kelkeszos kelkeszos
3328
BLOG

Niech ryczy z bólu ranny łoś! O potędze sztuki

kelkeszos kelkeszos Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 178

Pierwszą literacką relację o sile przekazu artystycznego daje nam Herodot w swoich wiekopomnych "Dziejach". Oto Spartanom nie wiedzie się w wojnie z Messeńczykami i zmuszeni są szukać wsparcia z zewnątrz. Za namową wyroczni delfickiej  zwracają się o pomoc do Ateńczyków, ci zaś zamiast oczekiwanych zbrojnych hufców wysyłają kulawego śpiewaka. Obelga? Drwina? Nic z tych rzeczy. Niewiele wiemy o Tyrtajosie , bo tak się nazywał ów przysłany w sukurs poeta, ale wiemy, że stał się on symbolem szczególnego rodzaju literatury, której celem było wywołanie określonej emocji, dającej się dziś określić mianem patriotyzmu. Polskim Tyrteuszem okrzyknięto Adama Mickiewicza, a pewnie największym hołdem złożonym sile jego wierszy była scena z "Syzyfowych Prac" gdy w ich głównym bohaterze - Marcinie Borowiczu następuje przełom duchowy pod wpływem wyrecytowanej przez szkolnego kolegę, Bernarda Zygiera  "Reduty Ordona". I jak nie przepadam za Wieszczem, to akurat ten "tyrtejski" wiersz przypominałbym regularnie naszym nadętym elitom, zwłaszcza ten fragment: " Bóg wyrzekł słowo stań się! Bóg i zgiń! wyrzecze, gdy od ludzi wiara i wolność uciecze." Z pewnością w tym nurcie literatury utrzymywał się i Henryk Sienkiewicz, deklarujący wprawdzie , że pisze "ku pokrzepieniu serc", w istocie jednak z tych serc wyrywał taką siłę, jaką Tyrtajos dał Spartanom, którzy natchnieni jego poezją ostatecznie w wojnie messeńskiej zwyciężyli.

Skoro siła słowa jest w stanie wyzwolić emocje dające moc wygrywania wojen, to czym jest przy niej siła obrazu? Mamy tu jasne rozstrzygnięcie językowe, bo nie ma chyba w polszczyźnie silniejszych wyrazów określających prawdziwość, niż rzeczy - wistość, albo oczy - wistość, od niedawna znana jako oczy - wista - oczy - wistość. Widz bije tu na głowę słuchacza i o żadnej ucho - słyszności jako potwierdzającej stan rzeczy, mowy być w naszym języku nie może. 

Z potęgą obrazu spotykamy się w klasycznej literaturze, w jej najgenialniejszych dziełach. Bo czyż nie widokiem zbrodni zainscenizowanym przez najętych aktorów, książę Hamlet nie uruchamia wielkiej katastrofy politycznej, doprowadzającej do wyginięcia całej duńskiej rodziny panującej wraz z przyległościami? Niech ryczy z bólu ranny łoś! - tak Hamlet kwituje trafienie obrazem w Króla, który przerywa przedstawienie w momencie odgrywania przez "apolitycznych" aktorów sceny otrucia jego poprzednika i brata zarazem. W szekspirowskim arcydramacie dostajemy tylko namiastkę tego, czym mogą być "widoki" w rękach sprytnego manipulatora, ambitnego pretendenta, bezwzględnego dyktatora , czy beznamiętnego oszusta. Idealnym instrumentem do kierowania emocjami mas. I nie ma niczego dziwnego w tym, że gdy tylko powstały techniczne możliwości utrwalania obrazów i pokazywania ich w formie aktywnego ciągu, natychmiast skorzystali z tego najperfidniejsi z perfidnych, wykorzystując przy tym ludzi autentycznie genialnych.

Takim właśnie geniuszem był Sergiusz Eisenstein, postać dla kina fundamentalna, kumulująca w sobie to wszystko z czym będziemy mieć do czynienia w całej historii X Muzy. Żyd, homoseksualista, komunista i geniusz, który sztukę wywoływania emocji obrazem podniósł na poziom trudny do doścignięcia, nawet dla tych, dysponujących niewspółmiernie większymi i lepszymi środkami technicznymi. Zakładam, że trzy najgłośniejsze dzieła Eisensteina "Pancernik Potiomkin", "Aleksander Newski" i "Iwan Groźny", znają wszyscy miłośnicy kina, a odeskie schody , czy zagłada Kawalerów Mieczowych wciąganych pod pękający lód, to sceny, które wszyscy mamy w głowach jeśli je kiedykolwiek widzieliśmy , choćby w pastiszowych formach, jak ta z wózkiem na schodach w "Nietykalnych". I choć każdy z tych trzech filmów miał swoje losy i konsekwencje, to najbardziej ilustracyjnym dla zjawiska kino - polityka jest dzieło mało znane, co nie znaczy , że gorsze od wymienionych. Przeciwnie "Stare i nowe", czyli wkład reżysera w poparcie forsownej kolektywizacji sowieckiej wsi, to moim zdaniem wizualne arcydzieło, z niesłychaną dynamiką i sugestywnością stające "za" komunistyczną wizją świata i jednocześnie "przeciw" staremu porządkowi. Fabuła filmu jest niby prosta - młoda aktywistka chce wyrwać swoją wieś z marazmu i ciemnoty z jednej, a obrzydliwego pasożytnictwa z drugiej strony i na zasadzie "sama przeciw wszystkim" zakłada spółdzielnię produkcyjną , czyli sowchoz. Pokonuje przy tym masę trudności, ze strony "starych", czyli kleru prawosławnego, kułaków i ciemnych małorolnych, ale też "nowych", czyli nieprzekonanej początkowo młodzieży i ospałej biurokracji. Zresztą dzięki wyprawie do miasta, gdzie komsomołka chce uzyskać pomoc urzędników i wsparcie finansowe, dowiadujemy się, że miejscem akcji są okolice Charkowa ( widzimy bowiem słynny nowiutki budynek Derżpromu ).

Gdy spółdzielcom udaje się pokonać wszelkie przeszkody, a symbolem sukcesu staje się kupiony na kredyt buhaj "Fomka", dający początek wielkiej hodowli mlecznych krów, następuje katastrofa w postaci działań "dywersji i sabotażu". "Fomka" zostaje otruty, a przyszłość sowchozu zawisa na włosku. Na szczęście wszystko kończy się dobrze. Ostatecznie na spółdzielcze pola wjeżdżają nowe traktory, a stare idzie w przepaść z burzą. Wielki tryumf wielkiej wizji, wspartej wybitnym obrazem genialnego artysty, uhonorowanego medalami, owacjami i wycieczką do Meksyku.

A rzeczywistość? Ta rzeczywista? W kilka ledwie chwil po wielkim reżyserskim tryumfie w walce z zacofaniem wsi, okolice Charkowa tak pięknie przedstawione w filmie Eisensteina stały się epicentrum jednej z największych tragedii i zarazem największych zbrodni w dziejach ludzkości - Hołodomoru. Nie znamy liczby ofiar tego najgorszego rodzaju śmierci, kto by się zresztą połapał w tych milionach, to tylko statystyka. Może osiem, może dziesięć. Wielkie wizje nie muszą się z tym liczyć, zwłaszcza jeśli wcielają je wrażliwi na sztukę dyktatorzy. Hitler był do tego stopnia romantyczny, że na wieść o kapitulacji Paulusa w Stalingradzie nakazał niemieckiemu radiu puszczać non stop adagio z siódmej symfonii Antona Brucknera, a Stalin zachwycał się Bułhakowem i jego "Dniami Turbinów", podobno zresztą sam tłumaczył na rosyjski poemat narodowego poety Gruzji - Szoty Rustawelego. Artyści. 

Z jakiegoś niejasnego powodu Eisenstein skojarzył mi się z Agnieszką Holland. Być może dlatego, że o "Wielkim Głodzie" nakręciła film "Obywatel Jones", słaby zresztą. Z pewnością nie dlatego , aby dorównywała mu choć w minimalnym stopniu skalą talentu, choć w wypinaniu piersi po ordery, nie daje się nikomu wyprzedzić.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura