xiazeluka xiazeluka
859
BLOG

Nieznośna bezwzględność historii

xiazeluka xiazeluka Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

 

Zamieszczony w ostatnim numerze tygodnika Do Rzeczy artykuł p. Piotra Gontarczyka pt. „Nieznośna lekkość historii” miał być repliką dla tekstów p. Rafała Ziemkiewicza poświęconych z kolei obronie tez z książek autorstwa Piotra Zychowicza („pakt Ribbentrop-Beck” i „Obłęd’44”). Pan Gontarczyk zaczął od stwierdzeń, które winny się znaleźć w zakończeniu: Argumenty […] są momentami mało wiarygodne, a czasem nawzajem się wykluczają. Nic dziwnego – tych prac obronić się nie da. Po tak wygodnym oczyszczeniu sobie przedpola p. Gontarczyk swobodnie hula jak taczanka po stepie. Niestety – jego polemiki także obronić merytorycznie się nie da, ponieważ argumentuje mało wiarygodnie, a czasem sobie przeczy…

Nie jest w zamiarze Mła stanowcza obrona pracy p. Zychowicza i publicystyki p. Ziemkiewicza. Sami potrafią się obronić, a także, miejmy nadzieję, przyznać do omyłek tam, gdzie je popełnili. Nie będzie Mła także oceniał, czy język p. Zychowicza jest właściwy, ponieważ interesują Mła fakty, a nie przewrażliwione reakcje. A właśnie z faktami jest u p. Gontarczyka krucho.

P. Gontarczyk pisze, że panowie Z&Z mają problem z historią, jako przykład podając zdanie p. Ziemkiewicza o rezultatach II wojny światowej „poniósłszy ogromne straty, Polska nic nie zyskała, ale wszystko straciła”. Riposta jest następująca: Czyżby? Setki lat Polska zabiegała choćby o utracone Śląsk i Pomorze z Gdańskiem. […] Nie warto zajrzeć do mapy?

Zajrzyjmy więc do mapy. W 1939 roku terytorium Polski zajmowało 389 720 km2. W 1945 roku terytorium Polski zajmowało 312 685 km2. Czyli w wyniku lekkomyślnego wplątania przez Becka naszego kraju do wojny utraciliśmy szmat ziemi, o suwerenności nie wspominając. Pan Gontarczyk zachwala więc odzyskanie ręki nie zauważając utraty nogi oraz kosztów tej zbędnej chirurgii plastycznej – rachunek za zabieg wyniósł prawie 6 milionów istnień ludzkich. Da się powiedzieć, że była to operacja opłacalna?

Nie da się, więc p. Gontarczyk zręcznie omija rafy swej argumentacji za pomocą niedopowiedzeń i tromtadracji. Cóż bowiem wynika ze zdania „Jeśli swoją stolicę opanowaliby Polacy, a potem rozwiązań siłowych spróbowali Sowieci, to sprawa mogłaby mieć inny polityczny rezonans i odmienne konsekwencje”? Na przykład jaki rezonans i jakie konsekwencje? O tym p. Gontarczyk nie pisze, choć gorliwie daje do zrozumienia i znacząco pochrząkuje. Nic innego mu nie pozostało, wszak możliwość samodzielnego opanowania Warszawy przez praktycznie rzecz biorąc nieuzbrojoną Armią Krajową to mrzonki. Zanim popadł w obłęd pisał o tym do Londynu sam Bór-Komorowski, dwa tygodnie przed 1 sierpnia tak oceniając sytuację:

Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce i ich przygotowaniach przeciwpowstańczych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy w obronne fortece z bunkrami i drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia.

Może ono udać się jedynie w wypadku załamania się. Niemców i rozkładu wojska.

W obecnym stanie przeprowadzenie powstania, nawet przy wybitnym zasileniu w broń i współdziałaniu lotnictwa i wojsk spadochronowych, byłoby okupione dużymi stratami.

[depesza dowódcy AK do Naczelnego Wodza z 14.7.1944]

Zakładając maksimum dobrej woli – powiedzmy, że kwestie militarne można jeszcze jakoś od biedy uznać za możliwe do wykonania w szczególnie dogodnym rozwoju wydarzeń lata 1944, że wybuch powstania w połowie września, w chwili, gdy Sowieci zajmowali Pragę, miałby jakieś tam szanse powodzenia. W porządku, to można rozważyć. Nie można jednak na poważnie traktować szaleńczej (by nie napisać dosadnie haniebnej), szkodliwej dla narodu polskiego tromtadracji:

Działania Moskwy [zdławienie „Burzy” na wschodzie] mogły przemawiać za podjęciem walki, żeby nie dać się rozdeptać po cichu […] bez choćby demonstracji oporu. […]

kiedy nie ma wyjścia dobrego, trzeba podejmować ryzyko […]

Świetnie – skoro AK chciała „zademonstrować sprzeciw”, to powinna wywołać powstanie przeciwko Sowietom, zamiast podejmować walkę z Niemcami! Dlaczego niechęć do „bezgłośnego rozdeptania” obcasami Moskwy miała się przejawić atakiem na Niemców i to w dodatku w mieście pełnym cywilów? Ryzykowanie życia kilkuset tysięcy cywilów w imię jakiegoś nieokreślonego „musu walki” i bardzo mglistych korzyści jest niedorzecznością. Z tego typu argumentacją rozprawił się lata temu wybitny historyk emigracyjny, Władysław Pobóg-Malinowski:

Rachuby na uczuciowy czy szlachetny oddźwięk świata są i tu przykładem polskiego prymitywizmu w myśleniu politycznym. […] Wobec olbrzymiego już wkładu Polski do wojny i walki z Niemcami dodatkowe „rzucanie na stos” Stolicy kraju było zgoła zbyteczne, a już zupełnie bezcelowe tam, gdzie […] nie było dobrej woli, a tylko uleganie wrzaskom Moskwy. […] I w ogóle – czymżeż był ten szaleńczy gest? Porywać się do walki i narazić wielkie miasto z milionem ludności i bezcennym dorobkiem kulturalnym pokoleń na niewymierne cierpienia i bezprzykładne zniszczenie dlatego, by się przeciwstawić wrogiem propagandzie?

[Władysław Pobóg-Malinowski Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945, t. III, z. 4, Warszawa 1981]

Należy brutalnie zauważyć, że warszawski obłęd sierpniowy i tak w żaden sposób na komunistyczną propagandę nie wpłynął – po wojnie wszak AK była przedstawiana jako „stojąca z bronią u nogi”… Cały wysiłek włożony w powstanie, jego straszliwe skutki – wszystko poszło na marne.

Jak więc należało zademonstrować światu potrzebę wolności i heroizm, jednocześnie nie demolując Warszawy i oszczędzając cywilom wątpliwych atrakcji? Bardzo prosto.

Żołnierze warszawskiego zgrupowania AK otrzymują rozkaz wyjazdu gdzieś w kieleckie. W załomach Gór Świętokrzyskich akowcy się okopują, a Bór-Komorowski wysyła dwa nagie miecze najbliższemu niemieckiemu generałowi. A potem nieustanne bohaterstwo aż do ostatniego człowieka. Warszawa by ocalała, 150 000 cywilów by ocalało, a o bohaterskiej Armii Krajowej pisano by z podziwem nawet w Der Stürmerze..

Następnie p. Gontarczyk usiłuje zakwestionować sensowność porozumienia Polski z III Rzeszą na początku 1939, którego konsekwencją byłoby wspólne uderzenie na ZSRS. Koronny argument to „Armia Czerwona straciła około 80-90 proc. Sił. Jednak i tak wygrała.”, a w razie zawarcia polsko-niemieckiego sojuszu „atak z zaskoczenia był wykluczony”, najwyraźniej zapominając, że parę akapitów wcześniej sam zachęcał do podejmowania ryzyka, kiedy nie ma dobrego wyjścia. Ryzyko takie RP i III Rzesza musiałyby podjąć, ponieważ towarzysz Stalin również do uderzenia się szykował, a bez paktu Ribbentrop-Mołotow przygotowania by zintensyfikował, nie dając sojusznikom czasu do czerwca 1941 roku (p. Gontarczyk samoobronę nazywa „namawianiem do podbojów”…ratuj się, kto może). Bez kampanii wrześniowej szanse udanej ofensywy były większe: po pierwsze Werhmacht wsparłoby polskich 30 dywizji piechoty i kilkanaście brygad kawalerii, po drugie w granicach z 1939 roku do Moskwy było bliżej o mniej więcej 100 km – zimą 1941 roku niemieckie czołówki dotarły do przedmieść sowieckiej stolicy…

Czy milionowe Wojsko Polskie przeważyłoby szalę można jedynie gdybać. Nie jest jednak gdybaniem kwestia zmiany sojuszy, choć p. Gontarczyk ironizuje, że to „ciekawe założenie”. Owszem, ciekawe. Lecz przede wszystkim – realne, sprawdzalne. W ciągu wojny od III Rzeszy odpadły Włochy, Finlandia i Rumunia, zrywając alianse z Berlinem – i żadne szczególne prześladowania sowieckie na te dwa ostatnie państwa nie spadły. Podobnie wykpiły się Słowacja i Węgry, które wszak także wystawiły kontyngenty wojskowe do walki na froncie wschodnim. Można było? Można! Zamiast skorzystać z wiedzy, p. Gontarczyk oddaje się prymitywizmowi w myśleniu politycznym. Otóż jego zdaniem zmiana sojuszy to „wiarołomstwo”. Nie kierowanie się racją stanu i najżywotniejszym interesem Polski i Polaków, lecz „wiarołomstwo”. Mła nie wierzy, że p. Gontarczyk nie zna aforyzmu a propos lorda Palmerstona, Mła sądzi, że tę myśl naiwnie odrzuca, jednocześnie z dziecinną powagą cedząc „Historia magistra vitae est”. Historia jest nauczycielką, p. Gontarczyk wagarowiczem…

Książki Zychowicza mogą Polsce wyrządzić głównie szkody, podsumowuje p. Gonatrczyk. Jest dokładnie odwrotnie – Polsce szkodzą propagandyści stręczący prymitywizm w myśleniu politycznym, polegający na skrajnym nieposzanowaniu własnych interesów w imię nieokreślonej i nieproduktywnej wyższości moralnej (bo do tego chyba sprowadza się recepta p. Gontarczyka na uprawianie polityki i podejmowanie ważkich decyzji). Książki Zychowicza, przy wszystkich swoich warsztatowych niedostatkach, są odtrutką, lekarstwem na samobójczy prymitywizm polskiej polityki. Tak, panie Kolego – w 1939 roku należało przyjąć propozycję Berlina, nie dlatego, że filut z wąsikiem nam się podobał, lecz dlatego, że było to najlepsze wyjście; tak, autorzy powstania warszawskiego to głupcy i zbrodniarze, nie dlatego, że tak szczekała moskiewska propaganda, lecz dlatego, że ich szaleństwo skończyło się tragedią w każdym wymiarze – ludzkim, wojskowym, materialnym i mentalnym. Patriotyczna polityczna poprawność nie przyjmuje tych osądów do wiadomości, woli bujać w obłokach racząc się opowieściami o „ofiarności” i bohaterstwie” (już Tacyt zdemaskował takich gęgaczy – jeśli ktoś zachłystuje się heroizmem to znaczy, że ukrywa w ten sposób brak jakichkolwiek wymiernych osiągnięć).

„Mam po uszy tej groteski” wyznaje p. Gontarczyk na koniec. Rysownik Mleczko zgrabnie podsumował irytację p. Gontarczyka:

Idzie trzech kulejących, poranionych polskich żołnierzy, w potarganych szatach, z poobijanymi twarzami, z entuzjazmem sobie nawzajem gratulując: „Tak nas sprali, że przez wieki będą o tym pamiętać!”

Tak, Mła też ma dość tej groteski.

 

 

xiazeluka
O mnie xiazeluka

Demotfukracja to dwa wilki i owca głosujące menu na obiad. Wolność to uzbrojona po zęby owca kwestionująca wynik tego głosowania. /B. Franklin/ Kosovo je srpsko  39 hipokrytów się Mła boi (banuje): Hurrapatriota ignorant Cenzor tow. Żyszkiewicz Cenzuraobywatelska Mimoza Osiejuk Konkluzja - idiotka Szukająca Prawdy banami Jeremy F - pocieszny tchórz Kserokopiarka Wiesława Regularny debil Scholi - tchórz i kłamca Oldshatterhand - lubi tylko tych, którzy go podziwiają Troll Świrski Aerozolinti - hipokryta i tchórz Vitello - zarozumiały tchórz Stary Wiarus Free Your Mind Aleksander Ścios kokos26 El Ohido Siluro Nurni uśmiech losu Freeman Wyrus (rzekomo wolnościowiec) Publikacje "Gazety Polskiej" Joanna Mieszko-Wiórkiewicz grzechg maciekimaciek - kłamca Jeremiasz Paliwoda vel Zawiesia lem, pieniacz-emeryt Jerzy Korytko się jeży Peemka - kłamca i fałszerz towarzysz Krzysztof Ligęza kerimad64 Mała Mi - przemądrzałą gimbaza JohnKelly - rewers polonisty i logika Adamkuz - tchórz Maciej walczący z faktami Stary towarzysz Dyletant cartw Propagandzistaobywatelski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Kultura