Wczorajszy dzień przyniósł dwie nowe informacje, tylko pozornie nie mające ze sobą związku; opublikowano bowiem:
zapowiedź
Komisja, która ponownie zbada przyczyny katastrofy smoleńskiej, zostanie na 99 proc. powołana przez ministra obrony narodowej jeszcze w tym tygodniu - poinformował w poniedziałek rzecznik prasowy MON Bartłomiej Misiewicz. Komisja zacznie od początku w sposób rzetelny i uczciwy wyjaśniać przyczyny katastrofy smoleńskiej, czyli od momentu remontu, przetargu na remont Tupolewa (…) i to jest ten moment początkowy, od którego zacznie komisja swoje badanie, a będzie oczywiście skupiać się także na tych kluczowych momentach, jak końcówka, ostatnia faza lotu Tupolewahttp://wpolityce.pl/polityka/280187-mon-komisja-ds-katastrofy-smolenskiej-zostanie-na-99-proc-powolana-jeszcze-w-tym-tygodniu
i Raport „Co wiemy o przyczynach Katastrofy Smoleńskiej” http://niezalezna.pl/72894-tylko-u-nas-nowy-smolenski-raport-polskich-naukowcow-byl-zamach
oba teksty mają jedną cechę wspólną: jest nią „końcóweczka”.
Doprawdy nie wiadomo, co miał na myśli rzecznik MON mówiąc: Komisja, która ponownie zbada przyczyny katastrofy smoleńskiej – sprawa remontu została stokrotnie opisana, a wzmiankowany wyżej Raport także przesądza „jak było”:
W rzeczywistości samolot przeleciał „nad brzozą na wysokości około 20 m nad ziemią, nie zderzył się z brzozą, a co za tym idzie, nie utracił fragmentu lewego skrzydła w wyniku kolizji z brzozą. Przez następne dwie sekundy leciał zgodnie z kursem i wznosił się, osiągając w miejscu zapisu TAWS 38 wysokość 35 metrów nad ziemią”.
Wnioski podane przez K. Nowaczyka (MKS 2012 r., MKS 2013 r.) wskazują, że: duża powierzchnia lewego skrzydła samolotu została oderwana ponad 40 m przed brzozą, po pierwszym wybuchu
- z czego wynika, iż samolot z urządzeniami, wg których odtworzono jego przemieszczanie się w powietrzu, znajdował się, na kilometr przed pasem lotniska, na wysokości co najwyżej 20-30 metrów, a zatem lądował – a nie podchodził do lądowania.
Samo podejście do lądowania we mgle na lotnisku takim jak Siewiernyj nie jest niebezpieczne do osiągnięcia wysokości decyzyjnej. Jeżeli na tej wysokości pilot ma do czynienia z brakiem dostatecznej widoczności, to podrywa samolot i odlatuje na inne lotnisko. To właśnie zapowiedział kapitan pilot Arkadiusz Protasiuk w rozmowie z Pawłem Pliusinem, kontrolerem lotu ze Smoleńska.
„Fakt lądowania” stoi w sprzeczności z odtworzonymi z rozmów w kokpicie zamierzeniami załogi(powzięli oni decyzje o sprawdzeniu warunków pogodowych poprzez przelot nad lotniskiem – owo „podejście do lądowania” - na tzw. wysokości decyzji, tj. na wysokości 100 m nad pasem); nie jest w dodatku praktycznie możliwe, by piloci zmienili swój zamiar w milczeniu.
Autorzy Raportu (sygnatariusze Konferencji Smoleńskich: prof. dr hab. Włodzimierz Klonowski, dr nauk matematycznych Ryszard Kopiecki, emerytowany prof. zwyczajny dr hab. inż. Jan B. Obrębski, dr hab. inż. emer. prof. Politechniki Warszawskiej Jan Pawlikowski oraz prof. zw. dr hab. inż. Jacek Rońda) powołują się wprawdzie na „ustalenia K. Nowaczyka” – ten zaś najwidoczniej „wziął sobie do serca” poniższy apel:
Dlaczego nie wykonano obliczeń symulujących ostatnie minuty lotu? Dlaczego z posiadanych danych nie wyliczono kursu samolotu i jednoznacznie nie wyjaśniono, z czego wynikały odchylenia od ścieżki? Dlaczego samolot był tak kierowany? https://www.rodzinakatolicka.pl/index.php/wiadomoci/6-wiadomosci/25537-smolesk-ekspertyza-demoluje-raport-millera
- ale przecież nie oznacza to, że „ustalenia K. Nowaczyka” są prawdą objawioną!
I tak dochodzimy do „zbadania wszystkiego od nowa”:
pal licho licho zapowiadane „badanie remontu”; pal licho milczenie rzecznika o Okęciu (jak to jest, że niezbadane okoliczności wylotu Delegacji nadal nie są godne uwagi?) – co się kryje jednak za zapowiedzią, że Komisja będzie się skupiać się także na tych kluczowych momentach, jak końcówka, ostatnia faza lotu Tupolewa?
Żeby –skoro i „remont” i „końcóweczka” są w zasadzie już dziś pozbawione tajemnic – para nie poszła w gwizdek(a Komisja nie zajęła się na kolejne lata przepisywaniem gotowców), trzeba jakoś pchnąć badanie przyczyny katastrofy smoleńskiej na naprawdę świeże tory;
– proponuję zatem Szanowna (in spe) Komisjo zająć się analizą takich przesłanek:
-> Eksperci pracowali na oryginale nagrań?
Jerzy Miller: Nie wiem, czy w celu ochrony oryginału najpierw zrobiono kopie, czy pracowano na oryginale. http://www.24.pl/szef-mswia-nikt-nie-zostanie-bez-pomocy/
-> [tytuł prasowy] Co kryją oryginalne nagrania z kokpitu Tu-154?
Wyniki badań kopii zapisów rozmów w kabinie Tu-154, wykonane przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych, oznaczają przełom w śledztwie smoleńskim. Wykluczyły nie tylko obecność gen. Błasika w kabinie, ale także rzekome tragiczne zderzenie z brzozą. Jednak zbadanie oryginałów taśm jeszcze bardziej przybliżyłoby nas do prawdy.
Ale te odczyty, przełomowe w śledztwie, nie są dowodem, że w innym miejscu (miejscach) Rosjanie nie dokonali manipulacji. Już wcześniej, w październiku 2010 r., na drugiej, poprawionej przez Rosjan kopii, krakowscy eksperci odczytali m.in. także przełomową komendę „Odchodzimy”, która dowodziła, że załoga podjęła decyzję o odejściu na drugi krąg (jednak „coś” uniemożliwiło jej skuteczne wykonanie tego ratującego życie manewru) i słowa „Tam jest takie obniżenie”, świadczące, że piloci mieli świadomość, jakie jest ukształtowanie terenu.
Pamiętajmy, że oryginalne taśmy (rejestratory) zniknęły na kilka godzin– rzekomo nie można było odnaleźć skrzynek po katastrofie, co wydaje się dziwne, ponieważ emitują sygnał, który umożliwia ich namierzenie nawet na dnie oceanu. Gdy je odnaleziono, zostały przewiezione do Moskwy bez asysty polskich służb. Praca krakowskich ekspertów opierała się na którejś z kolei kopii oryginału (pierwsza kopia została wykonana dopiero 31 maja 2010 r. i brakowało na niej... kilkunastu sekund). Mamy więc prawo powątpiewać w autentyczność zapisów.
Na kopii zapisów rozmów z kokpitu Tu-154 o godz. 8:39:42 pojawia się np. „zaburzenie sygnału we wszystkich czterech kanałach, trwające ok. 0,4 s, wynikające ze zniekształcenia powierzchni taśmy na odcinku ok. 3 cm (karbowanie taśmy)” – czytamy w stenogramach przygotowanych przez specjalistów z Krakowa. Zakłócenie nastąpiło dziwnym trafem tuż przed ostatnią fazą lotu – dwie minuty przed katastrofą. W stenogramach dołączonych do raportu Millera zakłócenia te opisane zostały jako „chwilowe obniżenie amplitudy sygnału we wszystkich kanałach”.
To nie wszystkie wątpliwości.
– Prokurator Szeląg mówił podczas konferencji 16 stycznia br., że polscy eksperci poddali badaniu nagrania pod kątem „ciągłości i unikalnej zmienności częstotliwości prądu, który zapisał się na nagraniu”. Problem polega na tym, że na pokładzie Tu-154 nie ma zakłócającego źródła prądu zmiennego, a same skrzynki są zasilane prądem stałym 27 lub 36 V. Ewentualne zakłócenia prądem zmiennym mogły pojawić się jedynie na cyfrowej kopii w czasie jej przegrywania z oryginału w pomieszczeniu MAK, np. od świetlówek lub sieci energetycznej. Prawdopodobnie prokurator potwierdził wiarygodność cyfrowej kopii, a nie oryginału – mówi „GP” bloger E2RDO z salonu24, specjalista z branży informatycznej, który zajmował się analizą tych danych. Jego zdaniem, jeśli takie zakłócenia, o których mówił prokurator, wystąpiły i były zidentyfikowane przez biegłych, to wręcz wskazuje na fałszerstwo.
Takie prawdopodobieństwo istnieje. Przypomnijmy, że polscy śledczy na początku listopada 2011 r. mieli kłopoty z odsłuchaniem nagrań z kokpitu, ponieważ „kopia nagrań z rejestratora rozmów, którym dysponuje prokuratura, zakłócona jest »buczeniem«, które pojawiło się tam najprawdopodobniej spowodowane przez rosyjski prąd” – informował wówczas tvn24.pl http://wiadomosci.wp.pl/kat,38200,title,Co-kryja-oryginalne-nagrania-z-kokpitu-Tu-154,wid,14192812,wiadomosc.html?ticaid=116693
Zakłócenie nastąpiło dziwnym trafem tuż przed ostatnią fazą lotu – dwie minuty przed katastrofą…
Czy Komisja może na 100% stwierdzić, że w tym właśnie momencie nie doszło do podmianki taśmy CVR na „bardziej przydatną w badaniu katastrofy”?
Bo na dziś – wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z legendą; ruską, bezczelną jak polon w Londynie, legendą „katastrofy smoleńskiej”; na dziś po prostu nie wiemy, co się stało z polskim samolotem, który podchodził do lądowania na wojskowym lotnisku Smoleńsk-Północny;
na dziś nie wiemy, czy, i gdzie – zważywszy na świetne wyszkolenie śp. Pilotów – po zorientowaniu się co do uniemożliwiających lądowanie warunków atmosferycznych – odlecieli.
Jeśli nie odlecieli – co im to uniemożliwiło na wysokości decyzji?
(przypomnieć tu trzeba taki tekst z 15 stycznia 2012:
Jeśli prawdą jest, że głos podający wysokość barometryczną należy do ppłk. Roberta Grzywny, to oznacza, że załoga znała swoją prawdziwą wysokość i upadają też argumenty o zagubieniu się we mgle. Jeżeli nie błąd nawigacyjny był przyczyną znalezienia się pod ścieżką, to co? https://www.rodzinakatolicka.pl/index.php/wiadomoci/6-wiadomosci/25537-smolesk-ekspertyza-demoluje-raport-millera )
Jeśli jednak – a wszystko na to wskazuje! – odlecieli, to gdzie ich skierował nienawistny los?
***
Wydaje się, że w świetle tych nowych faktów konieczne będzie wznowienie badania katastrofy przez odpowiednią polską komisję. Miejmy nadzieję, że także jej skład zostanie odnowiony, bo ten pod kierunkiem byłego ministra Millera już chyba i wyczerpał możliwości efektywnej pracy, i stracił wiarygodność...
Czy ten postulat sprzed dokładnie prawie czterech lat spełni się zgodnie z intencjami jego autorów, czy też czeka nas miller/lasek à rebours ?
Z ostatniej chwili:
Elżbieta Witek:
Nam nie zależy na tym, aby wynik działania tej komisji był taki, jak my sobie życzymy. Chcielibyśmy, aby to było solidne wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Nam zależy na prawdzie, bez względu na to, jaka ta prawda jest
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/elzbieta-witek-w-faktach-po-faktach,616278.html
http://noweczasy.salon24.pl/738866,tragedia-smolenska-katastrofa-przed-katastrofa-i-po-katastrofie http://noweczasy.salon24.pl/573148,archiwa-smolenskie-linki
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka