Katastrofa smoleńska
Dopóty viceprzewodniczacy podkomisji Macierewicza latajac niczym kot z pęcherzem wokół bliźniaczego tupolewa pokazywał, że wybuchy zamachowcy zainstalowali tam gdzie miały być dżwigary grube na 12 mm, dopóki ich nie zmierzono, mogło to wywoływać uśmiech politowania ale też zażenowania bo jednak pokazywał w imieniu państwa polskiego.
Wybuchów jednak było więcej.
Kiedy Binienda opowiada o wybuchu w kuchni to można się pośmiać, gdyż to wyjaśniałoby większość z 60 tysięcy odłamków z potłuczonej wybuchem zastawy kuchennej.
Ale wcześniej mówi, że ten wybuch wykonał ostry zakręt i wwybuchnął w drzwi ludzkie szczątki, sposób wwybuchnięcia demonstrując wymownym body language'm.
Faktycznie Binienda opowiada, że wybuch kuchenny wyskoczył jak piorun kulisty z kuchennej szafki, pokonał zakręt i wskoczył do takiej torebki.
Dopiero w torebce wybuchł sposobem wybuchów znanych z innych okoliczności. Taki przebieg wypadków odpowiadałby stanowi drzwi i znalezionych z nimi szczątków, gdyby nie pewne ale - skoro Binienda mówi - zresztą słusznie - o większej wytrzymałości drzwi, to reszta kadłuba oraz drzwi przeciwlegle zgodnie z teorią i miotaniem blasznymi ptakami zostalaby rozwybuchnięta promieniście na kilkadziesiąt metrów na boki oraz kilkaset metrów do przodu.
Zdjęcie tych szczątków jest znane i zapewne zostało rozpoznane przez rodzinę wiec takie popisy Biniendy są godne najwyższej pogardy. Obrzydliwość tej mieniacej się ekspertem kreatury jest przerażająca. To samo należy powiedzieć o udzielających mu mikrofonu i kamery dziennikarzach, gdyż nie wątpię, iż poza kadrem tarzają się ze śmiechu, jakby to była Najsmutniejsza opowieść o losach Tytusa_Andronikusa.