Główny Inspektor Pracy Bożena Borys-Szopa poinformowała [...] że dystrybucja gazów płynnych do 2006 roku była jedną z najdynamiczniej rozwijających się gałęzi polskiej gospodarki. [...]
Szefowa PIP podkreśliła jednocześnie, że wzrostowi temu nie towarzyszy poprawa bezpieczeństwa związana z dystrybucją gazów płynnych, w tym bezpieczeństwa publicznego. Wskazują na to wyniki kontroli przeprowadzonych na stacjach autogazu. Wykazały one, że wiele stacji stwarzało zagrożenie nie tylko dla ich pracowników, ale także dla klientów i osób przebywających w pobliżu stacji.
Podkreślmy niczym buchalter w zarękawkach: na stacjach LPG jest NIEBEZPIECZNIE.
Dlaczego jest NIEBEZPIECZNIE? Dlatego:
- 149 stacji (11% skontrolowanych) nie ma świstka z administracji terenowej;
- 129 stacji (9%) nie ma innego świstka z pieczątką Urzędu Regulacji Energetyki;
- 191 (14%) stacji bezczelnie nie doniosło na siebie PIPIE, zatajając informacje o miejscu, rodzaju i zakresie prowadzonej działalności;
- 56 stacji (4%) miało "braki" w wyposażeniu ppoż. (Rewelacja! To płonące stacje benzynowe gasi się kocami przeciwpożarowymi i ręcznymi gaśnicami?)
- 988 pracowników nie przeszło "wymaganego" szkolenia, a więc "nie miało kwalifikacji";
- 508 nie miało profilaktycznych badań lekarskich, czyli zaświadczenia od lekarza "medycyny pracy", że oddycha, widzi i słyszy.
Podsumujmy:
Zdaniem bossówny PIPY na stacjach LPG jest NIEBEZPIECZNIE, ponieważ niektóre nie zgromadziły całej tony makulatury urzędowej, a paru pracowników stacji nie ma kwalifikacji do wsadzenia węża w samochód. Ratuj się kto może!
Ciekawostką jest fakt, że "W większości krajów UE można już samodzielnie zatankować LPG. Nie pojawiają się też doniesienia o licznych wypadkach przy tankowaniu autogazu", pomimo braku nadzoru ze strony tamtejszych PIP. Czyżby w "większości krajów UE" było niebezpieczniej niż u nas? A może PIPA szuka na siłę powodów do uzasadnienia swojego istnienia?
Druga ciekawostka - naiwnym wydaje się, że połączenie "bezpieczeństwa" i "LPG" dotyczy zbiorników i instalacji gazowych, tymczasem to nie PIPA się tym zajmuje, lecz UDT. Jego prezes stwierdził, iż "zgodnie z wymogami przepisów o dozorze technicznym wszystkie urządzenia podlegające dozorowi technicznemu, w tym zbiorniki zawierające LPG, przechodzą obowiązkowe, okresowe badania techniczne. W przypadku stwierdzenia jakiegokolwiek uchybienia przyjętym standardom bezpieczeństwa, nakazuje się usunięcie zagrożeń."
Czas zatem odpowiedzieć na tytułowe pytanie: co by było, gdyby nie istniała PIPA. Otóż wówczas:
- nie przeprowadzonoby 1300 kontroli,
- nie wydanoby ponad 13 300 decyzji nakazowych,
- nie wydanoby 60 decyzji o wstrzymaniu prac,
- nie nałożonoby 358 mandatów,
- nie wydanoby 13 wniosków o nieprawidłowościach skierowanych do sądu.
Jak wyraźnie widać z powyższej wyliczanki bez PIPY nastąpiłyby koniec świata i mniejsze wpływy do budżetu, co na jedno wychodzi.
Jeśli kiedyś w stronę Ziemi będzie leciał kursem kolizyjnym ogromny meteor, to zamiast Brusa Łylisa z ferajną wystarczy wysłać nań na kontrolę "inspektorów PIPY". Głupie meteory szwendające się samopas po wszechświecie o przepisach nie maja pojęcia, więc z pewnością będzie można wydać "decyzję nakazową" zmuszającą intruza do zmiany trajektorii, zgodną z odpowiednimy regulacjami BHP. A jak się będzie opierał - to wniosek do sądu! Ostatecznego.
Inne tematy w dziale Polityka