Przełom wieku XVIII i XIX nie był dobrym czasem do życia. "Krzywdy, trzęsienia ziemi, egzekucje", a ponadto domorośli geniusze, którzy "wymyślili sobie łoże na miarę idealnego człowieka" po czym przymierzali do niego schwytanych podróżnych, oświecona tyrania, nerwowe tłumy w czapkach Papy Smurfa i kurduple z głębokiej prowincji zafascynowani artylerią. Jednym słowem, mnóstwo okazji do pożarów.
Jednak geniusz ludzki, znakomicie radzący sobie ze zwalczaniem problemów, które sam wywołał, znalazł sposób i na to. Podstawowym składnikiem sposobu na pożary była spora petarda wypełniona czarnym prochem. Petardę należało włożyć do cynkowej lub ołowianej puszki z otworem na rurkę z takiego samego metalu. Puszkę i połączenie z rurką trzeba było szczelnie zalutować, a potem zasmołować grubo i dokładnie. Przez rurkę, jak to w przypadku petard, musiał biec lont. Bardzo długi lont.
Potem wystarczyło tylko do magazynu, ładowni statku, albo w ostateczności - podstrysza jakiejś katedry wstawić możliwie dużą, drewnianą beczkę pełną wody. Opuścić petardę na dno beczki, zwracając pilną uwagę, by rurka wystawała nad powierzchnię cieczy.
I według własnej fantazji porozkładać bardzo długi lont po zgromadzonych materiałach palnych, belkowaniu dachu, albo podłodze pomieszczenia.
Oczywiście, w czasach gazów gaśniczych, proszków, sterowanych cyfrowo kurtyn wodnych i zraszaczy, zwolennika takich metod automatycznego gaszenia ognia można uznać za wykluczonego technicznie. Ale nie zapominajmy, że przodujący - na codzień - w kulturze i wiedzy encyklopedycznej Francuzi bezrefleksyjnie fajdali do pałacowych kominków jeszcze dwieście lat potem, jak Jan Kochanowski dawał grosz od publicznego wychodu - jak na rodaka przystało, żaląc się później ulotnymi drukami, że drożej sra niźli jada.
Cóż, cywilizacja ma swoją cenę.
# liberté, égalité, fraternité, ou la merde
Komentarze