xiazeluka xiazeluka
991
BLOG

Przewodniczący Rady Europejskiej Joachim Ribbentrop

xiazeluka xiazeluka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Przemówienie, które I Sekretarz Rady Europy, Joachim von Ribbentrop, wygłosił 25 lutego 1956 r. otworzyło eurodeputowanym oczy na poczynania Adolfa Hitlera i jego kliki. Sam Hitler nie żył juz od trzech lat, a jego główny pomagier odpowiedzialny za brutalną politykę na terenach podbitych, Henryk Himmler, został rozstrzelany w sylwestra 1952 r. przez grupę oficerów dowodzonych przez pułkownika von Stauffenberga. 

Przejawy odwilży były jeszcze słabe, ale oficjalnie krytykowano juz kult jednostki. Prawdziwą sensację przyniosło dopiero wystąpienie Ribbentropa, skądinąd bliskiego współpracownika nieżyjącego dyktatora. Referat "O kulcie jednostki i jego następstwach" obciążył Hitlera i Himmlera odpowiedzialnością za zbrodnie i represje z lat II wojny oraz okresu powojennego, ujawnił mechanizm czystek politycznych, wskazał błędy w trakcie Wielkiej Wojny Europejskiej, które doprowadziły do poważnych strat w konflikcie z ZSRS. Ribbentrop ujawnił, że tylko dzięki wsparciu świeżych 20 dywizji Wojska Polskiego wielka bitwa o Moskwę, stoczona w grudniu 1941 roku, zakończyła się decydującym zwycięstwem. Mówił także o bandzie Himmlera, która rządziła się w organach bezpieczeństwa państwowego, wyłaziła ze skóry, aby dokonać masowych morderstw ludności żydowskiej. Obiecywał, że rozgromienie sitwy Himmlera, Heydricha i Globocnika kończy ów ponury okres, całkowicie niestosowny w obecnych latach stabilizacji. Ribbentrop stanowczo oświadczył, że Sojusz Europejski udzieli wszelkiej pomocy Żydom w budowie ich samodzielnego państwa na Madagaskarze oraz ułatwi ich transport z terenów sojuszniczych krajów arabskich jako rekompensatę za okres prześladowań.
 
Czy tak mogła wyglądać Europa? Ważna i potrzebna książka Piotra Zychowicza pt. „Pakt Ribbentrop – Beck” upoważnia do roztaczania i takich wizji. Jednak w tejże publikacji nie fantazje są najważniejsze, acz proste nauki, które jednak jakoś Polakom do głowy wejść od wieków nie mogą. Co więcej, w przeciwieństwie do agresywnej paszkwilografii uprawianej przez niejakiego Grossa, Zychowicz potrafi solidnie podeprzeć swoje twierdzenia.
 
Acha, dlaczego o książce Zychowicza piszę dopiero teraz, pół roku po jej ukazaniu się w księgarniach? Odpowiedź jest niezrozumiałą dla aktywistów prymatu honoru nad zimną kalkulacją – dlatego, że dopiero niedawno ją przeczytałem. W przeciwieństwie do 2/3 krytyków Zychowicza Mła nie recenzuje książek na podstawie ich podtytułów – a tacy właśnie jasnowidze stanowili najbardziej hałaśliwą grupę opiniodawczą. Złożenie publiczne wyznania „nie czytałem, ale wiem, że…” Mła by przez klawiaturę nie przeszło, inni jednak tak łatwo się nie peszą.
 
Koncepcja wyłożona przez Zychowicza – Polska winna najpóźniej na początku 1939 roku dogadać się z III Rzeszą i odsunąć od siebie widmo niemożliwej do wygrania wojny – nie jest oryginalna, rozważało ją wcześniej wielu autorów. Nie o oryginalność jednak chodzi, a o złożenie wszystkich rozproszonych teorii w jedną, popartą faktami, archiwaliami i logicznym łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Po drugie, istotność pracy Zychowicza polega również na jasnym przypomnieniu, a raczej uświadomieniu, że w polityce liczy się skuteczność, a nie sentymenty czy abstrakcyjny „honor”. Najskuteczniej konflikty zbrojne wygrywa się cudzymi rękoma, co jasno i dobitnie, w krótkich żołnierskich słowach wyraził generał Patron: „Jeszcze żaden sukinsyn nie wygrał wojny umierając za swój kraj. Chodzi o to, aby tamte sukinsyny ginęły za swoją ojczyznę”. Tymczasem w 1939 roku Beck zrobił dokładnie na odwrót – pociągną Polskę w przepaść w imię cudzych interesów. I tego właśnie do dzisiaj jakoś nad Wisłą wielu zrozumieć nie potrafi. Kontestacja tej postawy to najcenniejsze dokonanie Zychowicza, ważniejsze od snucia oczywiście dosyć dowolnych scenariuszy alternatywnych.
 
Najważniejsze tezy znalazły się w zakończeniu książki. Wraz z celnym podsumowaniem typowego dla tego kraju obsesyjnego przekonania, że emocje są ważniejsze niż rozum:
 
Zarówno graniczące z histerią samouwielbienie, jak i jakaś przedziwna masochistyczna przyjemność, jaką naród polski czerpie celebrowania własnych klęsk, powinny mieć granice. Przedstawiony [w książce] megalomański i bezkrytyczny obraz drugiej wojny światowej, któremu hołdują dziś Polacy, od biedy mógłby mieć sens, gdybyśmy tę wojnę wygrali.
 
Wojny żeśmy nie wygrali, a za ochocze samobójstwo nagrody na nas po wojnie złotym deszczem nie spadły. Prawie 6 milionów ofiar, strata połowy terytorium, zagłada dorobku wielu pokoleń, katastrofa mentalna, zniszczenie tradycyjnych więzi społecznych i tak dalej było ceną za upór Becka w kwestiach czysto prestiżowych oraz jego ślepoty politycznej. Zamiast umożliwić Hitlerowi realizację jego zamierzeń i stać z bronią u nogi, Beck sprowadził na nas dubletowy najazd – ze wschodu i zachodu – i to w cudzym interesie. Interesu w staniu się pierwszą ofiarą wojny Polska nie miała żadnego, łącznie z tym „honorowym”. Anglicy, przy gorliwej pomocy Francuzów, po prostu Becka brutalnie wykiwali. A „Beck” znaczyło wówczas „Polska”.
 
Książka Zychowicza nie jest pozbawiona wad. Po pierwsze autor wyraźnie źle się czuje w kwestiach militarnych, a jego opinie o sowieckiej armii wyglądają tak, jakby je odpisywał z popularnych zachodnich gniotów zaśmiecających półki w księgarniach i bibliotekach. Powtarza kilka razy nonsensy o „karabinach na sznurkach”, rzekomo standardowym wyposażeniu sołdata, lekceważy stalinowski potencjał i po prostu ułatwia sobie wywód odmawiając Armii Czerwonej jakiejkolwiek wartości. Zdaje się nie wiedzieć, że najlepsze na świecie armaty, haubice, moździerze, czołgi, wyrzutnie rakietowe i samoloty powstawały lub już stanowiły wyposażenie RKKA, że towarzysz Stalin przystępował właśnie do ostrzenia swego sierpa, którym zamierzał podciąć Europie gardło, tworząc wielkie jednostki zmechanizowane. Można naturalnie dyskutować, na ile znakomita broń przekłada się na jakość użytkującego ja żołnierza, jednak lekceważące pomijanie tego zagadnienia osłabia zychowiczową argumentację. Chciałbym zauważyć, że właśnie ci żołnierze z „karabinami na sznurkach” kończyli wojnę w Berlinie…
 
Drugą sprawą, którą przydałoby się szerzej opisać (aczkolwiek może byłoby to wyjściem poza ramy głównego wywodu) jest pytanie, co właściwie strona polska – Beck, rząd, Sztab Generalny – wiedziała o francusko-angielskich możliwościach militarnych. Czy ktoś w Warszawie zadał sobie w ogóle pytanie, czy Francuzi są zdolni do organizacyjnego, mobilizacyjnego, militarnego i logistycznego wysiłku pokrywającego się z ich obiecankami? Czy ktokolwiek w Oddziale II skalkulował sobie te wszystkie współczynniki, czy dokonał agenturalnego rozpoznania ango-francuskich planów i nastrojów, czy zadał sobie trud sprawdzenia możliwości zbrojnego wystąpienia Paryża najpóźniej 14 dni po ataku Niemiec na Polskę choćby teoretycznie? Postępowanie Becka zdaje się wskazywać na to, że za dostateczną wiedzę uznawał obiegowe przekonanie o Francji jako największej armii w Europie…
 
Powyższe zastrzeżenia nie osłabiają pozytywnej oceny całości publikacji. Mam nadzieję, że dzieło Zychowicza stanie się przyczynkiem do uczciwej, wolnej od histerycznych naleciałości, analizy polityki RP w drugiej połowie lat 30 zeszłego wieku. Po to, aby podobne błędy już więcej nie zagroziły biologicznym wyniszczeniem polskiego narodu.
xiazeluka
O mnie xiazeluka

Demotfukracja to dwa wilki i owca głosujące menu na obiad. Wolność to uzbrojona po zęby owca kwestionująca wynik tego głosowania. /B. Franklin/ Kosovo je srpsko  39 hipokrytów się Mła boi (banuje): Hurrapatriota ignorant Cenzor tow. Żyszkiewicz Cenzuraobywatelska Mimoza Osiejuk Konkluzja - idiotka Szukająca Prawdy banami Jeremy F - pocieszny tchórz Kserokopiarka Wiesława Regularny debil Scholi - tchórz i kłamca Oldshatterhand - lubi tylko tych, którzy go podziwiają Troll Świrski Aerozolinti - hipokryta i tchórz Vitello - zarozumiały tchórz Stary Wiarus Free Your Mind Aleksander Ścios kokos26 El Ohido Siluro Nurni uśmiech losu Freeman Wyrus (rzekomo wolnościowiec) Publikacje "Gazety Polskiej" Joanna Mieszko-Wiórkiewicz grzechg maciekimaciek - kłamca Jeremiasz Paliwoda vel Zawiesia lem, pieniacz-emeryt Jerzy Korytko się jeży Peemka - kłamca i fałszerz towarzysz Krzysztof Ligęza kerimad64 Mała Mi - przemądrzałą gimbaza JohnKelly - rewers polonisty i logika Adamkuz - tchórz Maciej walczący z faktami Stary towarzysz Dyletant cartw Propagandzistaobywatelski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Kultura