kelkeszos kelkeszos
1020
BLOG

Firmanctwo, czyli współczesny parlamentaryzm

kelkeszos kelkeszos Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 87

Mamy w naszym systemie prawnym normę definiującą przestępstwo "firmanctwa". To artykuł 55 par. 1 Kodeksu Karnego Skarbowego, o następującym brzmieniu:

" Podatnik, który w celu zatajenia prowadzonej działalności gospodarczej na własny rachunek lub rzeczywistych rozmiarów tej działalności posługuje się imieniem i nazwiskiem, nazwą lub firmą innego podmiotu i przez to naraża podatek na uszczuplenie, podlega karze...."

Skojarzenie z Genco Oil rodziny Corleone nasuwa się samo i rzeczywiście oddaje istotę zagadnienia, czyli określenie całego zestawu pozorów potocznym mianem przykrywki. Akurat katalog przestępstw mieszczących się w hipotezie przywołanej normy ma nieco inny charakter od przedsięwzięcia znanego z "Ojca Chrzestnego" i innych produkcji pop kultury , jak choćby macierzysta firma Jamesa Bonda, czyli "Universal Export" ,  ale zasada jest podobna. Mistyfikacja.

Mamy z nią do czynienia gdy oficjalny szyld maskuje działalność zupełnie inną od deklarowanej, pełniąc przy tym wyłącznie funkcje osłonowe, w różnym zresztą znaczeniu i w różnej skali. Stręczycielstwo i kuplerstwo kryją się pod nazwą agencji towarzyskich, albo jeszcze szumniej i mniej jednoznacznie - modelingu, ekscesy pomyleńców osłania miano "sztuki współczesnej", a oczywiści złodzieje korzystają ze splendoru finansistów, częstokroć nazywając swoje gangsterskie przedsięwzięcia bankami i firmami ubezpieczeniowymi. Trudno też nie wspomnieć o tak zwanych mediach, gdzie roi się od najemnych ujadaczy, występujących samozwańczo w charakterze wolnych i niezależnych dziennikarzy.

Zresztą niedostosowanie nazewnictwa do realnej treści danej instytucji jest obecnie dość powszechne i w zasadzie przypadki, gdy ktoś  jest rzeczywiście tym, za kogo się ogłasza, są już coraz rzadsze, co niestety dotyczy też zawodów "zaufania publicznego". Demaskowanie nie jest tu trudne, ale wymaga zastanowienia i namysłu, a z tym jest problem, bo liczni beneficjenci "firmanctwa", dbają o to , abyśmy w takie pożądane stany nie popadali. Huk i jazgot mają nas obezwładniać i pozbawiać szans na poprawną ocenę rzeczywistości.

Niestety plaga ogarnęła najważniejsze instytucje republiki, niszcząc ich wiarygodność, co widzimy i w skali samorządów, i kraju, i instytucji międzynarodowych. Może najgorzej jest w Unii Europejskiej, począwszy od samej nazwy , w żaden sposób i w żadnym z dwóch członów nie korespondującej ze stanem faktycznym tego związku, poprzez Parlament Europejski, nie spełniający podstawowych funkcji jakie z parlamentaryzmem kojarzymy, Trybunał Sprawiedliwości dawno rozwiedziony ze wszelką praworządnością, a skończywszy na różnych partiach, głównie chrześcijańskich i ludowych, gdzie posługiwanie się maskującym szyldem jest już zupełnie bezczelne i nachalne. 

Trudno jednak nie zauważyć, że najgorszy rodzaj "firmanctwa" dopadł w obrębie systemów demokratycznych ten ich element, który będąc z założenia gwarantem ładu republikańskiego, stał się wyłącznie fasadą z odpowiednimi dekoracjami, ale bez realnej treści jaką się mu przypisuje - zgromadzenia ustawodawcze. U nas to Sejm. 

Europejska kultura prawna niemal od zarania rejestrowała społeczną dążność do tego, aby obowiązujące w państwie ustawy pochodziły od organu kolegialnego, najlepiej przedstawicielskiego. widzimy to i w starożytności, i w średniowieczu, a już zupełnie wyraźnie i w nowoczesnych ramach w epoce firmowanej nazwą "Oświecenie". W Polsce tę dążność rejestrujemy w zasadzie od samego zarania dziejów, mając w zasobach takie pojęcie jak "wiec". I choć demokracja szlachecka wyrodziła się i podmiotowo i strukturalnie, to jednak w ujęciu abstrakcyjnym , często nawet w formie skrajnej, hołdowała zasadzie nic o nas bez nas. Zresztą symptomy upadku polskiego parlamentaryzmu też się wiązały z "firmanctwem". Jakiś poseł głośno krzyczał o wolności i "nie pozwalał", ale zazwyczaj, o ile nie zawsze - jego postawa warunkowana była przez tych, używających cudzego imienia i nazwiska dla przykrycia własnych interesów.

Co mamy dziś? Atrofię parlamentu, w którym cały zestaw dekoracyjny, bogaty i kosztowny, służy maskowaniu rzeczywistych intencji, interesów i stojących za nimi realnych i niedemokratycznych sił, manipulujących i sterujących tymi, którzy ubrani w takie same zestawy mundurowe - garnitury i garsonki, wygłaszają przekaz mocodawców. Z tym , że wbrew zapisowi konstytucji, mocodawcą nie jest "naród". Realna władza ma innych suwerenów, związanych różnymi węzłami w grupy oligarchiczne , choć zazwyczaj nienazwane. Bo i po co? Nazwy - szumne i dobrze się kojarzące potrzebne są tylko dla struktur, dających gwarancję prawidłowego zamaskowania rzeczywistych władców. Z dwudziestu wyrazów da się stworzyć nieograniczoną liczbę kombinacji i tylko sposób użycia tego zestawu daje nam pojęcie, jaki utwór teraz jest grany. Zdaje się, że "demokratyczny", "ludowy", "obywatelski" jeszcze długo będą w użyciu, "chrześcijański" pewnie wkrótce wypadnie, zastąpiony przez "wolny", "inkluzywny", "zielony" albo coś w tym stylu. 

Ostatnie dziesięciolecia to w skali kontynentu odcinanie ciał przedstawicielskich od realnej działalności ustawodawczej, co u nas czasami wybrzmiewa w okrzykach aktualnej opozycji przeciwko aktualnie rządzącym, posądzającej tych ostatnich o zamienienie Sejmu w "maszynkę do głosowania". Tu trzeba przyznać, że chociaż wszyscy są tu zgodni w stwierdzeniu faktu. I to jedyny pozytyw, bo realnie parlament przestał być organem ustawodawczym, formalnie firmując inicjatywy prawodawcze ludzi i gremiów, żadnego mandatu ku temu nie posiadających. Rozerwanie więzi miedzy posłem a wyborcą jest tu istotą zjawiska, a szans na poprawę nie widać.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka