Skoro na epidemiologii i ekonomii znają sie wszyscy, to i ja sobie pohulam. Od kiedy rząd wprowadził powszechne środki zapobiegawcze, problemem przestało być nieprzygotowanie państwa, a zaczęła być powszechna nędza, którą niechybnie sprowadzi na nas ograniczenie przemieszczania się i kontaktów. A wystarczyło kosztem strat w ludziach ograniczyć straty w pieniądzu. Rzucić Kalego lwu, tzn. przepraszam, pozbyć się tych nieproduktywnych dziadków, którzy obciążają Zakłady Ubezpieczeń Społecznych wszystkich krajów (łączcie się!), niech ich zaraza wytłucze; odporność populacji się podniesie, Karol Darwin w grobie bije brawo. Bije, a owszem, bo widzi kolejnych, licznych kandydatów do nagrody Darwina.
Ponieważ w ten sposób się nie da.
Nie ma ekonomii bez ludzi. Ludzie dobra wytwarzają, ludzie dobra konsumują, ludzie zarabiają i wydają pieniądz, kiedy z ludźmi zaczyna się cokolwiek złego dziać, rynek idzie się j...ać. Puszczenie na żywioł choroby zakaźnej zawsze zaburzy i konsumpcję, i produkcję, bo nawet ci, którzy po chorobie wstaną i się otrzepią przez jakiś czas nie będa mogli chodzić do pracy i na zakupy.
Ucieszę Was fikuśnym porównaniem: jeśli w całym mieście wojewódzkim co piąty mieszkaniec zarazi się biegunką (żadna tam dezynteria, nikogo nie trzeba kłaść do szpitali, lekarze siedzą i czytają gazety, po pięciu dniach sama przechodzi), to najdalej trzeciego dnia choroby żadna z kopalni Śląska nie nastarczy miastu węgla, a system kanalizacyjny straci, że tak powiem, płynność i gówno zaleje ulice. Dużo chorych, system pada. Wszystko jedno, na co chorych.
Krach nam grozi? Krach nam od zawsze grozi, ile naszych pieniędzy lekką rączką rzucił rudy w czasie kryzysu, żeby ratować "strefę Euro"? Epidemii nie było, kryzys był. Dziwne, nie? Od z grubsza XVII wieku wiadomo, że oparcie rynku na przeroście kredytu kończy się spektakularnym krachem. Jeżeli rynek czasu globalizacji nie jest oparty na przeroście kredytu, to ja nie wiem, na czym jest. Nie ma sensu używać ludzi do zapełniania cmentarzy tylko po to, żeby odciągnąć nieuniknione. Zwłaszcza jeśli zamiast odciągnąć możemy pogłębić.
Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie i nawet państwa, które, wydawałoby się, przyjęły w reakcji na epidemię wariant darwinowski, zaczynają się z niego - po zarażeniu znacznej części populacji - wycofywać rakiem. Czy chodzi tutaj o spisek masoński, żeby najpierw ogołociły się kraje biedne, a pięć dni później bogate, czy może to reakcja na zaskakujący rozwój choroby nie wiem, wielcy tego swiata nie dopuszczają mnie do narad (a może i dobrze).
Wiem tylko, że dopóki blogerzy i trolle Salonu nie stoją (w odstępach dwumetrowych) w kolejce po chleb i kaszę z pomocy społecznej, a trawią czas na ujadaniu się o termin wyborow prezydenckich, to kryzys, krach finansowy i powszechna bieda są jeszcze od nas daleko.
PS. Jeszcze supełment bo chyba wyszło dwuznacznie. Piszą o emerytach, że kosztują a nie produkują. Może gdzieś, na świecie, ale nie w Polsce. W Polsce wiadomo od 30 lat, że statystyczny emeryt wydaje wiecej, niż dostaje. Zwyczajnie mu nie starcza. Do tego stopnia że na polskim rynku kwitnie jawny rozbój, w postaci np. pożyczek "chwilówkowych", albo "odwróconej hipoteki".
"I tak rozumieć trzeba Jałtę".
Komentarze