Dlaczego reżim Tuska Donalda uznał niepodległość zbuntowanej serbskiej prowincji? Otóż chodziło o, achtung, achtung, "solidarność" - taki pretekst jako podstawowy wymienił Adam Rotfeld, były szef MSZ, a przy tym - nie do wiary - profesor:
Co przemawiało za uznaniem niepodległości?
- To, że wiele innych państw NATO i UE już to uczyniło. Jako członkowie tych organizacji powinniśmy być solidarni.
Można panu profesorowi wierzyć? Niestety nie - na pytanie zadane chwilę wcześniej odpowiedział:
Uznanie Kosowa to dobra decyzja?
- Wielkiego wyboru nie było. Ci, którzy twierdzą, że nie musieliśmy tego robić lub mogliśmy poczekać jak inne państwa, nie biorą pod uwagę, że wszystkie te kraje kierują się własnym interesem.
Pan profesor wyraźnie przeczy sam sobie. Mogłoby się wydawać, że jeżeli kierujemy się "solidarnością", to własne interesy mamy w nosie, jeśli kierujemy się interesami, to nie obchodzą nas cudze decyzje. Pan profesor ma inne zdanie, stoi w rozkroku nad przeciwstawnymi tezami i nie traci humoru. Dlaczego ma tracić, skoro postanowił dowieść, że i jego "nikt nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe"?
Oto kolejna próbka profesorskiej - a zatem niedostępnej maluczkim - logiki:
Nie uznając niepodległości, dalibyśmy do zrozumienia, że kontestujemy decyzje tych państw i wspieramy kraje przeciwne niepodległemu Kosowu, czyli m.in. Rosję.
Polska, jak stwierdził pan profesor, nie kieruje się własnymi interesami, lecz sprzeczną z nimi "solidarnością". No dobrze, niech będzie - nie pierwsza to antynarodowa decyzja władców Polski, w historii przecież bardziej przejmowaliśmy się innymi ("Za wolność Waszą i naszą" - w tej kolejności!), zamiast zatroszczyć przede wszystkim o siebie. Widać w tym nawet pewną konsekwencję. Niestety pan profesor nie raczył już wyjaśnić, dlaczego "solidarność" ma obejmować np. Niemcy i Francję, a nie np. Hiszpanię lub Czechy. Czyżby Hiszpanie i Czesi wspierali Rosję??? No, no - coś podobnego! I co to za eurosolidarność, skoro owa jedność jest wewnętrznie rozbita?
Trzymajmy się ciepłego tropu:
To, że zrobiliśmy to [uznaliśmy rozbiór Serbii] z oporami, pozwoli nam utrzymać lepsze niż inne państwa UE stosunki z Serbią, a jednocześnie nie zrazić do siebie Albańczyków. Teraz powinniśmy zrobić gest w stronę Belgradu, pokazać, że chcemy być przyjaciółmi Serbów.
Tak jest! Oto pierwszy na świecie naukowy dowód na możliwość skonsumowania ciastka i posiadania go dalej!
W tym momencie wszystko staje się jasne jak słońce: reżim Tuska nie prowadzi własnej polityki zagranicznej, ponieważ (w najlepszym razie) reaguje jak małpa na widok banana lub (w najgorszym razie) spełnia polecenia lub stara się odgadnąć życzenia obcych mocarstw w nadziei, że gorliwe lizusostwo przyniesie w przyszłości jakąś (bardzo precyzyjne określenie) nagrodę.
Zdaje się, że nawet postępowe media podzielają tę opinię, jako że od wczoraj nieustannie słyszę, iż "uznaliśmy Kosowo". MY. Nie "rząd uznał", lecz "my uznaliśmy". Najwyraźniej próbuje się takimi zaklęciami rozciągnąć hańbę na całe społeczeństwo, tym bardziej, że sondaże dowodzą zdecydowanego sprzeciwu wobec niegodziwej deklaracji reżimu.
Inne tematy w dziale Polityka