...Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem / Polska jest Polską, a Polak Polakiem...
Opinię, że religia jest jednym z niezbędnych budulców scalających społeczeństwo, czyli i państwo, wciąż zdaje się podzielać wiele osób. Czasem nawet zajmujących przeciwne strony barykady. Przyjęcie takiego założenia oczywiście rodzi szereg pytań. W tym również zasadnicze, czy zakładanie tego w ogóle jest zasadne. Czasy się zmieniają, to co kiedyś wydawało się oczywiste, dzisiaj takie być zgoła nie musi.
No ale spróbujmy, jakkolwiek niewielkie są szanse, że da się to w ogóle rozsądzić. Rozpad społeczny w Polsce natomiast jest faktem. I tutaj w zasadzie panuje zgoda. Dlatego zaniechanie działań naprawczych, w tym konieczna diagnoza co ów rozpad powoduje, jest bez mała zbrodnią. Jeśli rozpatrujemy konieczność funkcjonowania religii w państwie, to jak najbardziej w jej niedostatku można upatrywać źródła postępującego rozkładu państwa. Ale i w niewykluczonym przecież jej nadmiarze.
Chyba, że celem jest uzyskanie odpowiednio twardego betonu. Jedność państwowa silnie zacementowana. Wtedy wszystkie scalające składniki mogłyby mieć pierwiastek religijny. A nawet powinny. Władza, prawo, sztuka, edukacja, nauka. Jeśli chcemy państwa do imentu religijnego, ci za nieboskłonem zapewne przyklasną.
Założyć można jednak, że wszyscy poszukujemy złotego środka, cesarzowi co cesarskie, i tak dalej. Religia tym samym też tego będzie potrzebowała. Pokory. Nie za mało, nie za dużo. Kościoły i salki katechetyczne. Darmowe domy opieki, darmowe szkoły, wizyty w szpitalach tylko na wezwanie. Spadnie zapewne ilość i przerób, lecz wzrośnie jakość. Plus koniec ze wskazywaniem paluchem. Patron, mimo że tylko symboliczny, nie wskazywał i jakoś w obrębie własnych wpływów funkcjonuje. I nie trzeba przy tym wszystkim specjalnie zaciskać zębów. Na pewno da się.
Jeśli natomiast faktycznie diagnozujemy niedobór religii w państwie, niedobór w społeczeństwie, a wciąż przypominam mówimy o poważnym rozpadzie tkanki społecznej, poszukać musimy sprawcy czy też czynników powodujących słabą kondycję religii. W tym jeszcze słabszą kondycję jedynego jej depozytariusza, Kościoła. I w związku z tym zastanowić się, czy gdy trzyma się absolutnie wszystkie sznurki w swoich rękach, to czy winy za swoją niedolę zasadne jest szukać na zewnątrz. Czy wręcz wypada.
Bo nawet wtedy, gdy Polak rzuca najokrutniejsze pomówienie na Polaka o śmierć brata, i z premedytacją robi to pod krzyżem, to przyzwolenie na to jest nie tylko plugawieniem najważniejszego ponoć dla siebie symbolu, nie tylko demolowaniem własnej oazy, ale i domu wspólnego, państwa.
Czy wiec pytać czasem trzeba nie o to, czy religia jest niezbędna, ale do czego państwu tak naprawdę jest ta religia potrzebna? Nie jakiemuś państwu Kowalskich, bo to ich prywatna sprawa, tylko Polsce. Bo do czego potrzebna ona politykom i hierarchom, to wiadomo.
Inne tematy w dziale Polityka