypadek, gdyby wybuchy w pierwszym tupolewie bratu prezesa udało się przeżyć. Równocześnie Binienda zainicjował badania aerodynamiczne tupolewa. Swoistym kuriozum jest, iż w linkowanym referacie używa pojęcia "kąta ataku". Pomijając, iż w poprzednich tekstach używał pojęcia "kąta natarcia" to co najmniej aż do końca 2016 roku nie odróżniał kąta natarcia od katów wznoszenia i pochylenia. Strach pomyśleć, że inicjator "programu aerodynamicznego" mógł wymyślić sobie czwarty kąt, którego nie odróżnia od trzech pozostałych.
Przeprowadzone w WAT i IL badania w tunelach aerodynamicznych oraz obliczenia teoretyczne w WAT przyniosły przyzwiotą zgodność z literaturą podstwowych danych aerodynamicznych oraz niestety rozbieżności i niedokładności w danych rzadziej gdzie indziej publikowanych lub niedostepnych. W raportach podkomisji były wykorzystywane albo bez zrozumienia albo wręcz przekłamywane. Przekłamania dotyczyły możliwości powstrzymania przechylenia po utracie fragmentu skrzydła. Trudno sobie wytłumaczyć cel takich oszustw skoro równocześnie udowadniano, że ten fragment został odwybuchnięty.
Według wszelkich znaków na niebie i ziemi obecnym wkładem Biniendy w badanie zamachu na brata prezesa jest jeżdżenie z walizką pieniędzy, za które usiłuje kupić jakąś opinię zagranicznego eksperta, pośrednio choć trochę uwalniającą go od winy popełnionych oszustw. bowiem był on sztandarowym "ekspertem" podważającym wersje z raportów oraz opinii biegłych prokuratury. Wygląda na to, że dzisiaj podkomisja, której jest wiceprzewodniczącym składa się tylko z przewodniczących, rzeczniczki i dwóch członków - Jorgensena przerabiającego na wrak bliźniaczego tupolewa i Ziemskiego wycinającego z papieru model wraku. Do pisowskiej TVP praktycznie w ogóle nie miała wstępu. Zobaczymy, czy po nocnej zmianie 2020 coś się w tej materii zmieni.
Bardzo były fizyk teoretyk, do 1982 pracownik naukowy. Autor referatu na I Konferencji Smoleńskiej. Dzisiaj sam zdziwiony, skąd w tym temacie i miejscu się znalazł. Archiwalne notki: http://mjaworski50.blogspot.com/ Odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności ale też podejrzany o przynależność do niedorżniętej watahy współpracowników gestapo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka