Przewidywanie przyszłości do dobre zajęcie dla wróżek, wróżów i mniej lub bardziej nawiedzonych jasnowidzów - najczęściej hochsztaplerów zbijających majątki na ludzkiej naiwności. Ale przewidywanie przyszłości to także ważna - kto wie, czy nie najważniejsza - część pracy polityka, którego decyzje zawsze rezonują nie tyle na wydarzenia bieżące, co właśnie na przyszłość, niekiedy dosyć odległą. Innymi słowy, idealny polityk powinien być przede wszystkim dalekowzroczny, czyli umieć przewidywać, czy i w jaki sposób jego działania przełożą się na sytuację społeczną.
Jako społeczenstwo, a właściwie jako wyborcy, bardzo rzadko kryteriami przyszłości oceniamy polityków. Liczy się przede wszystkim "tu i teraz", co przekłada się z kolei na rodzaj presji wywieranej na polityka, którego rozliczamy - a przynajmniej powinniśmy rozliczać - nie tylko z bieżących dokonań, ale tez tego, co prawdopodobnie przyniesie przyszłość. Niestety, tak to nie działa. Świadomie lub nie, ale wprawiamy w ruch mechanizm "po nas choćby potop", co pozwala politykom budować zamki na piasku, obiecywać gruszki na wierzbie i opowiadać dowolne brednie. Tak też wyglądają programy partii politycznych, zwłaszcza w okresach przedwyborczych, które w ogóle są swoistym festiwalem przyszłościowej fantastyki, głupich obietnic i bredni na poziomie karcianych hochsztaplerów.
Kiedy czytam program PIS sprzed wyborów 2015 oraz 2019 i widzę PiS roku 2022, to myślę sobie - mój Boże, ależ rozjazd. Nie ma sensu, żeby robić w tym krótkim tekście punktowanie owych deklaracji programowych, bo nie o to chodzi i nie taki jest sens tego artykułu. To zajęcie na długie godziny, a biorąc pod uwagę różne uwarunkowania wewnętrzne i zewnętrzne, które należałoby wziąć pod uwagę, byłaby to praca godna benedyktyńskiego skryby. Jest oczywiste, że pisowscy wizjonerzy, na czele z głównym wizjonerem i strategiem, nie byli w stanie przewidzieć pandemii coronawirusa ( która pandemią była tylko medialnie) i wojny za wschodnią granicą Polski. Ale, jak pisał kiedyś Stefan Kisielewski: "to nie kryzys, to rezultat”.
No właśnie. To rezultat zupełnie "odjechanego" przewidywania przyszłości - przewidywania życzeniowego, które jest podstawowym, kardynalnym i wręcz tragicznym błędem w polityce międzynarodowej, chociaż rzecz jasna, nie tylko. Ostatnie lata boleśnie dowodzą, że nasze elity polityczne są dalej mentalnie w dwudziestoleciu międzywojennym. Wciąż jest mowa o paktach, sojuszach, gwarancjach, obietnicach, zapewnieniach, daleko idących krokach czy wsparciu sojuszników. Takie anachroniczne postrzeganie rzeczywistości to nie jest już nawet kategoria "myślenia życzeniowego”, przydatnego co najwyżej na użytek propagandy. To jest zwyczajnie przejaw odklejenia się od dzisiejszych realiów i kompletnego niezrozumienia dynamiki współczesnych stosunków międzynarodowych na każdym z ich poziomów: od politycznego, przez kulturalny i ekonomiczny, aż po ten stricte militarny. Takie podejście w sposób naturalny uniemożliwia obiektywną, chłodną ocenę sytuacji, precyzyjne określenie celów własnych oraz zrozumienie tych celów, jakie mają inne państwa - w tym Rosja, Chiny czy państwa BRICS.
Dyskutujemy o wykładniach - wariant piastowski czy jagielloński, ale kompletnie zapominamy o środkach i metodach. Czas najwyższy sobie uświadomić, że ani Bruksela, ani Waszyngton nie wzmocni pozycji Polski ani w regionie, ani globalnie i czas przestać się łudzić, że ktokolwiek inny jest w stanie lepiej i skuteczniej zabiegać czy realizować nasze interesy od nas samych. Od lat nie wzmacniamy naszej obecności w Azji, dobrowolnie rezygnujemy z mniej "medialnie” atrakcyjnych kierunków aktywności np. w Afryce czy w Ameryce Południowej. Zapatrzyliśmy się jak przysłowiowy szpak w pięćdziesiąt groszy w USA i "bratamy" się z Ukrainą, bo tak zażyczyli sobie ci, co realizują swoje interesy. Nigdy nie było i nie będzie z żadnym państwem ( już na pewno nie z Ukrainą) żadnej przyjaźni – są tylko interesy. Nie ma nic stałego, nie ma czegoś raz na zawsze, a pragmatyzm, elastyczność czy asertywność to tylko różne drogi do tego samego celu, nie wady czy powód do wstydu. A już na pewno nie powód do pomawiania kogoś o agenturalność lub działania antypolskie!
My natomiast mentalnie wciąż tkwimy w ideologicznej nierzeczywistości. W matrixie! Niedobrze się robi, kiedy słychać pojękiwania i złorzeczenia, bo rzekomo zdradzili nas Węgrzy, Niemcy i Francuzi zdradzili Ukrainę, Stany Zjednoczone za malo robią w sprawie Rosji, a my powinniśmy militarnie wejść do wojny. O skutkach, takich czy innych decyzji nikt nie mówi, wszystkie te brednie obliczone są na tu i teraz, a po nas choćby potop. Polityka życzeniowa. Wszyscy, od Portugalii po Ural, od Alaski po Pekin, walczą o SWOJE interesy, rzadko biorąc pod uwagę dobrostan innych ( bo co obchodzą ich inni?)...z wyjątkiem Polski. Przynajmniej takie mam wrażenie, jak i takie, ze nie znam drugiego takiego państwa, które w sposób tak bardzo życzeniowy realizowałoby swoje jestestwo. W dodatku wyłącznie na bardzo wąskim wycinku tego, jaka może ( i powinna) być polityka zagraniczna. Nasi przodkowie stawiali dziesiątkami i niekiedy setkami lat monumentalne budowle - ci stawiający fundamenty, z przyczyn oczywistych nie mogli dożyć końca budowli, ale wiedzieli, że budowa będzie zakończona zgodnie z projektem, jaki przyjęli. Tak się buduje państwa, tak zostawia się projekt nadchodzącym pokoleniom. Tak powstaje siła, potęga i dom dla wielu pokoleń. Doraźnie w działaniu reaktywnym można zbudować tylko szałas, co właśnie czynią nasi rządzący.
W nadchodzącym roku, życzyłbym sobie i Polsce prawdziwego przywódcy - wizjonera, który nie tylko położy kres wyniszczającej Polaków wojny polsko-polskiej, ale wytyczy jasne cele i kierunki ( liczba mnoga!) w jakim mamy podążać. Takiego, który w sposób realny i pragmatyczny będzie potrafił przewidzieć przyszłość i jak dobry szachista z góry znać będzie przebieg partii. Oraz pogoni całe to, od lewa do prawa, towarzystwo chłoptasi z piaskownicy, omyłkowo zasiadających w ławach sejmowych, tych wszystkich rządowych pieczeniarzy i nieudaczników, liczących to, co opłaca się im, a nie Polsce. Pewnie jeszcze nie teraz, pewnie nie za rok, czy nawet dwa, ale ktoś taki MUSI się pojawić.
Zatem, moi DRODZY CZYTELNICY - życzę nadziei i Do Siego Roku 2023!
Inne tematy w dziale Polityka