kelkeszos kelkeszos
1411
BLOG

Pisma, znaki zbierać i wyrozumiewać. O czytaniu

kelkeszos kelkeszos Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 83

Tytuł notki wprost odwołuje się do definicji "czytania" podanej przez Samuela Lindego zamieszczonej w wydanym w 1807r. pierwszym tomie jego Słownika Języka Polskiego. Co ciekawe, autor wprost wiąże znaczenie słowa czytać z drugim, obecnie zapomnianym znaczeniem słowa czcić. "Kto chce wyrozumieć tę rozprawę , musi przeczcić pierwszą" - ten przykład Linde zaczerpnął od Mikołaja Reya, ale podaje też masę innych. My już nie wiążemy czytania z czcią i czczeniem, ale w początkach XIX w. ten związek był  silny i zauważalny. To ważny trop. Osadzeni we współczesności, która jak wiadomo znikąd się wzięła, postrzegamy czynność składania liter i układania ich w wyrazy za jedyne znaczenie tego fundamentalnego słowa, którego opis w Słowniku Lindego zajmuje kilka obszernych kolumn i wskazuje na jego szeroki zakres. Czytać, czyli znaki zbierać i wyrozumieć. Semiotyka.

Znak, umiejętność jego odnalezienia, pojęcia i zapamiętania, to podstawa wszelkiej społeczności. Tylko dzięki właściwemu "oznaczaniu" możemy funkcjonować, trafiać do celu. Początkowo w tym absolutnie pierwotnym ujęciu, gdy punkty orientacyjne umożliwiały w stepie, czy w lesie odnalezienie drogi do domu, potem już w panoramie społecznej, gdy utrzymanie więzi i przetrwanie wspólnoty stało się możliwe tylko dzięki gromadzeniu doświadczeń i zamykaniu ich w język norm prawnych. Każda cywilizacja jest zatem oparta na umiejętności czytania znaków, a nasz język czujnie tę zależność niemal sakralizuje. Teraz już w sposób niezauważalny, ale jednak - czcić i czytać. Jak wielką i istotną musiała być ta umiejętność, skoro tak silnie wiązano ją z formą "świętości", to może nam podpowiedzieć jedynie wyobraźnia. Dlaczego? Bo w tej chwili "czytać" umie każdy , przynajmniej w sensie formalnym. A skoro tak, to wielu nieodpowiednich ludzi  odkrywa w sobie imperatyw do krzyczenia "za mną". I tu pojawia się problem cywilizacyjny. Przestaliśmy dostrzegać podstawowy związek, między umiejętnością czytania, a zdolnością przetrwania, ufając tym, których systemowo określiliśmy mianem "czytających", zadowalając się tytułem, a nie umiejętnościami i intencjami. 

Dla mnie ta sakralizacja "czytania" miała bardzo osobiste podstawy i to od pierwszych samodzielnie złożonych wyrazów. Nauczyłem się czytać na cmentarzu z tablic nagrobnych, zanim poszedłem do szkoły. Niezwykły zbieg okoliczności, wskazujący, przynajmniej w przypadkach jednostkowych, że najlepsza jest nauka naturalna, oparta na najprostszych relacjach między uczniem, a mistrzem. Babcia stała się moim nauczycielem mimo woli i bez wyraźnego zamiaru. Gospodarstwo moich Dziadków było położone na tzw. "kolonii" , a najkrótsza droga do pobliskiego miasteczka wiodła przez cmentarz. Chodziliśmy tamtędy właściwie codziennie, a przejście przez cmentarz z typową wiejską kobietą wiązało się z koniecznością przystawania przy mijanych grobach, wysłuchania opowieści o pochowanych w nich ludziach, zwłaszcza, gdy tablica była opatrzona jakimś ciekawym dodatkiem, np. "zginął śmiercią tragiczną", albo "towarzysze broni". Z tych nagrobnych płyt, podpytując Babcię nauczyłem się liter, a potem sztuki ich składania. Jan Mąka , żył lat..... stało się moim elementarzem, ale najważniejsze było w tym wszystkim niezwykłe skojarzenie przeszłości i teraźniejszości, przy pomocy tego co o człowieku mówił jego nagrobek, opatrzony krzyżem. Rzecz się działa ledwie kilka kilometrów od Treblinki i samodzielnie odczytany napis na stacji kolejowej w tej wiosce "Nigdy więcej Treblinki" to był jeden z ważniejszych tekstów , jakie miały wpływ na moje życie. Ale niemniej ważna była ta opowieść o ludziach snuta przez Babcię, łączenie dziwnych faktów, że mąż naszej sąsiadki, pani Boleściny, nazywał się Bolesta, a i ona się nazywa Bolesta, i że to piękne polskie nazwisko, podobnie jak 90% pozostałych w tym miejscu, czegoś dowodzi. Między innymi tego, że pobliski Bug nigdy nie powinien być granicą między dwoma niemieckimi państwami, albo Niemcami a Rosją, a zdarzyło się, że był.

Nauczyłem się czytać słuchając o ludziach i tak mi zostało. Bo już w szkole miałem szczęście spotykać takich, których opowieści były znakami samymi w sobie. Pani Bytnarowa, Stanisław Broniewski "Orsza", wielu innych, jak choćby zapomniany dziś pisarz Bolesław Mrówczyński, dziadek mojego najlepszego kolegi z dzieciństwa. Sporo usłyszałem i od swojego Dziadka, choć o wojnie nie lubił opowiadać i jak kiedyś upatrzyłem sobie w sklepie w Miechowie czołg na baterię, to żadne płacze nie pomogły. Kupił kolejkę elektryczną. Znak. 

Rodzimy się bez żadnych kompetencji, wszystkiego musimy się nauczyć i tu podstawowa jest ta relacja. Uczeń, nauczyciel, której pod żadnym pozorem burzyć nie można.  Kto chce "wyrozumieć" teraźniejszość, musi "przeczcić" przeszłość. Inaczej niczego nie odczyta i żadna formalna umiejętność niczego mu tu nie da. Dziedzictwo można w polszczyźnie zamknąć w słowie "przekazanie" o bardzo imperatywnym brzmieniu. Bo "prze" nadaje wielką dynamikę każdemu wyrazowi, a "kazać" od razu stawia na baczność. 

Zdaje się , że w umiejętności czytania znaleźliśmy się w ogromnym regresie , a cmentarze, których tablice mogłyby nas czegoś uczyć, pewnie wkrótce zostaną zaorane, albo zarosną, jako nikomu do niczego niepotrzebne. No chyba, że do odbycia formalnych rytuałów. 

Przyznam, że przyjście "dzisiejszych czasów" mimo wszystko mnie zaskoczyło. W komunizmie, niezależnie od przeżywanego akurat stadium, umiejętność "pisma, znaków zbierania i wyrozumowania" była mimo wszystko dość powszechna i wyraźnie oderwana od formy polegającej na składaniu liter. Jak zaświadcza mój przykład, naturalny instynkt przekazywania wiedzy następcom, też był silny i rozpowszechniony. Teraz to tracimy, poddani zaprogramowanym bodźcom, eliminującym możliwość działania przy pomocy naszych własnych - czyli swo - bodę. Wiejskie chuściane babcie, umiejące opowiadać o grobach, ale też o wszystkim co w trawie piszczy, gdzieś zniknęły, odprawione w pogardzie rozpraw o ciemnogrodzie. I w konsekwencji nie słuchamy. Dlatego zaskoczenie, bo skutki nastąpiły szybciej niż można było przypuszczać. Jeszcze świat się nie pożegnał z gębami starych towarzyszy, a już przyszli nowi. Jeszcze bardziej nie umiejący czytać, ale nie mniej natarczywi i zachłanni na splendory i władzę. 

A przecież obronić się musimy. Jak? Kultywując umiejętność czytania, czczenia i przekazywania tych kompetencji komu się da, choćby na najbardziej podstawowych poziomach. Niezależnie od szyderstw, wspartych milionami luksów i decybeli.

Wszystkiego najlepszego! I wrażliwości na znaki, na każdej ścieżce, po której Państwo stąpacie.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura