Troska o przyrodę, ekologię i naturalny świat zwierzęcy zaczyna być irytująca. A to jakiś czworonóg wymrze (katastrofa ekologiczna!), a to gdzieś uschnięte drzewo wytną (zagłada endemicznego gatunku!), a to ktoś światła w, za przeproszeniem, toalecie nie zgasi (globalne ocieplenie!)… Wśród tych i wielu innych nonsensownych lamentów znajdujemy także akcję na rzecz upstrzenia polskich dróg budkami dla ptaków.
Któż nie lubi posłuchać treli skowronka, kogoż razi widok kolorowych ptaszków figlujących w kniei? Pomijając ludzi bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy… eeee… pardon… A zatem: pomijając genetycznie poszkodowanych ponuraków każdy lubi cieszyć zmysły ptasią kolorystyką tudzież akustyką. Jednakże rzeczy nawet najzdrowsze w nadmiarze stają się szkodliwe. A tak jest z wbijaniem w pobocza dróg tysięcy budek dla ptaków, co realizują kolejne reżimy.
Uzasadnienie jest niby proste i miłe uszom: nasza Waaaaadza chciałaby oswajać ludność cywilną z ekologią i dostarczać jej (ludności) okazji do poprzestawania z Naturą, zaspokajając jednocześnie najbardziej wyrafinowane ornitologiczne potrzeby. Zamiast tracić czas po próżnicy w czasie podróży na bezmyślne wpatrywanie się w przestrzeń przed nami, kochany rząd postanowił zainteresować kierowców ptaszkami, łącząc w ten sposób przyjemne z pożytecznym. Ot, jedziemy sobie na przykład drogą nr 8 z Warszawy do Breslau i co parę kilometrów mamy możność podziwiać kolejne budki dla ptaszków. Aby się budce i ptaszkom przyjrzeć należy oczywiście zwolnić i pełznąć tak przez kilkaset metrów. Cóż za gratka dla zmotoryzowanych ptakolubów!
Niestety, z braku - a jakże - funduszy, nasza najmilsza Waaaadza nie w każdej przydrożnej budce osiedla ptaszki. Większość z nich stoi pusta i posępna, odbierając kierowcom radość z poprzestawania z Naturą. Co gorsza, brak ptaszków nie usprawiedliwia lekceważenia budek-pustostanów, Straż Ochrony Przyrody taki brak zainteresowania karze mandatami. Wyraźnie więc widać, że występuje tutaj rozjazd między szczytnymi deklaracjami a praktyką.
Zresztą, czy rzeczywiście wypatrywanie budek na ptaki to jest to, czego potrzebują kierowcy? Jeśli każdy z nich, zamiast wypatrywać budek pojedzie w miarę szybko, to po przyjeździe będzie miał więcej czasu na wizytę w ZOO i dokładniejsze oględziny kosów, gilów i papug. Więcej się wyniesie niż z pobieżnych oględzin najpiękniejszej nawet budki. A jeśli jakiś zapaleniec postanowi jednak przyjrzeć się jej dokładniej, wbrew innym szoferom? Ruch na drodze ulega dezorganizacji i o wypadek nietrudno. W ogóle o nieszczęście łatwo, jeśli wodzi się oczami po poboczu, zamiast kontrolować drogę przed sobą… Natomiast skrajna demagogią jest znane i hałaśliwie reklamowane hasło ekologów, że jeśli kierowcy nie będą zwalniać, aby otaksować budki na ptaki, to ornitologia zaniknie jako nauka. Dowodzi tego postawa Straży Ochrony Przyrody, która wcale nie inwestuje w rozrodczość ptaszków, lecz traktuje opłaty z mandatów jako stały dochód.
Dlatego: precz z przydrożnymi budkami dla ptaków!
Inne tematy w dziale Polityka