Notka ukazuje się na blogu podpisanym imieniem i nazwiskiem, za jej treść ja ponoszę odpowiedzialność cywilną a mój adres dla doręczeń znany jest w byłym ZP oraz organizatorom Konferencji Smoleńskiej
W gruncie rzeczy nie wiem, czy wysyłając tego malia dr Berczyński był przekonany przez swoich współpracowników o istnieniu dowdów na wybuchy, czy też była to forma castingu na takich przyszyłych członków komisji, którzy zadawanie pytań uznają za nietakt.
Faktem jest, że wszyscy poza naszym kolegą Peemką odnależli się w komisji. Peemce przypadła rola testowania w internecie, które nowe konfabulacje Macierewicz może włączyć do smoleńskiej narracji. Na marginesie - odłamek znaleziony przed brzozą, o ktrym de facto nawet nie wiadomo, czy pochodzoi z tupolewa, oddala się od brzozy coraz bardziej - było 60 m a ostatnio Macierewiczowi urosło do 100m. Faktycznie w ekspertyzie są podane współrzedne brzozy i odłamka, z których wynika, że było to 40.
Prawdziwa historia i histeria wybuchowa ma swój początek w notce na S24,, a potem poszło jak z płatka.
S24 w ogóle był wylęgarnią talentów eksperckich - w tym z kukułczych jaj.
Ten fragment kadłuba był koronnym dowodem wybuchowym - musiał pęknąć od nadcisnienia jak gotowana parówka.
Skrzętnie ukrywano lewą cześć wyliczenia Szuladzińskiego potrzebnej do wydmuchnięcia ilości trotylu.
Zamachów bombowych na samoloty dokonuje się detonując małe bomby na wysokości ponieważ wtedy to różnica ciśnień dokonuje dzieła zniszczenia. Na dodatek czyni to i wzdłuż i w poprzek, a nie jak chcą członkowie komisji Witakowski i Ziółkowski - tylko wzdłuż. W przeciwieństwie do kadłuba samolotu poszycie parówki nie składa się bowiem z nitowanych prostokątów.
W ten sposób, kiedy Berczyński zebrał swoją komisję, dowód koronny okazł się nie "enough" ale do zamilczenia na "konferencji prasowej" .
Jeszcze w kwietniu 2015, a więc po czterech latach "badań" Binienda głosil pewność o wybuchowym zgładzeniu wszystkich. Dowodami miały być między innymi włąściwości drewna brzozowego, które widzimy na slajdach.
Znaczenie wykresów z górnego slajdu jak i zakreślonego na dolnym parametru Ghard udało się rozszyfrować przy pomocy oryginalnych materiałów Ls-Dyny.
Oznaczają one ni mniej ni więcej, że brzozę Biniendy cechowało doskonale plastytczne zachowanie - jak plastelinę. Ale brzoza Biniendy prostowała się. Nie ma innej możliwości jak, że Binienda po wysymulowaniu fazy zginania podmieniał parametr plastyczności, aby brzoza wróciła do pionu (a nawet wychyliła się w drugą stronę) a to jest pospolite oszustwo. Niestety w tym oszustwie przez kilka lat sekundowali Biniendzie członkowie zespołu ekspertów ZP i członkowie KN Konferencji Smoleńskich. Drugie martwi bardziej, poniważ większość z nich akceptowała zbywanie wszystkich wątpliwości milczeniem autorów referatów samemu raczej nie upatrując korzyści z akceptacji paranaukowości konferencji.
Co powiedziano w Czarno na Białym z 11.10.2016(*)
Najprawdopodobniej poprawne wyliczenie Szuladzińskiego ilości trotylu potrzebnej do wytworzenia takich zniszczeń jest skrzętnie zamilczne bo to jest ilość absurdalnie wielka.
Najprawdpopodobniej jedyna symulacja Biniendy z prawdziwymi grubościami blach w skrzydle i prawdziwymi właściwościami drzewa ujrzała światło dzienne przypadkowo.
Binienda nigdy nie wycofał się z symulacji, w których oszukiwał.
Przekaz o manipulacjach Jorgensena jest niestety niemedialny. Największych dopuścił już po dyskusji z Kowaleczką, kiedy to zaczął produkować rozkłady siły nośnej i sprawdzać metodą Monte Carlo, czy z założenia, że samolot przeleciał nad brzozą wynika, iż przeleciał nad brzozą.
_______________________________________
Komentarze