kemir kemir
5213
BLOG

Eh, ci celebryci...

kemir kemir Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 154

Wczoraj - pewnie z okazji Dnia Niepodległości - na portalu "Gazeta.pl"  aktor Daniel Olbrychski popełnił felieton w którym napisał, że -"Dziś patriotyzm to odsunięcie od władzy PiS. Za wszelką cenę. Oby nie za cenę krwi". Z kolei inny aktor o równie znanym nazwisku,  pan Wojciech Pszoniak udzielił jakiś czas temu "Newsweekowi" wywiadu, w którym w niewybrednych słowach wyraża swoje zaniepokojenie sytuacją w kraju.

-"Chamów i prostaków nie brakuje nigdzie, ale w Polsce nagle zajęli miejsce na świeczniku i nadają ton - lamentuje aktor, który w dalszej części rozmowy brnie dalej, jak na chama i prostaka przystało.  - Gdy żyli Geremek, Mazowiecki, Meller czy Bartoszewski, gdy ich głos był obecny w debacie, to miałem wrażenie, że wszystko jest u nas tak, jak gdzieś indziej w cywilizowanym świecie. A dziś? Miernoty i karierowicze zmuszają nas do tego, żebyśmy byli tacy jak oni" . Dla Pszoniaka Krystyna Pawłowicz to "przypadek kliniczny", a Jarosław Kaczyński to " zaburzony człowiek, nie trzeba być psychiatrą, by to widzieć"

Olbrychski i Pszoniak to - licząc polską miarą - wybitni aktorzy, osoby powszechnie znane i posiadające pokaźny dorobek artystyczny. Ale to także już podstarzali, współcześni celebryci, chętnie cytowani przez niektóre media, zwłaszcza wtedy, kiedy trzeba dokopać władzy, a z powodu braku argumentów nie bardzo jest jak. Są doskonałą ilustracją zjawiska, które objawiło się po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Polscy celebryci co jakiś czas zarzucają media swoimi przemyśleniami, jak to bardzo źle im się żyje pod władzą PiS. Panuje bowiem wśród aktorów, piosenkarzy, modelek itd., jakieś dziwne przekonanie, że ich zdanie w sprawach publicznych znaczy więcej niż zdanie przeciętnego zjadacza chleba. A tymczasem coraz mniej ludzi interesują narzekania kogoś, kto w ogóle żyje w innym świecie i ma zupełnie inne problemy. Także mimo nieustannego odgrzewania tych „autorytetów” przez media, skuteczność kolejnych pamfletów Hołdysa czy Jandy jest coraz mniejsza.

Założę jednak  tezę, że owa malejąca skuteczność powoduje u tych państwa sporą frustrację, która z kolei przekłada się na coraz bardziej irracjonalne wypowiedzi, okraszone brutalnością ujętą w subtelne ramki, nabyte z racji wykonywanego zawodu. Jeżeli te wypowiedzi pozbawić tych ramek, to - owszem - można popukać się w czoło, roześmiać się  i przejść do porządku dziennego, ale tym samym pominiemy fakt, że  w swojej istocie te wypowiedzi są tyle nieodpowiedzialne, co groźne. Ludzie, zwłaszcza ci młodsi, zapatrzeni 24/h na dobę w ekrany smartfonów, powoli nie rozróżniają już świata realnego od politycznej fikcji. Tym samym coraz większą rolę w naszym życiu politycznym odgrywają nie tyle osobistości o silnych charakterach, stawiające sobie wartościowe cele, co celebryci, będące solą i sensem mediów nie tylko internetowych. Aktorzy, piosenkarze, ludzie mody, grają już nie tylko na scenie czy planie, ale grają swoje życie.

Ich popularność przestała się mierzyć wybitnymi rolami czy osiągnięciami arttstycznymi, dziś liczą się "lajki", ilości wejść na ich celebryckie profile. W ich celebryckim mniemaniu, daje im to prawo, do pouczania 'mordeczek" i oceniania rzeczywistości z pozycji nieomylnej wyroczni. Chodzą zatem na marsze KOD i Obywateli RP, byli przed gmachem Sejmu, gdy opozycja zaczęła blokadę sali plenarnej, a na portalach społecznościowych krytycznie komentują nowe pomysły i posunięcia rządu Prawa i Sprawiedliwości. Co jest dla nich najważniejsze?

Wolność - odpowiadają zgodnym chórem aktorzy Nowego Teatru: Magdalena Cielecka, Maja Ostaszewska, Jacek Poniedziałek i Maciej Stuhr. Wywiad jakiś czas temu był okładkowym materiałem w jakimś wydaniu tygodnika "Newsweek".

"Chciałabym po prostu żyć, korzystać z tego, na co zapracowałam, co mogę wziąć od świata i światu dać. O takiej wolności mówię. Ale boję się, że do mojego schronu w każdej chwili może ktoś przyjść i zapytać, z kim śpię. Albo dlaczego ten człowiek, z którym śpię, jest nie tej narodowości, która się dziś w Polsce podoba" - wyjaśnia swoje zaangażowanie Cielecka. Dodaje też, że kiedy w tramwaju spotkały ją uwagi na temat przypiętego znaczka KOD, poczuła się jak żydowskie dziecko podczas okupacji. - "Dziecko, które jest wystraszone i wie, że nie powinno w tym tramwaju być" - dodaje. Tłumaczy też, że władza wciąż zmusza ludzi do stawania po jednej stronie w kolejnym sporze.

"Sam udział w tym wywiadzie jest deklaracją. Zanim się zdecydowałem, rozmawiałem godzinę z moją żoną i ona pyta: "Po co ci to znowu?". W zeszłym tygodniu wrzucili nam do ogródka zużytą prezerwatywę i stos papierów" - zauważa Maciej Stuhr,  humorzasty specjalista od "tupolewów" .

Maja Ostaszewska wyjaśnia z kolei, że od 20 lat związana jest organizacjami pozarządowymi i przeciwko polityce PiS, ale również Ligi Polskich Rodzin, protestowała już dekadę temu. - "Teraz wypowiadam się częściej, bo choć miałam wiele zastrzeżeń do poprzedniej władzy, dzisiejsza ogranicza naszą wolność w niemal wszystkich sferach życia. Rozmontowuje demokratyczne państwo" - mówi Ostaszewska. Uważa, że jako osoba publiczna ma wpływ na innych i dlatego manifestuje swój sprzeciw ".

Trudno w jakiś sensowmy sposób skomentować te wypowiedzi. To raczej pole dla specjalistów, którzy zapewne odkryliby jakieś pogranicze fobii i urojeń, być może mających związek z pracą zawodową. A może to coś z tematu jaki opublikował tygodnik "W Sieci" - pt. "Tak ćpają elity”, w którym przeczytać można, że " W tym światku pewne historie  nie wychodzą na światło dzienne. Pozostają w murach willi czy apartamentów. Wybuchy agresji, niebieskie karty ofiar przemocy domowej zakładane przez policję partnerkom celebrytów uzależnionych od kokainy, amfetaminy i alkoholu. A jeśli coś się stanie i przyjedzie pogotowie, to może uznać, że ktoś po prostu miał zawał lub udar.”

Jednak wszystko i wszystkich  i tak przebija Jacek Poniedziałek, który  całą swoją frustrację wylał na wszystkich wyborców PiS-u, uważając ich za "zakałę świata" i życząc im, żeby... "rozpłynęli się i przepadli". Co ciekawe, używa w tym dokładnie tego samego języka podziałów i nienawiści, o jaki oskarża Jarosława Kaczyńskiego.

"Nienawidźcie, tak jak on kazał wam nienawidzić. Plujcie i pogardzajcie, tylko dlatego, że jemu się tak podoba. Na was też przyjdzie czas. On jest waszą Nemezis. Pożrecie się i pozabijacie. Innej drogi nie ma. Historia to pokazała. I znowu pokaże. Tylko dzieci żal. Przyszłości żal. Tak, jestem pedałem i nie będę mieć dzieci. Tak sobie teraz myślicie, prawda? "Co go to obchodzi?" Obchodzi. Bo mam oczy, mam uszy i pamięć.
Niech przeklęty będzie dzień, w którym ten potwór wylazł ze swojej nory. Tkwił tam w uśpieniu przynajmniej do pogromów kieleckich, może od '68. A teraz znów jest, pręży swoje oslizgłe, ociekające krwią cielsko i węszy: kogo by teraz pożreć... Biedny, otumianiony 500+, tanio kupiony pseudodumą rodem z paska wiad. tvp.  40 procentowy "narodzie" - rozpłyń się i przepadnij. Jesteś zakałą świata!"


Najwyraźniej nawet sam Poniedziałek zauważył, że się zagalopował, bo usunął ten wpis z Facebooka. Co ciekawe, gwiazda "M jak miłość" wydał książkę "Wyjście z cienia", która jest dosyć szokującą opowieścią o geju uwikłanym w wulgarny świat zdrad, szybkiego homoseksualnego seksu i braku uczuć. Aktor sam o sobie mówi, że jest "trochę k... ą". Chyba wypada się zgodzić.

Na deser zostawiłem sobie - a jakże - Krystynę Jandę, która całkiem niedawno na antenie "Radia Zet" wpadła wpadła w prawdziwą furię: -  "Ja się czuję, jakby ktoś mnie opluł w tej chwili. Ja nic nie ukradłam, ja kocham ten kraj, pracuję w nim od urodzenia. Zawsze się przyjaźnię ze światem, jestem nie tylko polską aktorką, ale gram i za granicą. Czuję się,  jakby ktoś na mnie srał cały czas! – dodała z wściekłością.

Pani Janda rzeczywiście nic nie ukradła, ale tak się składa, że jest beneficjentem III RP i była hojnie wspierana finansowo przez władzę (także tego znienawidzonego PiS), ale jakoś o tym na antenie Radia Zet nawet się nie zająknęła. Z budżetu państwa na swoją działalność artystyczną, na prowadzenie swoich teatrów, gdzie zatrudnia również swoją córkę, w latach 2005-2015 Janda otrzymała ponad 13 milionów złotych. Co jak łatwo policzyć, wynosiło ponad milion rocznie. Pieniądze te oczywiście nie poszły na marne, bo Janda wystawiła w swoim teatrze m.in. ambitną sztukę o miłości mężczyzny do... kozy .  Ale pal licho artystyczne wizje pani Jandy, istotny jest jej potok łez jaki podobno wylała w latach 2005-2007, kiedy to straszliwie skrzywdziła ją pisowska władza.

W liście otwarty rozesłanym do mediów, aktorce odpowiedział Arkadiusz Czartoryski, poseł Prawa i Sprawiedliwości. List wart jest zacytowania, bo w sposób absolutnie doskonały podsumowuje cały temat, który w tej notce skrótowo naświetliłem.

"Kieruję do Pani list, który ze względu na Pani publiczne wypowiedzi pod adresem Prawa i Sprawiedliwości, przesyłam mediom. W działalności politycznej czasem spotyka się niezwykle ciekawych ludzi. W latach 2003-2005 byłem wicemarszałkiem województwa mazowieckiego z ramienia PiS. Odpowiadałem wówczas za kulturę na Mazowszu i miałem ogromną przyjemność krótko z Panią współpracować. Ofiarowane na tę okoliczność książki Pani autorstwa z miłymi dedykacjami dla mnie, (o zgrozo!) PiS-owskiego polityka, stanowią cenną część mojej biblioteczki"  - napisał we wstępie Czartoryski. Poseł stwierdza następnie, że ze zdumieniem przeczytał publikacje Jandy na temat rządów PiS w latach 2005-2007.

"Pozostałe Pani wypowiedzi, które są jakoby wyjaśnieniem tego stanowiska, są na tyle kłamliwe, że z szacunku do Pani nie śmiem ich cytować"– zaznaczył parlamentarzysta i zweryfikował rzekomą krzywdę z czasów rządów PiS, której aktorka miała rzekomo doznać.

W czasie mojego wicemarszałkowania na Mazowszu odpowiadałem za kulturę i to wówczas nabyła Pani od marszałkowskiej instytucji kino „Polonia”, które stało się siedzibą Pani teatru. O życzliwości Urzędu Marszałkowskiego w sprawie nabycia kina wiele mówi Pani wywiad dla „Życia Warszawy”, a oto fragment: „kwotę, którą musi zapłacić za salę, ma rozłożoną na raty. –  Bardzo dogodne – mówi (Krystyna Janda). –  Dawny właściciel zrobił wszystko, by w tym miejscu powstała placówka kulturalna, a nie sklep spożywczy” (Życie Warszawy nr 30/5-6.01. 07-02-2005). Pamiętam Pani szczere i wielokrotnie wypowiadane podziękowania dla PiS-owskich władz Warszawy, w tym dla mnie też, bo dodatkowo wejście do sali teatralnej i hol wynajęte zostały przez PiS-owski Urząd Miasta. Oczywiście na tym nie koniec, bo za chwilę – w 2006 roku – otrzymała Pani od PiS-wskiego Ministerstwa Kultury milion złotych na remont sali Pani teatru. 3 grudnia 2006 r. premierą „Trzech sióstr” A. Czechowa zainaugurowana została działalność Dużej Sceny Teatru Polonia ze wsparciem PiS-owskiego Urzędu Miasta Warszawy w wysokości 70 tys. zł. Drugą premierą były  „Szczęśliwe dni” Samuela Becketta w reżyserii Piotra Cieplaka wsparte dotacją „okropnego” PiS-owskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego kwotą 50 tys. zł. Potem było 30 tys. na premierę „Skoku z wysokości” Leslie  Ayvazian. Dodatkowo z Ministerstwa Kultury w tym samym 2006 roku kwotę 100 tys. na premierę spektaklu inaugurującego działalność Dużej Sceny „Trzy siostry” A. Czechowa i  ponad 32 tys. na cykl koncertów „Karaoke w teatrze – śpiewać jak to łatwo powiedzieć” w reżyserii Magdy Umer. W roku 2007 z Ministerstwa Kultury w czasie rządów PiS 70 tys. zł na premierę spektaklu „Boska!” w kwietniu 2007 i  50 tys. zł na premierę spektaklu „Wątpliwość”.

Hmmm, chyba pani Jandzie nie pozostaje nic innego jak wystawić ambitną sztukę o miłości kozła do kobiety, albo jakoś tak...
Za brak dofinansowania będzie można ponarzekać. I to było na tyle.


kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura