Jestem na wyspie. Na oceanie. Wyspa jest wielka i poczona dwoma mostami- jednym autostradowym i jednym wiszcym, ze staym ladem. Spimy u rodziny naszego czarnoskrego metre od capoeiry. Szok- tu po prostu jest wszystko drogie, a kapitalizm wyglda jakby ludzie tutaj oszaleli na punkcie wolnego rynku. Czuje sie tutaj jak z socjalistycznego kraju. Sklepu oferujacego uslugi mycia psow i psiej taksowki nie widzialem nawet w Warszawie, a tutaj bylo to na malomiasteczkowej ulicy miasteczka Ingleses do Rio Vermehlo. Czuje sie jak z biedakraju przy tym calym natloku oferty wszystkiego za spore ceny. Choc swieze owoce egzotyczne sa w cenach 2 zlote za kilogram limonek, karamboli czy mango. Czesc owocow moge jedynie kupic, nie umiem ich nazwac. R. pomagal nam je wybierac, bo jak wybrac dojrzala papaje? Skad mam niby wiedziec? Pojdziemy sie zapytac o kurs surfingu. Tutaj ludzie jezdza po ulicach rowerami z poprzyczepianymi deskami do surfowania. A w ogole cale to miasteczko w porownaniu z takim Wladyslawowem to tylko pokazuje ze trzeci swiat to jest ale w Polsce. Mysle o wycieczce do Buenos Aires, to niedaleko, ale nie wiem, czy wizy nie potrzebuje.
Inne tematy w dziale Rozmaitości