Okazuje się, że kontrowersyjna wystawa przyniosła jeden arcyciekawy skutek uboczny: pokazała kim, a w zasadzie czym są ci, którzy popierają reżim Tuska, co w ich skażonych od pokoleń kolaboracją czerepach siedzi, jakie są ich prawdziwe "wartości", jacy "bohaterowie" i kto dla nich jest "wrogiem". ZRODNIĄ JEST STAWIANIE ZNAKU RÓWNOŚCI POMIĘDZY TYMI, KTÓRZY JAKOŚ STARALI SIĘ PRZEŻYĆ OKUPACJĘ NIE ROBIĄC INNYM ŻADNEJ KRZYWDY LUB NAWET RYZYKUJĄC DLA NICH ŻYCIE SWOJE I WŁASNYCH DZIECI, A FOLKSDOJCZAMI, DONOSICIELAMI, SZMALCOWNIKAMI, ZŁODZIEJAMI I WSZELKIEJ INNEJ MAŚCI KOLABORANTAMI. No ale czego można się spodziewać po fanatycznym zwolenniku opcji politycznej, w której morderczyni śp. Barbary Skrzypek, niesławna "prokurator" Ewa W. wprost zachwalała stalinowskich zbrodniarzy i mianowała siebie ich następczynią?
Pewnie za powyższy tytuł niniejszy artykuł zostanie błyskawicznie usunięty z "Szamba24", a może nawet w dziwnych okolicznościach zniknie moje konto (tak jak zniknęło konto użytkownika "Memory znaczy pamięć" po jednym dosadnym artykule na temat zbrodniczego charakteru rządów Tuska). Ale nie potrafię znaleźć żadnych nieobraźliwych słów, a raczej nie potrafię znaleźć słów wystarczająco obelżywych, aby określić to, co wczoraj w "Szambie24" wypisywali "Karzo" i "Skamander". Dlatego wisi mi i powiewa to, czy cenzorzy "Szamba24" zablokują mój profil czy nie - pojawianie się w takim "towarzystwie" (dziwnie tolerowanym przez tychże cenzorów) nie sprawia mi żadnej przyjemności.
Kiedy jakieś działanie "naszej" strony jest krytykowane przez "ich" stronę, to pierwszym odruchem jest bronienie "naszej racji" (patrz "Dzień świra"). Jednak czasem warto się zastanowić czy w krytyce nie kryją się pewne ziarna prawdy i może jednak warto się odciąć od działania, które może nie jest zbyt mądre lub zbyt moralne. Tak było w przypadku idiotycznej "konferencji z krową" od której odciąłem się z kilku przyczyn, które opisałem na końcu artykułu: https://www.salon24.pl/u/ojciec1500/1169274,zly-uczynek-gdy-kalego-dehumanizowac-a-dobry-gdy-kali-dehumanizowac
Oczywiście na takie odcięcie się stać jedynie osobę myślącą samodzielnie i mającą kręgosłup moralny. Osoby niespełniające któregoś z tych dwóch warunków będą uparcie bronić przegranej sprawy "bo tak". A jak się zachowają osobniki, które są ZAPRZECZENIEM każdego z powyższych dwóch warunków, tzn. totalnie zdemoralizowane i umysłowo zniewolone? Właśnie tak, jak wczoraj zachowali się "Karzo" i "Skamander". Poszło oczywiście o gdańską wystawę "Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy". Nieważne, że nawet powołany dopiero co rzecznik rządu Adam Szłapka stwierdził, że tytuł wystawy jest "nieakceptowalny". Nieważne, że wystawę potępił także Władysław Kosiniak-Kamysz. Nieważne, że prawicowi publicyści nie potępiają wystawy w czambuł, tylko trafnie punktują SKANDALICZNY TYTUŁ nawiązujący do niemieckiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" przedstawiającego niemieckich żołnierzy armii Hitlera jak bohaterów, a Polaków z AK jak antysemitów i zbrodniarzy wojennych, punktują SKANDALICZNE SFORMUŁOWANIA takie jak to, że jedni byli wcielani siłą i dominował u nich strach, a u drugich górę brała ekscytacja i chęć poznawania świata, a przede wszystkim krytykują ZACIERANIE GRANIC POMIĘDZY AGRESOREM A OFIARĄ. To wszystko nie ma znaczenia dla "Karzo" i "Skamandera". Dla nich liczy się tylko to, że "Moja jest tylko racja i to święta racja, bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza, że właśnie moja racja jest racja najmojsza!" (cytat z "Dnia świra").
Ale to, że bronią przegranej sprawy skandalicznej wystawy to drobiazg - kto głupiemu fanatykowi zabroni? Istotne jest to, że w obronie tej przegranej sprawy sięgają po najbardziej obrzydliwe chwyty, jakie można sobie wyobrazić.
"Karzo" w swoich wypocinach ZARZUCA KOLABORACJĘ WSZYSTKIM POLAKOM, KTÓRYCH RODZINY PRZETRWAŁY NIEMIECKĄ OKUPACJĘ WYKONUJĄC W CIĄGU TYCH OŚMIU LAT JAKĄKOLWIEK PRACĘ. Zadaje manipulatorskie pytania: "Czy Twoja rodzina współpracowała z hitlerowcami? Czy pięć lat nie jedli i chodzili nago i boso? Czy okradali innych Polaków i wydawali ich w ręce wroga?" Już po tych pytaniach można się domyślić, że to indywiduum jest potomkiem kolaborantów. Dlaczego? Bo nie ma zielonego pojęcia o tym, jak wyglądało życie pod okupacją życie Polaków, którzy w przeciwieństwie do jego przodków nie byli kolaborantami. Praktycznie wszyscy, którzy nie podpisali volkslisty głodowali. I nie miało to znaczenia czy pracowali czy nie, czy pracowali u Niemców czy u Polaków. Najmłodsze dziecko mojej Babci Marty (Piotruś miał na imię) zmarło z powodu nieżytu jelit spowodowanego niedożywieniem i fatalną "dietą". Babcia ryzykując zatrzymanie w trakcie godziny policyjnej dźwigała nocą na plecach worek ziemniaków z pobliskiej wioski, bo na kupno takowych w okupowanej Warszawie nie było ich stać. Głód był taki, że moja Mama (pod koniec wojny miała 11 lat) 70 lat później pytała mnie co 15 minut "czy nie jesteś głodny", choć byłem już świetnie zarabiającym informatykiem utrzymującym swoją rodzinę - taka to była dla Niej trauma! Ale mimo tego głodu Babcia Marta nie okradała ani innych Polaków, ani tym bardziej Żydów. Dzieliła się odrobiną ugotowanej dla siebie i trójki dzieci bieda-zupki z Żydem ukrywającym się w opuszczonym mieszkaniu Sąsiadki. Z powodu tej bieda-zupki cała rodzina omal nie została rozstrzelana, bo folksdojczka taka jak przodkowie "Karzo" doniosła do Niemców, że Babcia karmi Żyda. Co uratowało życie owemu Żydowi i moim przodkom? Przede wszystkim to, że głupia folksdojczka doniosła do żołnierzy Wehrmachtu z garnizonu na Okęciu, a nie do Gestapo lub SS, bo z tymi by nie było żadnej dyskusji, tylko egzekucja. Oprócz tego ogromna wiara, nadzieja i miłość Babci, bo kiedy oficer Wehrmachtu przez tłumacza zapytał Ją czy karmiła tego Żyda, to dwukrotnie odpowiedziała (w październiku 1944 - po tylu latach okupacji), że jemu także, jako Niemcowi dałaby jeść, bo on też jest człowiekiem. Także to, że Niemcy już wiedzieli, że przegrywają, zachowywali się mniej butnie i część z nich (jak ów oficer upamiętniony w filmie "Pianista") chciała się zachować po ludzku. A pewnie trochę i to, że mogli kojarzyć Babcię i jej Dzieci z widzenia, bo dzieci bawiły się na fortach przy lotnisku Okęcie, a Babcia przed wojną pracowała w kuchni kasyna oficerskiego lotniska, więc w trakcie wojny zdobywała pieniądze na przetrwanie rodziny gotując dla Niemców i piorąc ich mundury. I ten fakt nie przeszkadzał w tym, aby najpierw została łączniczką AK (matka trójki dzieci pracująca na Okęciu to była świetna przykrywka), a później została ratującą Żyda bohaterką uhonorowaną medalem "Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata".
To, co wymyślił "Karzo" to nie jest (jak on sam pisze) "coś śmiesznego" - TO JEST COŚ OBRZYDLIWEGO. Obrzydliwe jest zarzucanie Polakom, że skoro ich przodkowie przeżyli okupację, to pewnie współpracowali z hitlerowcami. Pomijam fakt, że przykładowo "granatowi policjanci" byli zmuszeni do takiej "współpracy" groźbą rozstrzelania policjanta i jego rodziny za porzucenie służby. ZRODNIĄ JEST STAWIANIE ZNAKU RÓWNOŚCI POMIĘDZY TYMI, KTÓRZY JAKOŚ STARALI SIĘ PRZEŻYĆ OKUPACJĘ NIE ROBIĄC INNYM ŻADNEJ KRZYWDY LUB NAWET RYZYKUJĄC DLA NICH ŻYCIE SWOJE I WŁASNYCH DZIECI, A FOLKSDOJCZAMI, DONOSICIELAMI, SZMALCOWNIKAMI, ZŁODZIEJAMI I WSZELKIEJ INNEJ MAŚCI KOLABORANTAMI Z KTÓRYCH "KARZO SIĘ WYWODZI, DO CZEGO PRZYZNAJE SIĘ W ARTYKULE pisząc "powiem szczerze, że moja rodzina współpracowała z hitlerowcami". https://www.salon24.pl/u/karzo/1453976,czy-jestesmy-zdrajcami-narodu
Ale strategia "Karzo", choć w innej, nie aż tak "hardcorowej" odsłonie, pamięta czasy "komuny" i pierwszych lat po jej "upadku". Otóż pupilka komunistycznych dygnitarzy, towarzyszka Olga Lipińska pierwsze lata po przełomie 1989 roku poświęciła na wmawianie Polakom, że winę za komunizm nie ponoszą "oni" czyli owi dygnitarze tylko "miliony", czyli wszyscy Polacy, którzy próbowali jakoś normalnie żyć w tych nienormalnych czasach - pracowali, odbudowywali Polskę ze zniszczeń wojennych, edukowali siebie i swoje dzieci... "A nas przy tym nigdy nie było, Wianki dziewicze na naszej skroni. To przecież tylko kilka osób robiło: To oni, oni, to oni! ... Jakie ich imię? Jakie ich imię? Miliony… Rąk? Tysiące rąk, a serce biło jedno!" (tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,kabaret_olgi_lipinskiej,a_nas_przy_tym_nigdy_nie_bylo.html). Podobną strategię przyjął jakiś redaktorzyna z "Gazety Wyborczej" (niestety nie podam nazwiska i linku do artykułu, bo to dość dawno było - chyba w okolicach roku 2016) który w "odpowiedzi" na słowa Prezydenta Andrzeja Dudy, że "żołnierze LWP nie przynieśli do nas na bagnetach komunistycznego zniewolenia, bo w większości mieli oni z tyłu głowy tylko jedną myśl: trzeba wyzwolić Polskę spod okupacji hitlerowskiej, a komunistyczny system zainstalowała tutaj idąca za tymi żołnierzami ubecja i nie można tą samą miarą mierzyć tych często bohaterskich żołnierzy, a nawet zwykłych Polaków, którzy próbowali jakoś żyć w PRL-u mimo jego patologii i funkcjonariuszy aparatu zniewolenia" (to nie jest dosłowny cytat - przywołałem sens wypowiedzi z pamięci) odwrócił o 180 stopni wypowiedź Prezydenta RP i skrobnął taki paszkwil, jakby korzystanie z tego, co "dawał" nam PRL (bezpłatnej edukacji i służby zdrowia, powszechnie dostępnej pracy, a nawet wypoczynku w ramach Funduszu Wczasów Pracowniczych) było "komunistyczną zbrodnią" na podstawie której nasi rodzice powinni zostać pozbawieni emerytur, a my dyplomów ukończenia szkół. Ale aż tak grubo jak "Kerzo", aby stawiać kwantyfikator ogólny przed wszystkimi Polakami i przypisywać im kolaborację z Niemcami, bo udało im się przetrwać okupację do tej pory nikt z wyjątkiem kilku "odszczepieńców" pokroju Grossa, Grabowskiego i Engelking nie pojechał. Przepraszam... nie jest ich kilku. Oprócz trzech znanych nazwisk, które podałem powyżej jest także pewne środowisko, które praktycznie w całości fanatycznie nienawidzi Polaków, a zwłaszcza Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. To środowisko Żydów wywodzących się z miasta Łodzi. Dlaczego? Bo Niemcy użyli ich ojców do wywlekania na śmierć dzieci ich sąsiadów... obiecując im, że jeśli się odpowiednio do tego przyłożą, to ich dzieci ocaleją (i nawet dotrzymali słowa). Postawienie ojców przed takim dylematem było chyba najokrutniejszą zbrodnią II Wojny Światowej (ja o niczym równie strasznym nie słyszałem). Ale czy fakt, że ich ojcowie poszli na współudział w zbrodni, aby ratować najbliższych daje im prawo aby nienawidzić tych Polaków co dla ratowania ich Żydów narażali życie swoje i własnych dzieci?
Inną, choć także obrzydliwą strategię przyjął "Skamander". Otóż grzebał on w historii, w życiorysach "narodowców" (jakby to tylko oni sprzeciwiali się tej haniebnej wystawie... chyba, że Szłapka i Kosiniak-Kamysz okażą się "krypto-narodowcami")... aż się dogrzebał do... uwaga... Pierwszej Wojny Światowej. Otóż na obronę owej wystawy przytacza on fakt, że "założyciel Narodowej Demokracji – Roman Dmowski, wielbiciel carskiej Rosji i przeciwnik Józefa Piłsudskiego, wsławił się tym, że podczas I wojny światowej doprowadził do utworzenia zbrojnego oddziału Polaków wspierającego armię carską – Legionu Puławskiego". Wielka mi sensacja! W tamtych czasach Polski nie było na mapach, a Polacy walczyli w siłach zaborców po obu stronach - Piłsudski po niemieckiej, Dmowski po rosyjskiej. Ale to jeszcze nic. "Skamander" nie był by sobą (czyli wyjątkowo zdemoralizowaną szują), gdyby nie sięgnął po narrację przedstawiającą żołnierzy AK, a zwłaszcza "Brygady Świętokrzyskiej" jako niemieckich kolaborantów (bo widząc co się działo z ich towarzyszami broni na ziemiach wschodnich uciekali przed sowieckimi "wyzwolicielami" udzielając nawet azylu niemieckim oficerom w zamian za pomoc w ucieczce), a z oddziałów pacyfikacyjnych UB i NKWD robiącą "bohaterów" którzy schwytali i rozstrzelali tych "bandytów". No ale czego można się spodziewać po fanatycznym zwolenniku opcji politycznej, w której morderczyni śp. Barbary Skrzypek, niesławna "prokurator" Ewa W. wprost zachwalała stalinowskich zbrodniarzy i mianowała siebie ich następczynią: "Żyjemy w czasach powojennych, gdzie po lasach grasują bandy, państwo wciąż jest zagrożone i trzeba działać w sposób niestandardowy. Prokurator ma prawo sam oceniać, jakie działanie jest zgodne z interesem społecznym. Ja mam odwagę to robić. Ci, którzy mnie najgłośniej krytykują – nie."
https://www.salon24.pl/u/skamander/1453977,nasi-chlopcy
Okazuje się, że kontrowersyjna wystawa przyniosła jeden arcyciekawy skutek uboczny: pokazała kim, a w zasadzie czym są ci, którzy popierają reżim Tuska, co w ich skażonych od pokoleń kolaboracją czerepach siedzi, jakie są ich prawdziwe "wartości", jacy "bohaterowie" i kto dla nich jest "wrogiem".
Post Scriptum. Może kogoś zaskoczyło to, że w artykule nie wieszam psów na tych, którzy zostali przez Niemców wcieleni do Wehrmachtu (między innymi na dziadku Tuska), że nie wypominam im tego, że w większości byli to "chłopcy" którzy albo wcześniej podpisali volkslistę, albo zrobili to ich rodzice. Mnie też zaskoczyło to, że wywodzący się właśnie od łódzkich Żydów "Eternity" tym razem nie popadł w odmęt szaleństwa i wzorem "Karzo" nie zaczął oskarżać Polaków o powszechną kolaborację, antysemityzm, grabieże, współudział w zbrodniach, a zamiast tego napisał zaskakująco przyzwoity (zwłaszcza jak na niego) artykuł o Kaszubach u których ukrywała się część jego rodziny. https://www.salon24.pl/u/eternity/1453981,wystawa-w-gdansku-rodzinne-wspomnienia O Kaszubach wcielanych do niemieckiego wojska wiem, bo było o tym na wystawie w muzeum, które zwiedzałem przy okazji pływania po Wdzydzach, jeziorze Jelenim itp... (nota bene Kaszubi z którymi się tam spotkałem byli bardzo życzliwymi dla turystów ludźmi). Skoro moją odrazę budzi fakt opluwania moich przodków jako Polaków, więc nie mam tutaj zamiaru opluwać przodków zwerbowanych przez hitlerowski reżim Kaszubów lub Ślązaków. Jeśli chodzi o temat "dziadka z Wehrmachtu" (który mógł być polskim patriotą - kto wie?) to już wiele razy pisałem, że aby zrozumieć chorą psychikę Donalda Tuska trzeba w nią wniknąć głębiej niż na poziomie chwytliwych hasełek. Ani "dziadek z Wehrmachtu" ani matka Niemka nie przełożyli się tak bardzo na nienawiść Tuska do Polaków, co jego ojciec, Kaszub, Polak... co bił go codziennie, niczym ojciec małego Adolfa Hitlera... a matka Niemka małego Donalda kochała i rozpieszczała... więc to nie "dziadek z Wehrmachtu" ani nie "Für Deutschland" tylko trauma z dzieciństwa - podobna do tej, która zrobiła potwora z małego Adolfa z austriackiego Braunau... dodatkowo podkręcona wątkiem narodowościowym. I pewnie nigdy bym się o tym nie dowiedział, a tym bardziej nie zwrócił na to uwagi, gdyby Tusk najpierw nie kazał Palikotowi przypisać swoje dzieciństwo Braciom Kaczyńskim, a później dokonał "coming outu" w książce "Szczerze". Więc olać temat "dziadka" olać "Für Deutschland" - nie takiego trupa trzyma Tusk w szafie... to "trup" samego Adolfa Hitlera.
Inne tematy w dziale Polityka