nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna
217
BLOG

Ustawka Roszkowskiego. Wkręcanie sędziego Żurka i stygmatyzowanie niezależnych sędziów

nerwica eklezjogenna nerwica eklezjogenna Polityka Obserwuj notkę 15

...Nie piętnuję również osób dotkniętych bezpłodnością, ale mam prawo uważać, że in vitro jest metodą niegodziwą...


Oczywiście nie Roszkowski "losuje" sędziów, którzy będą go sądzić, ale "ustawka Ziobry" brzmi zbyt banalnie, by chociażby psa z kulawą nogą mogła zainteresować. Ziobro to patologiczny krętacz, tchórz i nieudacznik. Szkopuł tylko w tym, że zwierzęco żądny uznania i sukcesów. Niejaki skazaniec Komenda wie o tym chyba najlepiej. Z kolei Barbara Blida dzięki Zbigniewowi Ziobrze już nic nie wie. W świetle powyższego taki tytuł przemknąłby niezauważony.

Nie mam i nie mogę rzecz jasna mieć żadnych dowodów, że Ziobro pomaga Roszkowskiemu, ale mogę mieć podejrzenia. Wiarygodność Ziobry w jakimkolwiek - czy to zawodowym jako prokurator, czy osobistym jako człowiek - obszarze jest zerowa. Prawdopodobieństwo, że kłamie i manipuluje, nie wymagające nawet komentarza. I w takich to okolicznościach Wojciechowi Roszkowskiemu "losuje się" sędzia Żurek. Czyli "nadarza się" Wojciechowi Roszkowskiemu doskonała szansa ucieczki w poza procesowe uniki. W insynuacje, biadolenie i zmianę tematu.

Dla niezorientowanych, prof. Roszkowski to ten, który dzieci urodzone m. in. z in vitro postrzega jako nie zasługujące na chociażby tyle miłości, co nienarodzone zygoty (masło maślane) będące owocem np. gwałtu. Jest bowiem prof. Roszkowski tzw. obrońcą życia nienarodzonego. Nie doprecyzowuje Roszkowski co prawda czyjej dokładnie miłości dzieci z in vitro nie zasługują, ale skoro widzi takie zagrożenie, gdy nikt wokół nie widzi, to ma do tego solidne podstawy. Tym bardziej, że mówiąc o dzieciach z in vitro, terminu tego ostrożnie unika. O takim unikaniu mówi się, że to procesowa ostrożność. Po wyczynach jego ideologicznych kolegów, którzy wprost mówili o "bruzdach dotykowych", czujność w pełni zrozumiała.

Wojciech Roszkowski swoje stygmatyzowanie wybranych dzieci ubiera więc w łatki niewinności, tłumaczy się, że jego celem było wyrażenie troski wobec dzieci poczętych. Równocześnie stygmatyzujące treści z wcześniej zaakceptowanego przez Czarnka podręcznika w tajemniczy sposób znikają. Minister Czarnek od treści tych niespodziewanie się odżegnuje, Roszkowski do nich nie przyznaje, i nie ma nawet tego, który podłości autorstwa Roszkowskiego z części nakładu cichaczem usunął. 

W takich to okolicznościach Wojciech Roszkowski razem z własnymi poglądami znalazł się w sądzie.

I tu zaczyna się prawdziwy cyrk. Bo albo prof. Roszkowski nie napisał tego co napisał (jak teraz utrzymuje), albo jest niewinną ofiarą posiadania własnych poglądów. Co gwarantuje mu m.in. właśnie "wylosowanie" sędziego Żurka... Ale z kolei w pewnym stopniu uniemożliwia obrana właśnie taktyka, że nie pisał o bruzdach utrudniających mu kochanie dzieci z in vitro. Da się to jednak przy pewnym już przekroczeniu granic obłudy pokonać. 

Co by nie sądzić o kompetencjach moralnych i naukowych prof. Roszkowskiego, to jednak ma prawo bronić się jak uzna za właściwe. Może oczywiście wyprzeć się swoich poglądów i własnych słów. Tylko czy tacy ludzie powinni uczyć polskie dzieci? 

Bóg to za mało

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka