kelkeszos kelkeszos
2335
BLOG

Jazda figurowa na nerwach, czyli koalicja na ślizgawce.

kelkeszos kelkeszos PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 165

Jak powszechnie wiadomo Jarosław Kaczyński jest wielkim znawcą sportu. Zapomnijmy o anegdotycznym rodeo, bo niejednokrotnie popisał się znajomością dyscyplin olimpijskich jak na przykład pięściarstwo. Nie wiem oczywiście czy fizycznie jakikolwiek sport choćby amatorsko uprawiał, jednak bez dwóch zdań jest absolutnym mistrzem Polski w dyscyplinie umownie zwanej intryga polityczną. To jedyny rodzimy polityk tak długo i nieprzerwanie utrzymujący się w najwyższej krajowej lidze, a od lat kilku także liczący się gracz na arenie europejskiej. Przynajmniej na tyle znaczący, że wszyscy chcą go pokonać.

W tej sytuacji zrozumiałym jest, że stan wygaszenia emocji, czy nawet kilkumiesięcznej przerwy w ważnych rozgrywkach, źle na takiego mistrza działa. W polityce żywiołem Jarosława Kaczyńskiego jest dynamika, a nie statyka. Gdy nic się nie dzieje as się męczy bezruchem. 

Istnieje w sporcie powiedzenie, że łatwiej mistrzostwo zdobyć, niż je utrzymać. O ile wygrana obozu PiS w 2015r., była przewidywaną niespodzianką, a samodzielna większość - prawdziwym fuksem, o tyle wielobój wyborczy ostatnich kilkunastu miesięcy to już był pokaz siły Prezesa, przeciwko któremu rzucono najsilniejszych konkurentów, zmiecionych jak wiadomo "pewnie", że posłużę się terminologią z technicznych sprawozdań wyścigowych.

Zdaje się jednak, że perspektywa trzech lat bez poważnych zawodów, na tyle przestraszyła sportowego ducha w Jarosławie Kaczyńskim, że ni stąd ni zowąd postanowił doprowadzić do prestiżowej rozgrywki w trybie ekstraordynaryjnym. Skoro znokautowana opozycja nie jest godnym uwagi zawodnikiem, Prezes postanowił poszukać sobie rywala we własnym obozie.

O ile Jarosław Gowin i jego kanapa nie wydały się Jarosławowi Kaczyńskiemu żadnym przeciwnikiem, bo wielki jak brzoza przywódca "Porozumienia", to polityczna mysz, której zdarzyło się  jednorazowo ryknąć, o tyle niewielka ale sprawna i dynamiczna partia Ziobry wydała się idealnym współzawodnikiem, do wykazania mistrzowskiej wciąż formy. Ziobro się rozpychał, marzy o przejęciu spuścizny po Mistrzu i powoli ale skutecznie zaczął budować swoją pozycję, która stała się niepokojąco mocna, wobec sztucznie nadmuchanej popularności Mateusza Morawieckiego, na którego Prezes spogląda znacznie przychylniejszym okiem.

Jarosław Kaczyński potrafi kręcić wyborne polityczne figury. Czasami to niezwykle skuteczny oręż, innym razem sztuka dla sztuki, nieodmiennie są one jednak technicznie efektowne, choć nie zawsze efektywne. Równanie 2+2 = 4 można zapisać w formie pięciu znaków, można też przy pomocy kilku tysięcy i zdaje się tym razem Jarosław Kaczyński postawił na widowiskowość. Takiego rywala jak Ziobro można przywołać do porządku w krótkich żołnierskich słowach , typu ...... no niech będzie "nie leź przed starszego", ale z niewiadomych powodów Prezes postanowił rozegrać sprawę publicznie i spektakularnie.

Kalkulacja świetna, posunięcia Kaczyńskiego wierna publiczność oklaskuje z entuzjazmem, a co gorliwsi zwolennicy smażą panegiryki o majstersztyku wchodzącym do galerii sław w rozgrywkach politycznych, jakby co najmniej chodziło o skuteczne pozbycie się niechcianego niemieckiego aplikanta na funkcję ambasadora, albo przepędzenie rozhukanego amerykańskiego koncernu medialnego. Niestety, znakomity impas dotyczy jedynie istotnego, ale jednak własnego ministra i nie wychodzi w skutkach poza zagranie na nosie nielubianemu zakonnikowi, którego włości tylko najbardziej nieprzejednani przeciwnicy określają mianem "imperium". Skołatany minister natychmiast zaczął powiewać białą flagą, ale gest ten nie został zauważony i dla Mistrza i jego sztabu jest raczej rozczarowujący, bo bez nokautu i posłania Ziobry na deski, to żadna satysfakcja.

I wszystko toczyłoby się zwykłym torem, gdyby nie jeden istotny element, przeoczony przez Prezesa i przynogawkowych działaczy. Publiczność tej walki nie chciała. Nie ma zamiaru jej podziwiać, a już zwłaszcza oczekiwać na skutki, które mogą się okazać daleko gorsze niż ktokolwiek zaplanował. Zwłaszcza, że do masakrowania Ziobry Jarosław Kaczyński użył metod bezpośrednio bijących w jego własnych zwolenników i to na wielu płaszczyznach. Materialnej, ale przede wszystkim godnościowej i psychologicznej.

Zmuszając ludzi do oglądania bijatyki, której bezpośredni efekt może być tylko jeden - czyli wyniesienie politycznych zwłok oponenta, Jarosław Kaczyński zapomniał, że dla zbyt wielu obserwatorów będzie to widok i groźny, i niesmaczny, a dla rzeczywistych przeciwników, chwilowo liżących rany, mobilizujący, co zresztą już widać.

Nerwy elektoratu nie są ze stali. Społeczeństwo jest zmęczone "pandemią", polityką zirytowane, zawiedzione i zniechęcone. Na kolejne zbyt szybkie wybory nie da się w swojej masie namówić. A zwłaszcza elektorat tradycjonalistyczny, który nie pojmie, jak można dobrowolnie wypuszczać władzę z rąk, używając jako pretekstu ustawy boleśnie w ten elektorat uderzający. To gwarantuje porażkę PiS, bo przy tym nie można sobie wyobrazić, aby takie tuzy jak Suski, Terlecki, Lichocka, czy Czabański, ruszyły "gdzieś w Polskę" i wzorem Andrzeja Dudy wydzierały zwycięstwo na powiatowych wiecach, w bezpośrednim kontakcie z wyborcami, składającymi się z rzeźników, masarzy, kuśnierzy, kominiarzy, sklepowych i innych przedstawicieli zawodów, które wstyd wykonywać. W każdym razie wśród służewieckich masztalerzy trudno już będzie zdobyć choćby minimalne poparcie, a do wczoraj było spore.

Oby kręcąc potrójnego Axla Mistrz się spektakularnie nie przewrócił, a skoro już tak koniecznie chce ryzykować, to trzeba mieć nadzieję, że chociaż Prezydent jest go w stanie powstrzymać. Czego sobie i Polsce życzę.




kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka