Zdjęcie okładki książki autora dającego do myślenia wpisu...
Zdjęcie okładki książki autora dającego do myślenia wpisu...
Aleksandra Aleksandra
440
BLOG

O „wojnie bez nienawiści” oraz dzisiejszych niedogodnościach

Aleksandra Aleksandra Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Tym razem przenosimy się w rejon do tej pory w moich notkach nieodwiedzany, a mianowicie na pewien archipelag na dalekim południu Atlantyku. Z nazwą wysp może być kłopot. Wyspy te bowiem stanowią brytyjskie terytorium zamorskie, ale roszczenia terytorialne zgłasza do nich Argentyna. Brytyjczycy używają nazwy the Falkland Islands lub the Falklands (spolszczona nazwa Wyspy Falklandzkie lub Falklandy), a Argentynczycy Islas Malvinas lub Malvinas (Malwiny). W dokumentach ONZ używa się nazwy podwójnej Falklandy-Malwiny, ale osoby pragnące zachować pełną neutralność mówią jedynie o „wyspach na południu Atlantyku”.  

W Polsce przyjęła się nazwa „Falklandy” i taką nazwę otrzymały przynajmniej dwa osiedla budowane w latach osiemdziesiątych. Wtedy bowiem Falklandy, wyspy na końcu świata, o których wcześniej mało kto słyszał stały się powszechnie znane, a to za sprawą wojny, czy konfliktu, jaki wywiązał się w związku z tym, że wczesnym rankiem 2 kwietnia 1982 r. wojska argentyńskie wylądowały na wyspach i po stosunkowo krótkiej walce – zajęły je. Dlaczego o tym piszę (poza faktem, że za dwa dni przypadnie 38. rocznica)? – o tym później.

Nie ma tu miejsca na szczegółowy opis przebiegu operacji zbrojnych (pod tekstem zamieszczam bibliografię i linki, a jeśli ktoś chciałby bym w przyszłości temat rozwinęła – proszę dać znać w komentarzach). W dużym skrócie: rządząca Argentyną junta wojskowa miała kłopoty gospodarcze, postanowiła więc zdobyć popularność „odzyskując” Malwiny, co spowodowałoby ogólne poparcie Argentyńczyków, niezależnie od ich sympatii politycznych. Historia roszczeń jest długa, obie strony przytaczają historyczne argumenty, o których znów długo by mówić, bezsporny natomiast jest fakt, że mieszkańcy Wysp jednoznacznie wypowiadają się za pozostaniem przy obecnym statusie brytyjskiego terytorium zamorskiego. Tak samo było też w 1982 r., wobec czego mieszkańcy wysp jednoznacznie odebrali lądowanie, jako akt agresji.

Władze Argentyny liczyły jednak na to, że Wielka Brytania pogodzi się ze stratą. W końcu posiadanie kolonii stało się niemodne, więc wspólnota międzynarodowa nie zareaguje lub zareaguje słabo. Tak było przecież przed 21 laty (1961) kiedy to wojska indyjskie wtargnęły i po słabym oporze zdobyły portugalską enklawę Goa. Władze Portugalii protestowały, ale nie zdecydowały się na odbicie enklawy. Nie było też pomocy ze strony NATO, którego Portugalia była członkiem. Minęło 13 lat, w Portugalii nastąpiła rewolucja goździków i kraj ten zrzekł się wszystkich swoich kolonii, nie zważając na opinię mieszkańców.

Argentyna liczyła na powtórzenie się scenariusza. Wprawdzie Wielka Brytania dysponowała większą potęgą militarną niż Portugalia, mało prawdopodobne wydawało się, że będzie angażować siły i środki dla niespełna 2000 ludzi (tyle liczyła populacja Falklandów). Argentyna zresztą zapewniała, że chętni będą mogli wyjechać, a ci co pozostaną mają zagwarantowaną możliwość zachowania brytyjskiego stylu życia. Trochę różnie z tym było, gdyż jednym z pierwszych zarządzeń było wprowadzenie ruchu prawostronnego, ale w końcu nikt o kierunek ruchu wojny nie rozpoczyna. Jak wiemy Argentyńczycy nie docenili determinacji ówczesnej premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, która już na drugi dzień po inwazji zadecydowała wysłanie drogą morską sił zbrojnych celem dokonania operacji odbicia wysp. Spotkała się zresztą z akceptacją społeczeństwa brytyjskiego, które (nie mówię rzecz jasna o wszystkich) mogło nie wiedzieć, że takowe wyspy znajdują się w posiadaniu Wielkiej Brytanii, ale nie dopuszczało sytuacji, iż ktokolwiek mógłby bezkarnie zająć brytyjskie terytorium siłą.

Jak dobrze wiemy, doszło do wojny zakończonej zwycięstwem Wielkiej Brytanii i przywrócenia status quo ante. Dowódca sił argentyńskich Mario Menendez podpisał akt kapitulacji 14 czerwca 1982 r. Wojna kosztowała życie 549 osób po stronie argentyńskiej i 255 po stronie brytyjskiej. W wyniku omyłkowego ostrzału brytyjskiego (tzw. friendly fire lub blue-to-blue) zginęły też trzy mieszkanki Wysp. Niestety wielu weteranów (po obu stronach) cierpiało i nadal cierpi na syndrom stresu pourazowego. Odnotowano (również po obu stronach) znacząco zwiększony wskaźnik samobójstw wśród weteranów, w porównaniu z ogółem populacji.

Mimo tych wszystkich tragicznych sytuacji wojna o Falklandy-Malwiny, na tle innych wojen XX wieku wygląda dość „czysto”, że użyję terminologii sportowej. Jeden z argentyńskich oficerów – Płk. Martin Balza użył określenia „guerra sin odio” (wojna bez nienawiści). Pewne sytuacje potwierdzają trafność tego sformułowania. Pułkownik Balza wspomina, iż pierwszymi osobami, które pogratulowały mu walecznej postawy byli żołnierze brytyjscy. Balza bowiem, wraz z innymi oficerami argentyńskimi spędził miesiąc w niewoli brytyjskiej. Na traktowanie nie narzekał, choć nie podobało mu się, że herbata była bez cukru

 Do napisania notki na temat zapomnianej już w dużym stopniu (poza Argentyną) wojny zainspirował mnie wpis na facebooku innego argentyńskiego weteran wojennego Javiera E. Ramosa. Javier E. Ramos napisał o swych przeżyciach wojennych książkę „Isla de Borbón. El Equipo de Combato Montalvo en Malvinas" http://www.ipneditores.com.ar/product_info.php?products_id=933 . Ta wydana w 2013 roku książka osiąga na rynku zawrotne ceny. Dostępna jest jedynie w języku hiszpańskim. Jej urok polega na ciekawym opisywaniu spraw niby zupełnie nieefektownych. Miałam okazję książkę przeczytać i faktycznie trudno się od niej oderwać, choć nie ma tam za wiele tego, czego zwykle oczekujemy sięgając po książki o wojnie (śmierć, okrucieństwo, zniszczenie). Javier Ramos (rocznik 1963) trafił na wojnę, jako 18-letni poborowy, zmobilizowany do piechoty morskiej, BIM (Batalión de la Infantería Marina) 3. Stacjonował na wyspie Borbón (ang. Pebble), położonej w pobliżu Falklandu Zachodniego, który Argentyńczycy zwą Gran Malwina. Główne działania wojenne toczyły się na Falklandzie Wschodnim (Soledad), tam też skupiona jest większość osad ludzkich. Po kapitulacji cały BIM3 dostał się do niewoli. Javier przedstawia swoje losy dzień po dniu w swojej książce (za podstawę służył mu prowadzony w czasie wojny dziennik).   20 marca 2020 r. umieścił też taki oto wpis na FB:

image


Tłumaczenie moje:


14 czerwca 1982 r. skończyła się wojna. Następnego dnia my ludzie z Kompanii H z B.I.M. Nº 3, gdzie stacjonowaliśmy na wyspie Borbón staliśmy się jeńcami . Od południa tego dnia przebywaliśmy w pomieszczeniu dla owiec, z którego nie mogliśmy wychodzić. 16 czerwca przetransportowano nas do Zatoki Ajax, do pomieszczeń dawnej chłodni, którą Anglicy przerobili na szpital w pierwszych dniach po lądowaniu w San Carlos. Nie było okien, żarówka zawieszona na suficie była jedynym oświetleniem, spaliśmy na podłodze i było nas sporo. Prawda, nie było zimno. Były tylko jedne drzwi, które prowadziły do korytarza, gdzie był 200 litrowy pojemnik służący za toaletę (choć parę dni później wstawiono jakąś workową zasłonę, by zapewnić nieco intymności w momencie załatwiania potrzeb („dwójki”, jak mówi młodzież). Przez dwa lub trzy dni w suficie tkwił niewybuch. Raz dziennie wyprowadzano nas na zewnątrz, gdzie chodziliśmy w kółko i korzystaliśmy ze świeżego powietrza. Ani razu nie mogliśmy się wykąpać (przynajmniej ta grupa, w której byłem ja) i jedliśmy to co mogliśmy i kiedy mogliśmy. Kolejne 14 dni (Wróciłem 14 lipca 1982 r.) spędziliśmy na pokładzie statku St. Edmund, w pomieszczeniu na auta (statek był rodzajem promu). Mogliśmy się kąpać, mieć 3 posiłki (śniadanie, obiad i kolację) i także raz dziennie wyprowadzano nas na świeże powietrze. W obu przypadkach (Ajax i St. Edmund) NIE było wiele miejsc, do których moglibyśmy wychodzić, a aby wychodzić do łazienki musieliśmy prosić o pozwolenie. Było nas 593 jeńców na statku i mój numer to 289. Mógłbym opowiedzieć jeszcze o wielu rzeczach, ale myślę, że ten przykład wystarczy. Zobaczyłem [teraz] setki niepoważnych narzekań na konieczność pozostania w domu mogąc jeść co się chce, oglądać telewizję, korzystać z komputera lub czytać którąś z kupionych książek, chodzić do łazienki kiedy się chce, i być w otoczeniu kochającej rodziny. Doprawdy? Nie rozumiem tych ludzi…


W ten oto sposób Javier namawia Argentyńczyków do pozostania w domu. Pandemia nie ominęła bowiem tego kraju i władze, podobnie jak w innych częściach świata (również u nas) zarządziły, że mieszkańcy mają pozostać w domach. Jeśli chodzi o Falklandy, to dopiero niedawno odnotowano tam jeden przypadek dziecka z objawami podobnymi do Covid-19. Wyników testów jeszcze nie ma, bo próbki muszą być badane w Wielkiej Brytanii. Pomoc (nawet w leczeniu pacjentów) oferowała Argentyna, która dalej uważa kraj za własne terytorium, a jego mieszkańców za swoich obywateli. https://news.sky.com/story/coronavirus-falkland-islands-brace-for-first-covid-19-case-11964898

Może zamiast komentarza wpis zakończę rozumianymi zupełnie dosłownie pozdrowieniami dla wszystkich Czytelników. 

Bibliografia:

Po polsku:

Krzysztof Kubiak: Falklandy - Port Stanley 1982, Wydawnictwo: Bellona, Seria: Historyczne Bitwy, ISBN: 83-11-10605-5

Ken Łukowiak: Piosenka żołnierza, Warszawa 1996, Czytelnik.

Po angielsku:

James O'Connel: Three days in June (Falklands war) Kindle Edition , 2013

Rick Jolly: Red and Green Life Machine: Diary of the Falklands Field Hospital, 1984

Po hiszpańsku:

Miguel Savage: Malvinas: Viaje al Pasado https://www.bubok.com.ar/libros/197745/Malvinas-viaje-al-pasado 

Dario F. Fernandez: Malvinas: Cicatrices del cuerpo, heridas del alma, 2013

Linki:

Krótko o przebiegu wojny: https://menway.interia.pl/historia/news-wielka-wojna-o-male-wyspy,nId,448954 

Filmy dokumentalne:

Przebieg wojny (po polsku) https://www.youtube.com/watch?v=IWaRoyQ8zys

O lekarzach pomagających rannym po obu stronach konfliku (po angielsku) https://www.youtube.com/watch?v=ettWJKRBc54

Vlog Michała Chmielarza: https://www.youtube.com/watch?v=C9PZTzAeSaA&t=640s, https://www.youtube.com/watch?v=xYiRAKC_rzc&t=1146s

Aleksandra
O mnie Aleksandra

Swoją "działalność polityczną" rozpoczęłam w roku 1968 w wieku lat... sześciu ;). Postanowiłam wtedy wyrzucić przez okno kilkanaście napisanych własnoręcznie "ulotek" o treści "W POLSCE JEST RZĄD GŁUPI". Zamiar nie udał się, bo gdy wyjawiłam go Tacie, ten przestraszył się nie na żarty (pracował na uczelni) i rzecz jasna zniszczył kartki. Motywacja mojej "działalności" była jednak specyficzna: chodziło o to, ze milicja przez parę dni obstawiała Rynek, a je lubiłam chodzić karmić gołębie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura