kemir kemir
278
BLOG

Polską zaczęła rządzić jesień, czyli wybory, wybory i raz jeszcze wybory

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 17

Matka Natura klimatycznym faszystom spłatała psikusa i odwołała lato w trybie natychmiastowym. Światem (naszym polskim, politycznym światem) zaczęła rządzić jesień - jak śpiewała Maryla Rodowicz - czyli najbliższe miesiące zdominuje kampania wyborcza, którą zwieńczą wybory i... to, co po nich się wydarzy. "A ja tak pragnę, czemu nie wiem, uciec pociągiem od jesieni, (...) Nie trzeba długo się namyślać, wystarczy tylko wybiec z domu, wsiąść do pociągu byle jakiego..."


No właśnie, chyba każdy normalny człowiek najchętniej właśnie w ten sposób uciekłby od nadciągającej wrzawy i zadymy wyborczej, gdzie polskie "Hutu" będzie się brało za łby z polskim "Tutsi" i nikt jeńców brać nie będzie - zmiłuj nie ma!  I po cholerę to wszystko? W Polsce, w kraju gdzie ze 100 spraw od lat leży odłogiem, gdzie wciąż walają się śmieci z czasów "komuny" i gdzie - chociaż fasada ładna, taka "jewropejska", a nawet "hamerykańska" - na podwórku syf i śmierdzi, urządzamy sobie festiwal gadających głów. Bo nikt złudzeń  nie ma, że będzie to kolejne show dokładnie tych samych, znanych od wielu lat, twarzy budzących obrzydzenie wymalowaną na nich hipokryzją, fałszem, obłudą i - za przeproszeniem -   podstarzałymi mordeczkami pełnymi frazesów, hasełek, sloganów. Powtarzanych co kampanię, dobrze wyuczonych pod nadzorem nauczycieli od wizerunku chwytów retorycznych, gestów, mimiki i sztuczek pod publisię. Jarmark obietnic złotych gór, gruszek na wierzbie i tworzenia krainy miodem i mlekiem płynącej. Nihil novi.


Gdzieś z tyłu głowy tli się pytanie: czy jako wyborcy w ogóle mamy jakiś wpływ na wyborczy wynik? Czy może ktoś, jakaś "siła wyższa", już dawno zdecydował co i jak, a wyborcze "święto demokracji" to tylko dość kosztowne wydarzenie medialne, w którym role są precyzyjnie określone zatwierdzonym scenariuszem? Jak dziś w świecie zachodnim - do którego wszak dumnie należymy - wygląda ta "demokracja" doskonale widać, słychać i czuć. LGBT, dominacja subkultury "nachodźców", wojna, klimat - oto filary zachodniej "demokracji". Można zatem rzec: jaka demokracja, takie i wybory. Można się co prawda łudzić - zresztą to też hasło wyborcze - że o tym w Polsce są te wybory, że właśnie chodzi o to, żeby takiej "demokracji" w Polsce postawić tamę, ale trzeba mieć w sobie doprawdy wiele dziecięcej naiwności, żeby w to wierzyć. Polski premier bowiem, niczym Doktor Jekyll i Pan Hyde, zmienia osobowość i poglądy zależnie od miejsca, w którym się znajduje. W Warszawie pręży muskuły i robi groźne miny ( chociaż w tej dyscyplinie daleko mu do prezydenta Dudy), w Brukseli natomiast podpisuje wszystko, co do podpisu dostaje i jeszcze przeprasza, że żyje. No ale podobno, "póki my żyjemy... "


W tegorocznych wyborach do tych wszystkich wyborczych opowieści doszły nowe: rzec można, że opowieści dziwnej treści. Jedna to opowieść jak Ukraińcami Rosję rujnujemy, druga to czyste wariacje na temat polskiej potęgi -  już niekoniecznie od morza do morza (Trójmorza), ale z USA, Ukrainą i bez Niemiec. Do tego Ukraina podobno walczy za nas i tylko dzięki nim nie mamy ruskich czołgów tuż za Bugiem, a może i w Warszawie. A nie... - czekaj: zmieniło się! Relacje Polski z Ukrainą trochę się pogorszyły, bo okazało się, że bracia "Wukraińcy" wycisnęli nas do cna, a że za bardzo już nie mamy co im ofiarować, to postanowili nas olać, upokorzyć i pokazać, że stara miłość nie rdzewieje - zatem wrócić do swej datującej się od I WŚ wielkiej miłości z Niemcami, kiedy to kajzerowskie Niemcy wymyśliły Ukrainę. A ty, Polaku, ciesz się widokiem Rosomaka w barwach hitlerowskiego Wehrmachtu. I tym, że ci ruskie bomby na głowę nie lecą, co podobno warte jest każdej ceny. Czy upokorzenia też to warte, to nie wiem, bo zdania są sprzeczne.  Zresztą - jak w powiedzeniu o carze i bojarach, ale tym razem odwrotnie - to wszystko przez ukraiński rząd, oligarchów i ruską propagandę: bracia "Wukraińcy" przecież Polskę i Polaków kochają, wdzięczni są i do rany ich przyłóż... chyba zwłaszcza w dniu, kiedy ZUS wypłaca im należne świadczenia. No cóż - życie. Śmiesznie tylko się zrobiło, bo kubek w kubek realizuje się scenariusz, który z zadziwiającą łatwością rok temu przewidziały "ruskie onuce", wdeptywane wówczas za przestrogi i przytomny rozsądek w ziemię.


 A że Polską zaczęła rządzić jesień (wybory) i rządzący, którym przecież zależy na zatrzymaniu przywileju rządzenia i którzy wreszcie zauważyli, że wyborcy z zasady stracili wojenny i proukraiński entuzjazm, postanowili zmniejszyć trochę ogień pod gotowaną żabą i nawet flagi ukraińskie zwijają, zastępując je polskimi.  Ba, Ministra Choroby wysłali na bezrobocie, licząc chyba po cichu, że na PiS nawrócą się ci, co po cichu powtarzają formułkę "będziesz pan wisiał". Niewykluczone, że w kolejce na bezrobocie czeka inny minister - tym razem Minister Wojny, który jedną ręką wydał "WUkraińcom" prawie wszystko, co miała polska armia, a drugą zgarnia zakupione za grube miliardy dolarów każde możliwe uzbrojenie oferowane przez militarny biznes. Dodać trzeba, że na razie to po części uzbrojenie wirtualne, bo jeszcze nieobecne nawet na taśmach produkcyjnych, ale kto tam się martwi takimi detalami.  W powietrzu natomiast wisi pytanie, skąd w kraju, gdzie "piniendzy nie ma i nie będzie" te bajońskie sumy na uzbrojenie? Na razie cicho być z takimi pytaniami, ale nie wiadomo, czy jakiś Rejtan nie rozedrze wkrótce odzienia  i nie oznajmi, że goli jesteśmy jak święci tureccy - wszak Polską zaczęła rządzić jesień a i obiecane gruszki na wierzbie i złote góry trochę kosztują.


*****
 
 Pewne jest właściwie, że wyborcze show zakończy się wygraną PiS. Dlatego na czas tego wątpliwego pod względem jakości spektaklu naprawdę warto byłoby "wsiąść do pociągu byle jakiego, uciec pociągiem od przyjaciół, wrogów, rachunków, telefonów.  Nie trzeba długo się namyślać, wystarczy tylko wybiec z domu". Ciekawe jest jedynie, co stanie się po wyborach. Wątpliwe, a przynajmniej dyskusyjne jest wielce, czy PiS będzie w stanie sformować parlamentarną większość. Każda wtedy ewentualna koalicja jest mniej prawdopodobna niż lądowanie kosmitów, chociaż w Polsce nic już dziwić nikogo nie powinno. Wróbelki z Wiejskiej ćwierkają o już podobno dogadanej koalicji z Mentzenem, ale rzeczony zaprzecza i zaklina się, że wyborców "Konfy aż tak bezczelnie nie zdradzi. Nie ma powodu jemu nie wierzyć, ponieważ byłoby to piękne, spektakularne samobójstwo polityczne, popełnione na oczach milionów wyborców.


Zatem - jeżeli koalicje z udziałem PiS wykluczyć - to jak w banku mamy rząd mniejszościowy, czyli chaos, zamęt i przepychanki. Nie jest pewne nawet, czy byłby to rząd "pisowski", bo nie można wykluczyć, że geniusz Kaczyńskiego nakazałby mu  zejść do ław opozycyjnych. Tak czy siak, w każdym scenariuszu pozbawiającym PiS większościowego rządzenia, trudno nawet oszacować,  jakie z tego będą "korzyści" dla Polski, zwłaszcza, że w takim wypadku niewykluczona byłaby dogrywka na wiosnę. Kolejny stracony czas, kolejne wojenki i kolejne tony wyborczego śmiecia. Ale...  Może to właśnie Polsce jest potrzebne, bo jak mówi łacińska sentencja "Ordo Ad Chaos", tylko z chaosu może zrodzić się porządek.  





kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka