kemir kemir
599
BLOG

AAA. Pilnie propolski rząd zatrudnimy!

kemir kemir Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 52

W scenerii odbywającej się w Polsce pożałowania godnej kampanii wyborczej zacząłem się zastanawiać nad sensem wyborów w ogóle. Wszak rządu bezpośrednio nie wybieramy, ba - nie mamy tak naprawdę pojęcia, kto po wyborach będzie premierem. Wyborcza nawalanka, to pozorne (często tylko medialnie, jako przedstawienie dla gawiedzi) branie się za łby przez cztery główne ugrupowania w Polsce, nie tworzy żadnego konstruktu, czyli czegoś co choćby umownie dałoby się nazwać logiczną strukturą powstałą w wyniku politycznej debaty na linii partia - jej wyborcy. Albo konstruktu, który wytworzył się  w czyimś umyśle - np. w umyśle lidera, szefa partii i charyzmatycznego wizjonera, który miałby rzeczywiste prawo do ubiegania się o rolę nieformalnego ( lub formalnego) przywódcy narodu. Niestety - od wielu lat toczy się w Polsce wojna dziadersów, a właściwie nawet dziadów, którymi przywódcami są mocno podstarzali panowie: Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Wokół nich obraca się cała scena polityczna, te same - zazwyczaj już groteskowe - postacie, przyspawane do przydzielonych im koryt w sposób trwały, albo przynajmniej arcytrudny do oderwania. Pewnym wyjątkiem jest Mateusz Morawiecki, wynalazek Kaczyńskiego, były bankster wykształcony i ukształtowany w niemieckich uczelniach i instytucjach, gorliwy wyznawca tzw. "zrównoważonego rozwoju", za którym to pojęciem sprytnie kryją się idee Klausa Schwaba i chore wizje Sorosa.


Dlaczego tak się stało? Dlaczego nie mamy żadnego wyboru, poza wyborem jakiś dziadów z zaklętego kręgu "bandy czworga"? Odpowiedź jest bardzo złożona, dlatego nie ma sensu borykać się z tym tematem w skromnym artykule publicystycznym - ważna jest konstatacja, że jakikolwiek wybór jest prawdopodobnie wyborem nie służącym ani Polsce, ani polskiemu społeczeństwu. Oczywiście zaraz odezwą się oburzone głosy zwolenników i wyborców którejś z tych partii ( zwłaszcza PiS i PO)  - jak to? Przecież PiS stworzył najbardziej prospołeczny rząd w powojennej historii Polski i to pomimo kłód rzucanych pod nogi przez świrów w Brukseli i "Targowicę" w kraju. Jeżeli przyjąć, że obfitość różnego rodzaju świadczeń społecznych to działalność prospołeczna, to - owszem - takie stwierdzenie ma swoje uzasadnienie, ale pytanie jest takie: czy prospołeczna polityka rządu ( jaka by ona nie była rozbudowana) oznacza na pewno politykę propolską? A idąc dalej tym tropem, to kiedy Polska miała ostatni raz propolski rząd / partię)? A może właśnie takim rządem jest rząd PiS?



Odpowiedź jest zdeterminowana przez definicję propolskości. Tych definicji jest zapewne tyle, co Polaków, dlatego łatwiej jest zdefiniować czym nie jest rządowa propolskość. Na pewno nie jest propolskie to, że rzeczywistość w Polsce kształtuje zagranica - obojętnie, czy jest to Bruksela, Waszyngton, Berlin czy Kijów. Nie jest propolskie uzależnianie polskiej gospodarki od widzimisię zachodnich kaprysów i krwiożerczości zachodnich banków, które - owszem - chętnie finansują populistyczne zachcianki i obietnice rządu, ale bez żadnego zmiłuj obedrą ze skóry nasze dzieci i wnuki. Nie jest propolskie, że na ten moment medialną projekcję rzeczywistości kreują zagraniczne koncerny i ośrodki propagandowe. Te medialne grupy działające w interesie różnych państw wyznaczają standardy i osiągają w ten sposób własne cele. Rzadko jednak są one zbieżne z dobrem Polaków, a w większości przypadków jest wręcz przeciwnie.


Rząd PiS - niestety - spełnia wszystkie te negatywne  warunki. Można odnieść wrażenie, że ludzie Kaczyńskiego z premedytacją doprowadzają państwo  do bankructwa ( społeczno -politycznego, gospodarczego i finansowego), żeby wykreować się na bohaterów rozwiązujących problemy, które sami stworzyli! Zadziwiająca jest ta walka w stylu późnego Gierka, dla którego sztandarowym problemem był sznurek do snopowiązałek. Ale co tam głupi sznurek - PiS jest na tyle kreatywny, ze każdą gamoniowatość i nieudacznictwo medialnie przekłada na swój "sukces", przy czym naprzemiennie zawsze wskazuje winnego: zazwyczaj jest to Tusk, ale dyżurnymi winowajcami są także unijne centra w Brukseli, TSUE, rząd w Berlinie oraz oczywiście Putin. Do tego wszelka krytyka, zwrócenie uwagi, że coś nie działa, albo działa źle, otrzymuje naklejkę "ruska propaganda". Walka z tymi patologiami życia publicznego w skali państwa przypomina bicie głową w mur z napisem " źle rządzimy, kłamiemy, kradniemy, ale co nam zrobicie?". No właśnie - poczucie absolutnej bezkarności, zwłaszcza kiedy sondaże są pomyślne, potęguje bezczelność i działania "po nas choćby potop"



Chciałbym się mylić, ale sądzę, że rządy PiS prędzej czy później skończą się katastrofą. W jednym z felietonów Andrzeja Szlęzaka na FB pada pytanie: PiS zdąży uciec, a ty? Autor stawia trzy bardzo jasno przedstawione tezy na ewidentne i kardynalne błędy PiS dotyczące co prawda polityki zagranicznej, ale mające oczywiste przełożenie na sytuację wewnętrzną. Pierwszy błąd to zupełnie ślepe pogrążenie się tylko po jednej stronie w aktualnym globalnym podziale sił. "Po jednej stronie są USA i inne państwa anglosaskie oraz Europa i to ta bardziej środkowa niż zachodnia, czyli ta bardziej uzależniona od Anglosasów oraz Japonia. Po drugiej stronie znajdują się Rosja, duża część Azji z Chinami, Iranem i być może Indiami. Generalnie są to państwa o potencjale globalnym, których przywódcom nie w głowie izolowanie Rosji i nazywanie Putina zbrodniarzem. Ten podział jest porażką polityki USA i również Polski. Wynika z tego, że nie udało się złamać Rosji gospodarczo i widoków na to póki co nie ma. Co więcej, Polska, której różnym elitom politycznym szczególnie zależało i zależy na gospodarczym zniszczeniu Rosji, sama pogrąża się w kryzysie gospodarczym."


"Druga porażka polityki rządu PiS-u, to zachowanie najsilniejszych państw w Unii Europejskiej. Niemcy, Francja i Włochy są przeciwne nakładaniu kolejnych sankcji na Rosję i po cichu robią wiele, żeby rozwodnić te już nałożone. W miarę pogłębiania się problemów z pozyskaniem surowców energetycznych stanowisko tych państw wobec Rosji będzie coraz łagodniejsze. Można to podsumować trawestując hasło sprzed wybuchu drugiej wojny światowej o umieraniu za Gdańsk, że w Niemczech nikt nie będzie marznął za Kijów. Polska ze swą nienawiścią do Rosji staje się coraz bardziej osamotniona wśród dużych państw Unii Europejskiej"


"I trzecia porażka Polski, to potwierdzenie się polityki USA wobec wojny na Ukrainie, czyli Amerykanom chodzi o jak najdłuższe wykrwawianie Rosji, a nie o w miarę szybkie zwycięstwo Ukrainy nawet przyjmując, że jest to pojęcie wieloznaczne. Na dobrą sprawę jest to już wojna coraz bardziej anglosasko – rosyjska niż ukraińsko – rosyjska. (...) Najważniejszą konkluzją z powyższych faktów jest to, że polityka największych ugrupowań politycznych w Polsce jest zafiksowana na zniszczenie Rosji. Politycy tych ugrupowań albo nie rozumieją, albo nie dopuszczają do siebie myśli, że prędzej doprowadzą w ten sposób do zniszczenia obecnej formy polskiej państwowości niż w poważny sposób zaszkodzą Rosji. Im się wydaje, że Polska jest jak skorpion, którego jad co najmniej poważnie osłabi ukąszoną ofiarę. Tymczasem prawda jest taka, że Polska ze swoim obecnym potencjałem jest jak komar, którego ukąszenie tylko rozdrażnia ofiarę i przeważnie kończy się to zmiażdżeniem komara nawet jeśli do czasu trzepnięcia napije się krwi ofiary."


Myślę, że czas najwyższy, żeby nawet najbardziej zacietrzewieni wyborcy PiS  czy też PO, uświadomili sobie, że a) prospołeczna polityka rozdawania pieniędzy ludziom niekoniecznie jest działaniem propolskim - a nawet wręcz przeciwnie, b) polityka zagraniczna, zwłaszcza reaktywna i dostosowana do chwilowych interesów anglosaskich, których świecką tradycją jest zwijanie się wtedy, kiedy interesu już nie ma, przynosi zwykle katastrofalne skutki, o czym my - Polacy - świadomi hańbą i koszmarem rozbiorów, zawiedzionymi nadziejami pomocy we wrześniu 1939, czy też jałtańskim kupczeniem na rzecz Stalina, powinniśmy wiedzieć najlepiej. Niestety, widocznie znów musimy być wymazani z map Europy, żeby utworzyć polski rząd, zbudować jakąś Gdynię i cieszyć się swoim własnym państwem. Bo chyba ostatnio tylko rządy II RP były rzeczywiście czysto propolskimi rządami, co prawda również targanymi przez spory i kłótnie, ale w dobrze pojętym polskim interesie. Peerelowskie rządy to rządy stalinowskiego terroru, przepoczwarzone później w zarządy ds. sznurka do snopowiązałek, później był pierwszy podobno demokratyczny rząd Mazowieckiego, o którym złośliwi mówią, że w tym gabinecie byli sami Żydzi i nawet jeden Syryjczyk, dalej tylko może tylko rząd Jana Olszewskiego i pierwszy rząd PiS miały jakieś propolskie pierwiastki.  Od tego czasu mamy albo opcję niemiecką, albo ukraińsko- amerykańską podlaną sosem antyrosyjskości, germanofobii i izolowaniem się od wypróbowanych przyjaciół np. Węgrów. W tle słychać wrzawę lewackiej psychodramy z zabijaniem dzieci, kobietami z penisem i sekciarstwem klimatyzmu. Nie ma bata, to się dobrze skończyć nie może... Propolski rząd pilnie potrzebny!


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Polityka