Na początek należy zmierzyć się z pytaniem narzucającym się wykształconej publiczności po lekturze tytułu: Dlaczego on o tym pisze? To hitlerowiec i projapoński militarysta czy co?Na to pytanie odpowiedzi nie ma, przynajmniej zgodnej z intencją pytającego. „On” o tym pisze, ponieważ „takie” kwestie w diariuszu zdarzeń po prostu istnieją. Jest to powód najzupełniej wystarczający jako uzasadnienie.
Jest faktem, że niemiecko-sowieccy agresorzy swoim postępowaniem sami wykluczyli się z zasięgu oddziaływania ogólnie pojmowanej etyki. Nie oznaczało to jednak, iż każde postępowanie ich wrogów automatycznie ulegało rozgrzeszeniu, szczególnie wtedy, kiedy było przejawem premedytacji. Chrystianizacja dokonywana ogniem i mieczem do dziś budzi wątpliwości, nie ma zatem żadnego powodu, który dawałby wieczysty glejt wszelkim działaniom aliantów z okresu II wojny światowej.
Większości wielkich operacji zbrojnych stanowi pożywkę dla najbardziej nawet niedorzecznych plotek. Wynika to zarówno z naturalnych ludzkich skłonności do wyolbrzymiania faktów lub koloryzowania rzeczywistości, w celu zaspokojenia głodu wiedzy, odwetu czy swojej ważności, jak i z rozmyślnej produkcji zmyśleń fabrykowanych i rozpowszechnianych następnie przez służby specjalne. Fałszowanie rzeczywistości jest także dziełem czynników rządowych, zawsze bardziej zainteresowanych usprawiedliwieniem swojej niekompetencji niż szacunkiem dla faktów. Wiele mitów nigdy nie umiera, pojawiają się zgodnie z powszechnym zapotrzebowaniem przy okazji następujących po sobie konfliktów zbrojnych, często bardzo oddalonych w czasie. Przykładem jest mit o wypijaniu przez żołnierzy spirytusu z preparatów biologicznych, który towarzyszył pochodowi Armii Czerwonej w latach 1944-45. W rzeczywistości te historyjki pojawiły się ponad wiek wcześniej i były wiązane z żołnierzami francuskimi podczas kampanii Napoleona przeciw Rosji w 1812 roku.
1.Czasami z pozoru niewinne plotki prowadzą do całkiem realnych tragicznych następstw. Mętne doniesienia o setkach niemieckich szpiegów składające się na mit niemieckiej V kolumny operującej na terenie Francji podczas walk majowych w 1940 r. wywołały stan histerii sankcjonujący doraźne samosądy. Lincze miały niejako poparcie najwyższych czynników – oto 21 maja premier Francji Paweł Reynaud oświadczył publicznie, iż mosty na Mozie zostały utracone na skutek zdrady, chociaż w rzeczywistości przyczyną była nieudolność wojskowych. Po tym wystąpieniu polowania na nieprzyjacielskich agentów przybrały na sile, a jednostki francuskie otrzymały zezwolenie na rozstrzeliwanie wszystkich obcych, którzy nie potrafili wytłumaczyć swojej obecności w danym rejonie. W jednym tylko incydencie w Abbeville zabito co najmniej 22 osoby, a ogólna suma ofiar szybko rosła, choć można wątpić, czy wśród zamordowanych znalazł się choć jeden prawdziwy nazistowski szpieg. Całkowita liczba egzekucji domniemanych szpiegów sięgnęła prawdopodobnie kilku tysięcy.
Biorąc pod uwagę fakt, iż kampania na zachodzie trwała niewiele dłużej niż miesiąc, krwiożerczość Francuzów i brytyjskiej żandarmerii słusznie może budzić przerażenie. Ani wtedy, ani po wojnie, nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za te zbrodnie.
2.Wszyscy, którzy oglądali film pt. „Ślicznotka z Memphis” pamiętają wzruszającą decyzję dowodzącego nalotem: „Zasłona dymna – nic nie widać! Musimy zrobić powtórny nalot nad cel. Nie możemy bombardować na ślepo, ponieważ obok naszego celu znajduje się szkoła”. Troska o niemieckie dzieci chwyta za serce jedynie naiwnych. Inni, którzy rozumieją sens sformułowań „nalot dywanowy”, „nocny nalot tysiąca bombowców” czy „bombardowania strategiczne” w tym miejscu zapewne śmieli się do rozpuku z tupetu choliłódzkich scenażystów. Stan faktyczny był odrobinę odmienny, celowano nie w fabrykę X, lecz całe miasto z premedytowaną intencją dokonania jak największych zniszczeń. Straszliwe burze ogniowe zabijały nawet w schronach.
Faktem jest, że niemieckie bombowce atakowały w 1940 r. angielskie miasta. Faktem jest, że pierwsze angielskie naloty na niemieckie miasta można usprawiedliwić (naciągając jednak kalendarium i logikę zdarzeń) dozwolonymi przez międzynarodowe prawo wojenne retorsjami. Jednak po 1942 r. naloty na Anglię praktycznie ustały, natomiast angielskie napady na niemieckie miasta się nasilały. Kulminacją tej terrorystycznej kampanii był nalot na Drezno, otwarte miasto bez żadnego znaczenia wojskowego oraz pozbawione obrony przeciwlotniczej, zapełnione koczującymi na ulicach i w parkach tysiącami uchodźców ze wschodu. W roku 1945 niszczenie miasta bez znaczenia strategicznego było pozbawione uzasadnienia wojskowego.
Plan nalotu na Drezno był skonstruowany tak, aby zadać maksymalnie wysokie straty służbom ratowniczym, a tym samym – czego już wprost nie definiowano – utrudni ratowani rannych. Z tego też powodu przewidziano kilkugodzinną pauzę pomiędzy pierwszym a drugim nalotem. Zastosowano taktykę powodującą najwięcej zniszczeń: wstępnie bomby burzące, potem zapalające. W wyniku takiego bombardowania powstała burza ogniowa, której blask sięgał na odległość 320 km. Pożar szalał na obszarze 20 km kwadratowych, była to największa burza ogniowa w historii nalotów na niemieckie miasta. Terrorystyczny napad na miasto, będący elementem chybionej kampanii osłabiania niemieckiego morale, pochłonął życie tysięcy ludzi. Ustalenie prawdziwej liczby nie jest możliwe, z racji przebywania w mieście podczas nalotu tysięcy niezarejestrowanych uchodźców. Przyjmuje się na ogół 13-14 lutego 1945 r., że zginęło od 35 000 do 150 000 niewinnych cywilów, w większości kobiet i dzieci. Część strat jest dziełem eskortujących bombowce myśliwców P-51 Mustang, które zaatakowały z broni pokładowej ulice wypełnione ludźmi ocalałymi z bombardowania.
3.A propos myśliwców. Wyczyny amerykańskich kowbojów w Dreznie nie były jednorazowym wyskokiem. Atakowanie z broni pokładowej pojedynczych ludzi na polach, drogach czy w miejskich parkach były przypadkami, które pojawiały się niepokojąco często. Agresywne zachowania dotyczyły niemal wyłącznie Amerykanów latających w długodystansowych myśliwcach eskortujących wyprawy bombowe w głąb Niemiec, stąd istnieje wytłumaczenie tych ekscesów: lotnicy nadużywali środków pobudzających w rodzaju benzedryny (czyli amfetaminy). W wyniku nadużywania amfetaminy mogą pojawić się skłonności do przemocy, osoby pod wpływem takiego specyfiku są wyjątkowo agresywne i brutalne. Europę wyzwalali zatem narkomani…
4.28 marca 1945 r. wyruszył z Singapuru japoński statek pasażersko-towarowy Awa Maru(11 249 BRT, kpt. Hamada Matsutaro), pływający w barwach Czerwonego Krzyża. Na podstawie umowy z rządem USA miał zagwarantowane bezpieczeństwo podczas rejsów na akwenach objętych działaniami wojennymi. Awa Maruna burtach i kominie nosił wyraźne oznaczenia Czerwonego Krzyża oraz był odpowiednio oświetlony. Statek udawał się do Japonii; na pokładzie znajdowało się ponad 2000 japońskich urzędników, dyplomatów, inżynierów i osób cywilnych (w tym kobiet i dzieci). Amerykanie byli poinformowani o rejsie Awa Maru, Admiralicja wydała okrętom podwodnym wyraźny rozkaz nieatakowania statku.
1 kwietnia ok. godz. 23 radar amerykańskiego okrętu podwodnego USS Queenfish(kmdr Charles E. Loughlin) wykrył niezidentyfikowaną jednostkę, którą uznano za niszczyciel - załadowany ponad normę Awa Marurzekomo dawał małe odbicie na ekranie radaru. Tłumaczenie dziwne i niekompletne – statek szedł bez eskorty, płynął powoli (szybkość maksymalna statku szpitalnego wynosiła zaledwie 17 węzłów, podróżna była mniejsza; prędkość maksymalna Queenfishato 20 węzłów), zatem amerykański U-boot miał czas, miejsce i okazję, aby się swej ofierze dokładnie przyjrzeć. Trudno także bez zastrzeżeń przyjąć wersję o małym odbiciu radarowym; owszem, na morzu z radarami działy się często cuda, niemniej dowódca Queenfishapowinien się dlatego właśnie dodatkowo upewnić do kogo ma zamiar otworzyć ogień. Kmdr Loughlin miał inne priorytety - odpalił salwę 4 torped, z których wszystkie okazały się celne. Awa Maruszybko zatonął, okręt podwodny wyłowił tylko jednego rozbitka, reszta załogi i pasażerów zginęła.
Sprawca zbrodni został, co prawda, postawiony pod sądem wojennym, lecz dzięki naciskom Admiralicji i paru innych VIPów włos mu z głowy nie spadł (istnieją niczym nie potwierdzone plotki, że Awa Maruzostał zatopiony na rozkaz wyższego dowództwa, ponieważ przewoził coś cennego, coś, co nie powinno dotrzeć do Japonii). Ponoć kmdr Loughlin był zszokowany wytoczeniem mu sprawy, w co można łatwo i bez trudu uwierzyć – amerykańscy podwodnicy zatopili co najmniej kilkanaście dużych japońskich transportowców przewożących jeńców wojennych i nigdy nikomu nie przyszło do głowy, aby robić im wymówki. A w przypadku Awa Marunie chodziło o towarzyszy broni, lecz jakichś tam żółtków…
5. 29 kwietnia 1945 r. amerykańskie oddziały wkroczyły do obozu koncentracyjnego Dachau. To, co tam zastali, tak kowbojami wstrząsnęło, że zareagowali po swojemu – wziętych do niewoli 520 strażników bez gadania rozstrzelano. Złamano tym samym postanowienia konwencji haskiej z 1907 w zakresie traktowania wziętych do niewoli żołnierzy przeciwnika. W przypadku masakry w Dachau jest jeszcze jeden aspekt: stała załoga obozu złożona z esesmanów uciekła kilka dni wcześniej, obóz przejął przypadkowy oddział Wehrmachtu pod dowództwem porucznika…
6.Ten przypadek jest kontrowersyjny i niekoniecznie musi być uznany za zbrodnię wojenną. Jak to się mówi: „istniały inne możliwości”. Te „inne możliwości” polegały generalnie na zademonstrowaniu swojej potencji na celu niezamieszkałym lub odpowiednio wcześniejszym ostrzeżeniu o zamiarze dokonania niszczącego ataku. Istniały wszakże względy polityczne, które ostatecznie wykluczyły te „inne możliwości”. W efekcie dwie bomby zniszczyły w ciągu 3 dni dwa japońskie miasta zabijając natychmiast ok. 120 000 ludzi.
7.Ostatnia ze zbrodni nie jest już co prawda wojenna, niemniej działań zbrojnych ściśle dotyczy i dlatego i o niej należy wspomnieć. Według danych statystycznych ujawnionych w 1989 roku, między kwietniem 1945 a 1948 r. nie mniej niż 750 000 wziętych do niewoli niemieckich żołnierzy zmarło z wycieńczenia i na skutek chorób w wyniku pobytu w rozmyślnie niewłaściwie przystosowanych do tego celu francuskich i amerykańskich obozach jenieckich. Jak pisze angielski historyk Jakub Hayward …masowe zabijanie nieuzbrojonych nieprzyjacielskich jeńców[…] stanowi bolesną lekcję, o której mało kto pamięta, nie mówiąc już o wyciągnięciu z niej wniosków.
Inne tematy w dziale Kultura