Arcykapłani fałszywego bożka o imieniu Bezpieczeństwo nie ustają w budowie państwa wyznaniowego. Na potrzeby swoich bałwochwalczych rytuałów wytypowali nową ofiarę - piłkę nożną.
Kilkanaście dni temu horwacki (uwaga, korekta: nie poprawiać na socjalistyczną pisownię przez "ch") Brazylijczyk grający w Anglii w składzie drużynie złożonej wyłącznie z nie-anglików - ach, te uroki globalizacji - został powalony wślizgiem tak niefortunnie, że atakujący zawodnik o mało nie urwał słowiańskiemu Amerykaninowi nogi. Gdyby nie markowe getry, sztuka ta zapewne by się udała.
Takie rzeczy od czasu do czasu się zdarzają na boiskach futbolowych: piłka nożna to sport kontaktowy, fizyczny - trzeba się przepchnąć z rywalem, zastawić, przedrzeć i w każdej chwili spodziewać, że wolniejszy przeciwnik nie zdąży trafić w piłkę. Zasady i realia są znane każdemu, kto wychodzi na boisko, ryzyko utraty kończyn dolnych przyjmuje się więc do wiadomości. Ostatecznie nie ma przymusu gry w piłkę nożną.
Oczywistość to jednak największy wróg nadgorliwców. Śmiertelny wróg. Nadgorliwcy, czyli afektowane mimozy, cierpią za miliony kiedy stanie się coś niebezpiecznego dla zdrowia. I nic ich nie obchodzi, że ludzie lubią podejmować wyzwania dla adrenaliny, dla chęci przeżycia czegoś ekscytującego, dla sprawdzenia się, dla zwycięstwa, w imię pospolitej rywalizacji. "Nie" - wrzeszczą co sił w płucach - "przecież c o ś się może stać!" Na boisko w życiu nie wyjdą, jednak uzurpują sobie prawo do wypowiadania się za innych, wbrew ich woli. Ów brazylijski Horwat, kiedy nieco oprzytomniał w szpitalu, wyraźnie stwierdził, że pretensji nie ma, ponieważ piłka nożna to sport, w którym podobne kontuzje się zdarzają.
To "zdarzają" dla poszkodowanego to zwykła konsekwencja, natomiast dla ministrantów Bezpieczeństwa niemal zbrodnia przeciwko ludzkości.
W dzisiejszym "Metrze" jeden z takich morderców różnorodności, niejaki Raja Bartosz, osobnik o fizjonomii nieprzekupnego Mefistofelesa z opery komicznej, lamentuje wniebogłosy:
"Co to jest wślizg? W dyskusji rozpoczętej przez "Metro" wielu używa argumentu, że to sól futbolu. I nawet gdy ceną są popękane kości, nie powinien zniknąć z almanachu zasad gry w piłkę. [...] Nie jest wślizgiem to, co widzimy częściej na boiskach. Wyprostowana noga mknie nie po murawie, ale kilkadziesiąt centymetrów wyżej wymierzona wyłącznie w kości - stalowe korki trafiają w kolano, piszczel, kostkę. [...] Przeciwko takim siepaczom futbolu protestuje "Metro". Chcemy wyciąć równo z trawą boiskowych morderców. Ostatnie słowa Seppa Blattera, który wspomniał o sądzie i dożywotnim zakazie wychodzenia na boisko dla siepaczy, rozumiemy jako początek zmian w futbolu. Zmian na lepsze."
O co histerykowi właściwie chodzi? Zaczyna od wślizgów, by dwa zdania dalej płynnie przejść do krytyki (słusznej) zagrań wślizgami nie będącymi. Zagrań takich dopuszczają się "mordercy" (złamana noga jako corpus delicti - frazeologia identyczna z medialnymi oszczerstwami pod adresem pewnego ojca, który wyjechał do Belgii wraz ze swoim synem wbrew opinii mamuśki), których Raja Bartosz zamierza dobrotliwie "wyciąć równo z trawą". Dlaczego właściwie nadgorliwiec Raja B. rzuca wezwanie do szturmu Bastylii i basuje pomysłowi Blattera, czyli sądownego wtrącania piłkarzy do więzień, między gwałcicieli i prawdziwych morderców?
Na boisku, oprócz 22 "morderców", znajduje się jeszcze jeden facet, odziany w kontrastowy ubiór i wyposażony w gwizdek i zestaw kolorowych kartek. Ten jegomość dba o to, by zagrania nieprawidłowe były karane - "morderca" brazylijskiego Horwata wyleciał w konsekwencji z boiska.
Ponad facetem w czerni są jeszcze władze rozgrywek, które czerwona kartkę mogą wycenić dodatkowo, na przykład dyskwalifikacją na ileś spotkań lub nawet na dłużej. A to oznacza dla "mordercy" kłopoty finansowe, wszak gra w nogę to jego praca zarobkowa.
No właśnie - zarówno Blatter jak i jego giermek Raja zapomnieli o najważniejszym: o samych zainteresowanych. Otóż w interesie kopaczy pęcherza wypełnionego powietrzem jest unikanie ciężkich fauli, ponieważ to broń obosieczna. Ty powalisz brutalnie przeciwnika, drużyna przeciwna urządzi polowanie na twoje kulasy i wcześniej czy później dopnie swego. Łamanie nóg rywalom po prostu się nie kalkuluje i nie trzeba wysłuchiwać mądrości pana Bartosza, by to zrozumieć.
Bredni Blattera nie ma nawet co brać poważnie - piłkarze wybiegają na boisko z własnej, nieprzymuszonej woli, wiedzą, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo utraty nogi, ręki czy głowy. Wiedzą, że wrócą do szatni poobijani, posiniaczeni, zlani krwawym potem, z otarciami, guzami, wybitymi palcami. I nie przeszkadza im to. Słyszał ktoś kiedyś o wspinaczach skałkowych żądających, by zbocza gór spłaszczyć?
Bezpieczniakom marzy się "bezpieczna" piłka nożna - coś w rodzaju nożnej koszykówki, kuriozalnej dyscypliny, w której byle muśnięcie przeciwnika traktowane jest jak faul. Sportu dla maminsynków. Równie dobrze można ustawić na boisku kilkanaście nieruchomych obijaczy, no bo kto żywy zechce zagrać, jeśli będzie wiedział, że za nawet przypadkowe ścięcie rywala pójdzie siedzieć?
Panie Bartoszu, weź pan swego kamrata Blattera i idźcie pograć w atestowane ringo. Będzie wam bezpiecznie. A od wolnych ludzi weźcie się... wiecie co. Odwślizgnijcie.
Inne tematy w dziale Polityka