Animela Animela
646
BLOG

Sieję!

Animela Animela Hobby Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Generalnie jestem bardzo oszczędną osobą. Nie to, że zaraz kutwa, ale rozrzutność to ostatnie, o co można mnie oskarżyć.  To znaczy - lubię i cenię jakość, ale urodziłam się już z porównywarką cen, i jeśli mogę zapłacić mniej za tę samą rzecz, to zrobię to bez wahania. Od dawna też nie kupuję rzeczy niepotrzebnych: do dziś pluję sobie w brodę, że kupiłam specjalnie urządzenie do wypiekania ciastek-orzeszków ... ale to było przed cenowym nawróceniem. Nawet książki od dłuższego czasu kupuję bardzo rozważnie (dom nie jest z gumy, a w dodatku już kilkakrotnie oddawałam książki do biblioteki - wreszcie trzeba dorosnąć!) ... Jest jednak nadal pewien sektor zakupowy, wobec którego jestem kompletnie bezradna: nasiona owoców i warzyw!

Co roku w styczniu dokonuję przeglądu mojego pudełka z nasionami i wyrzucam przeterminowane (no przecież uprzedzałam - namiętność!). Latem nasion jest w sklepach jak na lekarstwo, ale już od jesieni zaczynam przeglądać katalogi internetowych sklepów ogrodniczych (no i regularnie nawiedzam Obi - ci są niezawodni, zawsze mają jedną ścianę dedykowaną wyłącznie nasionom ...). W internecie szukam jednak głównie natchnienia, a nasiona kupuję w realu. I to nie tylko w sklepach typowo ogrodniczych, ale też przy każdej wizycie w tzw. wielkopowierzchniowych obiektach handlowych przemycam nasiona do koszyka.

Obecnie obserwuję wschody roślin posianych 2 tygodnie temu. Pomidory ograniczyłam rozsądnie do trzech rodzajów (Malinowy Ożarowski, Malinowy Retro i, żeby nie było nudno, Malinowy Maskotka), ale mam też karczochy (świetnie się sprawdzają w naszych warunkach, choć główki są dość małe) i zioła: majeranek, tymianek, kolendra (nasiona od lat zbieram sama, z moich roślin, więc tu nie płacę), pietruszka, estragon, szałwia i rozmaryn. I bazylia, i mięta. Lubczyk zimuje w gruncie, więc nie muszę kupować nasion. Bratki (śliczne, kiedyś już je miałam - takie nieduże, kolorowe, karbowane na brzegach) jeszcze nie wykiełkowały, więc chyba ... poza nasionami muszę kupić rozsadę. Naparstnica też jakoś nie kiełkuje - trzeci rok z rzędu (nasiona teraz to nie to, co w czasach mojej młodości ...). Cynia, ulubiony kwiat mojej śp. mamy (poza piwonią, różą i kwiatami łąkowymi) rośnie jak głupia - nasiona zbierałam sama.

Oczywiście, gdy przyjdzie czas, wysieję też rzodkiewkę, ze 20 odmian sałaty, ogórki (ukochany owoc męża!), buraki ćwikłowe, buraki liściaste (mangold , boćwina - cacko z dziurką, w dodatku smaczne i zdrowe!), marchew (w tym roku różnokolorową, na taśmie), no i żelazną pozycję: fasolę tyczną w różnych barwach, kształtach i rozmiarach. No i groszek cukrowy, choć u mnie słabo jakoś rośnie, a i tak ślimaki zawsze są szybsze!).

A ja mam przy domu niecałe 200 metrów ziemi ... no i większość zajmuje trawnik. No i jeszcze to, co hołubi mąż: róże, tuje, cis, dwa świerki, dwa jałowce, dwa rododendrony, magnolia, która nie chce u nas rosnąć ... rośliny cebulowe kwitną w trawie, więc one się nie liczą. No i trzy krzewy porzeczki, które hołubię ja. No i winorośl - pyszna jak w Bułgarii ...

Oczywiście, wspomagam się donicami i skrzynkami, które ustawiam na każdym utwardzonym fragmencie nawierzchni, ale i tak widać jak na dłoni, że jestem

                    całkowicie i chyba nieodwołalnie

świrnięta, kopnięta, zwariowana, zwichrowana, chora z miłości do ZIEMI.

     Jedyna pociecha taka, że mąż posuwa się w tej świrniętej miłości do ziemi szybciej niż ja, więc pewnie (jeśli dożyjemy) emeryturę spędzimy jako pełnoprawni rolnicy :)

Animela
O mnie Animela

Jestem człowiekiem - przynajmniej się staram.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości