kemir kemir
2598
BLOG

Opozycyjni demagodzy -dywersanci

kemir kemir PO Obserwuj temat Obserwuj notkę 178

To był istny festiwal opozycyjnej dobroczynności. "Jak żyć?" - pytali  opozycyjni liderzy, prezentując w sali sejmowej listy od obywateli, których podobno przychodzi do nich tysiące. Jak ma żyć mama dwójki dzieci, która straciła pracę, jak ma żyć małżeństwo, pogrążone w rozpaczy, że ich rodzinny biznes nie ma zleceń, co ma zrobić mąż i ojciec, który nie przyniesie do domu miesięcznej wypłaty. Przecież tym ludziom trzeba dać - najlepiej po 15 tysiaków euro na początek, później może być jakaś średnia krajowa. Przedsiębiorcom i każdej firmie, trzeba wyrównać wszystkie straty, a najlepiej  dać trochę "na górkę", żeby mogły wystartować w nowej, postpandemicznej rzeczywistości. Znieść podatki! Wszystkim! Pięknie! Cudnie! Jedyna ich wada? To tylko puste slogany! Nie ma bowiem na świecie ani jednej gospodarczej i politycznej rzeczywistości, która byłaby w stanie zrekompensować  wszystkie straty wynikłe z powodu pandemii. Może Kuwejt, albo Katar - ale i to nie jest pewne.


Demagogia w tej skali jest rzadko spotykana, ponieważ najwięksi demagodzy na ogół boją się i unikają jak ognia granicy, za którą jest już tylko hasło "Deutschland erwache!" (Niemcy, obudźcie się!), dzięki któremu władzę zdobył Adolf Hitler. Ale - jak widać - nie dotyczy to Polski. Granic i piekła nie ma - można głosić wszystko, co jest w stanie podważyć zaufanie społeczne do Prawa i Sprawiedliwości. Polski demagog opozycyjny nie zawsze obiecuje złote góry tym, którzy mają wynieść go do władzy - wystarczy mówić, że jest źle, że trzeba dać, zrobić, zaniechać, albo zarządzić. Posługując się chwytliwymi hasłami i nie troszcząc się o ich słuszność, a tym bardziej o konsekwencje ich ewentualnej realizacji, demagogia stała się jedną z głównych form dywersji politycznej w Polsce. Nie jest ona adresowana do aktualnej większości parlamentarnej, chociaż najbardziej dobitnie jest wygłaszana w Sejmie. Chodzi wszak o rozdmuchanie niezadowolenia społeczeństwa do rozmiarów protestu społecznego, protestu zdolnego do obalenia dotychczasowego porządku.


Demagogia polityczna stała się obecnie realnym zagrożeniem nie tylko dla zachowania status quo polskiej sceny politycznej, ale także dla polskiej racji stanu, dla naszej przyszłości. Źródło bajdurzenia naszych rodzimych wichrzycieli, to rezultat utrzymującego się nawyku nieuctwa, nastrojów roszczeniowych i braku w społeczeństwie elementarnej umiejętności kojarzenia faktów w prostej zależności: skutek - przyczyna. Myślenie na płaszczyźnie odziedziczonej po PRL i doktrynie "ciepłej wody w kranie" z czasów Tuska, ma się - niestety - wciąż dobrze. W Polsce ciągle modne jest otwarte przeciwstawianie się obiektywnemu stanowi wiedzy i otwarte głoszenie bzdur pod bliżej nie zdefiniowanym hasłem "sprawiedliwości społecznej". Zdumiewające, że ową "sprawiedliwość", aktualni krzykacze mieli w "głębokim poważaniu" kiedy w okresie transformacji gospodarczej i "zwijania" Polski, całe grupy społeczne skazywano na biedę z pogranicza nędzy. "Jestem wstrząśnięta zakresem pomocy publicznej, jakiej chciałyby udzielić kluby opozycyjne" – stwierdziła minister rozwoju Jadwiga Emilewicz w Sejmie. W ten sposób członkini rządu PiS komentowała m.in. propozycje, by w czasie epidemii zwolnić Polaków z danin publicznych, czy wstrzymać spłaty kredytów i zainwestować miliardy w utrzymanie miejsc pracy. Ale same postulaty ekonomiczne, chociaż tragikomiczne, można by jakoś przełknąć - gorzej, że te brednie ilustrowane są apokaliptyczną wizją sloganów o "partii maszerującej po trupach do władzy”. Straszy się Polaków śmiercią - jeżeli nie z powodu koronawirusa, to głodową, albo z rozpaczy i beznadziei.


Długo jeszcze nikt nie zdiagnozuje lepiej tej histerii niż prof. Andrzej Nowak, na łamach portalu "wPolityce.pl", który co prawda nie nazwał wyznawców Gazety Wyborczej idiotami, ale nakreślił ich punkt widzenia, jakby jednak w w zakresie logicznego rozumowania i kontaktu z rzeczywistością wiele im brakowało do średniej krajowej:


Zapewne zwłoki palone są osobiście, w piwnicy kwatery na Nowogrodzkiej, przez „niedouczonego inteligenta z Żoliborza” (jak Jarosława Kaczyńskiego nazywa pewien profesor z tejże „Gazety”, zresztą autor książki pod wyjątkowo trafnym tytułem: Jak skutecznie błądzić). Oświeceni to „kupią”, naprawdę.


Wybory. Znajdujemy się wszyscy u progu niezwykle głębokiego kryzysu światowego, który może trwać nawet całe lata. Jeżeli chcemy rozwiązywać problemy gospodarcze, to potrzebujemy stabilności i odnowionej legitymacji władzy. Powinniśmy zatem przeprowadzić procedury wyborcze na samym początku lub po kryzysie, bo to jedyne pragmatyczne podejście. W obu tych przypadkach najlepiej w warunkach korespondencyjnych, bo tak nakazuje prosta logika. Problem w tym, że gdy obóz władzy składa konkretne propozycje, to opozycja wszczyna niesamowitą histerię, w której hasła o zbiorowym uśmiercaniu Polaków i Kaczyńskim z ubabranymi w krwi rękami, stają się niebezpiecznym standardem. W tym kontekście, propozycja wicepremiera Jarosława Gowina w kwestii przełożenia o dwa lata wyborów była daleko idącym kompromisem, chociaż spowodowała ona niepotrzebne zawirowanie w Zjednoczonej Prawicy. Ale po stronie opozycji spowodowała ona nową, jeszcze bardziej agresywną i bezsensowną falę demagogii. Bo dla opozycji istotną jest strategia - im gorzej, tym lepiej. Co gorsza, taka strategie wpisuje się w tworzenie zafałszowanego obrazu rzeczywistości - znacznie gorszego niż faktycznie istniejący. Tym samym blokuje się też możliwość zbudowania stabilności i kompromisu, który w tym czasie jest wręcz niezbędny. Wniosek? Opozycji nie zależy na Polakach i ich losie - opozycji zależy wyłącznie na obaleniu rządów PIS i powrocie do władzy choćby po trupach - dosłownie. A zresztą, czy ludziom Tuska, Czarzastego czy Kosiniaka kiedykolwiek na Polakach zależało? Nie ma na to żadnego dowodu - jest tylko ocean demagogii i pustosłowia.


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka