kelkeszos kelkeszos
2045
BLOG

Służbowo! Na statek! O przejmowaniu władzy

kelkeszos kelkeszos Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 98

Spośród wszystkich kontynentów Europa w ujęciu historycznym może poszczycić się największą różnorodnością form sprawowania i przekazywania władzy. I choć słusznie uchodzi za ojczyznę ustrojów republikańskich i matkę demokracji, to jednak na przestrzeni dziejów zdecydowanie najpowszechniejszym systemem sprawowania rządów były tu różne odcienie monarchii, z charakterystyczną sukcesją władzy, odbywającą się w ramach jednej dynastii. Nawet w Rzeczpospolitej, w której tron od czasów wygaśnięcia Piastów był de facto elekcyjny, obywatele trzymali się powiązań dynastycznych, do tego stopnia, że w zasadzie tylko Michał Korybut Wiśniowiecki, Jan Sobieski, Stanisław Leszczyński i Stanisław Poniatowski nie zawdzięczali korony monarszej genealogii. 

I choć sukcesje w krajach monarchicznych wyzwalały duże emocje, a dzieje kontynentu nasycone są różnymi wojnami o tron, spiskami, przewrotami pałacowymi i buntami pretendentów czy samozwańców, to dopiero cięcie gilotyny po szyi Ludwika XVI stało się wydarzeniem epokowym, wyzwalającym w Europie trwający po dziś dzień chaos. Republiki tu w zasadzie nigdzie nie ma i nie było, bo ostatnia upadła wraz z innym symbolicznym cięciem - miecza po karku Cycerona, ale współcześnie możemy się chociaż cieszyć pozorami. Do czasu zapewne, bo tendencje nie są najlepsze, jako że niemal niepodzielnie rządzą dziedzice gilotyny i towarzysza mauzera, teraz jednak przy użyciu innych narzędzi. "Odejmowanie głowy", czyli owo rzymskie capitis deminutio, odbywa się obecnie w inny sposób, bez konieczności jej fizycznego odrąbania, ale z niemniej ponurym skutkiem.

W każdym razie , przy całym demokratycznym sztafażu, wyłanianie kolejnych figur "stojących na czele", "przewodniczących", "sprawujących mandat", "reprezentujących", "politycznie odpowiedzialnych" itd., itp., odbywa się na zasadach genialnie wskazanych w słynnym "Rejsie" Marka Piwowskiego i to od razu, w pierwszej scenie. Dwóch nieokreślonych typków, jeden z bagażem drugi bez, usiłuje się dostać na statek wycieczkowy. Obydwaj  bez mandatu ( Czy ma pan bilet? A skąd! ) bez trudu dostają się na pokład, obezwładniając strzegącego trapu marynarza krótkim oświadczeniem: Służbowo! Na statek! 

O ile przy tym jegomość grany przez Stanisława Tyma jest tym "wejściem" nieco speszony, to tylko do czasu. Jego towarzysz, tupeciarz grany przez Jerzego Dobrowolskiego, od razu się bowiem orientuje, że obaj zostali wzięci za kogoś, kto rzeczywiście miał się zjawić "służbowo". Niestety, ciężka przypadłość Dobrowolskiego nie pozwoliła mu wziąć udziału w dalszej części filmu i związaną z jego postacią część scenariusza, trzeba było pominąć, pozostawiając pole do domysłów, kim był ów jegomość, co tak łatwo forsował straże, ale na szczęście dla dalszego ciągu wydarzeń, na statku pozostał jego towarzysz, który momentalnie z "gapowicza" został wyniesiony do rangi głównego animatora życia pasażerów jednostki pływającej po Wiśle. 

Wycieczkowicze początkowo robią to, po co kupili bilety. Wypoczywają w pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych, a wszystkie konflikty, jak ten pomiędzy Sidorowskim, a inżynierem Mamoniem, rozwiązują w sposób pokojowy, potencjalną awanturę o utraconą kiełbasę, sprowadzając do słynnej rozmowy o sztuce, głównie filmowej, w której finale Jan Maklakiewicz przedstawia nieprzedawnioną ( ba! coraz bardziej aktualną ) recenzję polskiego kina. Porozumienie osiągane jest ponad podziałami społecznymi, i przy zachowaniu podstawowych form grzecznościowych, bo początkowi antagoniści wzajemnie się sobie przedstawiają i do końca filmu są to jedyne postaci, których nazwiska poznajemy. Potem jest już tylko gorzej, następuje bowiem zebranie pasażerów, podczas którego odbywają się wybory rady rejsu.

Początkową niemrawość zgromadzenia kończy stanowcze przemówienie inteligenta, żądającego ukonstytuowania stosownych władz, zwieńczone wskazaniem kandydatury owego gapowicza, o którym wiadomo , że urodził się 17 lipca 1937r. w Małkini, ma wykształcenie "te no, średnie" i słabo włada francuskim. Wskazany przez inteligenta kandydat, odwdzięcza się tym samym "zgłaszam pana, który mnie wskazał" i przy braku sprzeciwów, zostają wybrani. Ta forma nie podoba się jednak obecnemu na sali prawnikowi, momentalnie kwestionującemu prawomocność elekcji, jako dokonanej wbrew cywilizowanym zasadom głosowania. Legaliście nie podoba się sposób przeprowadzenia wyborów, sprzeczny ze znanymi procedurami, ale nawet on nie jest w stanie odpowiedzieć na trzeźwe pytanie jednego z pasażerów, jaką metodą wybrać metodę głosowania? Jak potem widzimy wątpiący autorytet prawniczy daje się łatwo spacyfikować, objęciem prestiżowej i zapewne lukratywnej funkcji przewodniczącego jury w konkursie wiedzowym.

Rada rejsu , uzupełniona przez demonicznego poetę i inżyniera Mamonia ( tu mamy jakieś luki w scenariuszu, bo zasady kooptacji tych dwóch nie są jasne ), przejmuje rządy nad statkiem i od tego momentu pasażerowie nie zaznają już chwili spokoju, bombardowani kolejnymi impulsami organizującymi im życie i to zupełnie bez ich woli, o czym świadczy przymusowe przeniesienie kolegi śpiewaka, z sekcji artystycznej, do sekcji gimnastycznej. Koniec wylegiwania się na leżaku, jedzenia kiełbasy, picia piwa i wszelkiej innej szkodliwej bezczynności. Na nic opór, wszyscy muszą uczestniczyć aktywnie w życiu społeczności rejsu, początkowo kolektywnie, potem jednak już samowładnie zarządzanej przez jegomościa " Ma pan bilet? A skąd!". Okazuje się, że to żadna przeszkoda, jeśli na statek weszło się służbowo.

W tym zakresie mamy do czynienia z obrazem czystej uzurpacji, której nikt nie powstrzymuje, a ci co próbują szybko są korumpowani przez momentalnie wytworzony układ, zainicjowany przez inteligenta na zasadzie zgłaszam pana, a pan mnie. Jajogłowy od razu zresztą, za pomocą kilku klapsów w tyłek, zostaje ustawiony na właściwym miejscu i potem już gęga jak trzeba, zadowalając się formalnym poczuciem sprawczości, wyrażonym w możliwości przesunięcia kolegi śpiewaka, albo wyeliminowania z rady rejsu inżyniera Mamonia. 

Obserwując ostatnią scenę balu, widz zastanawia się, jakie ma możliwości obrony. W skali państwa to niby nie jest trudne, wystarczy uznać, że prawem jest to co ustanowi parlament, z akceptacją głowy państwa, że sędzią jest ten, kogo aktem autonomicznym powołał prezydent, że tym z kolei jest osoba wybrana w wolnych i powszechnych wyborach, a każdy urząd i urzędnik , a zwłaszcza każdy sędzia jest związany postanowieniami ustaw, do czasu jeśli nie zostaną uchylone przez trybunał konstytucyjny. Dodajmy przy tym, że prawo własne pochodzące od organów przedstawicielskich ma pierwszeństwo przed prawem obcym, pochodzącym od organów niewybieralnych i że sędziowie, i ci rodzimi, i ci międzynarodowi nie mają najmniejszej kompetencji w zakresie tworzenia powszechnie obowiązujących norm, a jeśli to czynią, są wyłącznie uzurpatorami. Niewiele jak widać potrzeba do zbudowania republiki i zdaje się, że na powyższe się umawialiśmy. Dlaczego się nie udaje? Odpowiedź wydaje się prosta - naszym powodzeniem nie są zainteresowani ci, co poruszają się bez biletów. Służbowo.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka