mona mona
437
BLOG

Tragedia w Suszku a służby meteo

mona mona Wypadki Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Wczoraj słyszałam rozmowę z "łowcą burz" ( sorry, nie zarejestrowałam w pamięci nazwiska), jednym z twórców portalu Skywarn. Pytany, czy polskie służby meteo działają dobrze, bardzo słusznie odpowiedział, że nie.
I miał świętą rację! Ostrzeżenia IMGW to żadne ostrzeżenia!


Powiem tak: śledzę  portal Skywarn zawsze, kiedy "czuć burzą". Nie będę szanownym truć długo i zawile, ale jedno napiszę: mam bardzo chorego owczarka, który burzy boi się panicznie, prawie nie chodzi - i muszę wiedzieć, czy zostawić mu drzwi otwarte na werandę, gdzie zwykle śpi, aby mógł wczołgać się do domu, pod złudną opiekę ludzi. Jednak otwarte drzwi to przeciągi, których burza nie lubi - itd. Pozostaje śledzić, gdzie - i jak bardzo - groźna jest burza, miotając się między litością a zagrożeniem - i czuwając.



No i śledziłam w pamiętny piątek. Burze szły - jak po sznurku - chyba już od Libii, przez Sardynię, Włochy, Czechy, wkraczając do Polski chyba na Dolnym Śląsku, zmierzając do Wielkopolski - i waląc wprost na mój nieszczęsny, leśny zakątek, z którego praktycznie nie można uciec w razie pożaru lasu. Las jest wszędzie. Wszystkie strzałeczki wskazywały nieuchronnie, że TO nas nie ominie - kierunek West był jak w banku. A z Poznania szły sygnały, że dzieje się coś strasznego. Mam wprawę, mogę policzyć - kiedy to coś dojdzie do nas.


Kiedy niebo rozszalało się błyskawicami ( mniej - więcej o 21), mąż, który zabezpieczał w ogrodzie rzeczy "mogące fruwać", przyszedł mi zameldować, że chyba nas ominęło: nie pada, nawet nie grzmi, choć od błyskawic niebo jest białe.


Stało się coś dziwnego: z kierunku wschodniego front skręcił wprost na północ, tuż pod moim płotem. I popędził na nieszczęsny Suszek... Wystarczyło mu około dwóch godzin, żeby tam dotrzeć, przelatując pędem poprzez całe Kujawy, siejąc zniszczenie,  niszcząc, raniąc i zabijając dzieci.


Teraz już wiem ( oczywiście ze Skywar), że zjawisko jest znane, choć rzadkie, nazywa się bow echo - i to właśnie zadziało się niemal na moim podwórku: szkwał przybrał postać łuku, a jego kierunek uległ zmianie.
Na ile więc pomoże mi ostrzeżenie "dla województw"? Mieszkam na styku mazowieckiego i kujawsko - pomorskiego. W życiu nie byłam "w Bydgoszczu", a  burza 20 km. ode mnie jest wprawdzie widoczna, ale nie przyniesie mi najczęściej nawet kropli upragnionego deszczu.
Co mnie obchodzą "wprost przeciwne" krańce tych województw, poza zwykłym, ludzkim współczuciem post factum? A co ja obchodzę tamtych mieszkańców? Takie ostrzeżenie jest zwykłym zawracaniem głowy.


Może jeszcze - co do stanic harcerskich i tamtego strasznego nieszczęścia.
Stanice harcerskie mam pod bokiem. W moim lesie (GWPK) jest ich kilka. Jedne mają  pod bokiem murowany budynek, inne nie mają. Z tej najbliższej, która ma tylko namioty,  a która istnieje wengi, wengi lat bez żadnych nieszczęść, teoretycznie można ewakuować uczestników - i jest gdzie: budynek szkoły jest stamtąd na wyciągnięcie ręki. Tyle, że po drugiej stronie wąskiej rynny jeziora...



Jeśli obóz liczy przeszło sto osób, a "gimbus" ( bo co innego jest na podorędziu?) jest jeden, leśnymi przesiekami musiałby obracać kilka razy.  W przypadku tego pędzącego  kataklizmu - nie dałby rady zabrać wszystkich harcerzy. Już nie wspominając, że walące się drzewa tak samo dobrze mogły zwalić się na ten wątpliwy pojazd ratunkowy, albo odciąć mu drogę.


Po prostu - doświadczenie uczy, że nic szczególnego dotąd się nie działo. Jestem harcerką (bo harcerzem jest się na zawsze), długo byłam drużynową, w jakiś sposób jednak osobą odpowiedzialną, ale dotychczasowe burze to był "pan Pikuś" wobec tego, co nam obecnie serwuje przyroda.  Zawsze mógł strzelić piorun, ale tradycje harcerskie kwitły, a potężna  burza była niesamowitą przygodą, o której opowiadało się latami. Kto się bał - a dotyczy to zarówno dzieci, jak rodziców - nie musiał jechać na leśny obóz.
Ciężkim  kosztem śmierci dwóch dziewczynek nauczyliśmy się, że klimat się zmienił, a zagrożenie wzrosło niepomiernie.


Piszę to, ponieważ już zaczynają się pytania o odpowiedzialność. "Czy można było zrobić więcej" - itd. Chyba jednak nie! W istniejących warunkach, które dotąd nie stwarzały jakiegoś szczególnego niebezpieczeństwa, w  zagubionej w lasach stanicy nie można było zrobić nic. Szaleństwo przyszło, przeleciało i poszło, niszcząc i zabijając. I to jest zupełnie nowe, ciężkie  doświadczenie.


Telewizje będą szukały sensacji, bo z tego żyją. Na siłę będzie się szukać winnych. A najprościej byłoby wyłożyć kasę na postawienie skromnego, ale porządnego budynku tam, gdzie stanice go nie mają.
Bo znając tradycje "Polaka mądrego po szkodzie", na mur ktoś dojdzie do wniosku, że najprościej byłoby  - lecąc Kokonowiczem - " żeby nic nie było".



A wracając do ostrzeżeń - "lowcom burz" nikt nie płaci, nawet za wejście na ich wspaniałą stronę. A naukowcom z IMGW - owszem.
Coś to komuś...?


Może jeszcze tak: gdyby jakiś mądry coś zrobił, bodaj włączył lokalną syrenę strażacką, umówiwszy się z mieszkańcami, że określony sygnał (są różne, łącznie np. z zagrożeniem chemicznym) oznacza "zabierać dzieci ze stanicy", zwykli mieszkańcy  podjechaliby do obozu prywatnymi samochodami, nie mówiąc już o strażakach, którzy w mojej okolicy służą dosłownie do wszystkiego, służbę tę mają za zaszczyt i oni pierwsi uruchomiliby opornych, albo zwyczajnie "nieruchawych".


 Ludzie sami na to nie wpadają: przecież nigdy nie było takiej potrzeby!
W moich czasach mawiało się przewrotnie - "to nie uniwersytet, tu trzeba myśleć".
No i chyba trzeba.








mona
O mnie mona

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości