Retiarius Retiarius
300
BLOG

Zdecydowanie subiektywna relacja z "przełamywania barier" w "Domu według wartości".

Retiarius Retiarius Obyczaje Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Kilka dni temu w Międzynarodowym Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu zainaugurowano cykl spotkań pod nazwą „Dom według wartości”. Za pierwszą, godną uwagi, uznano „przełamywanie barier” i zaproszono do rozmowy o niej Pana Jerzego Owsiaka najlepszego, zdaniem organizatorów, „bariero-łamacza ”.

Prowadzący spotkanie zaczął od wysokiego „C” – od poezji, zwrócenia uwagi na znaczenie słowa i zapowiedzi samego projektu. Po tym wiele obiecującym wstępie oddał głos swojemu Gościowi.

Ten, rozpoczynając wypowiedź, odniósł się krytycznie – choć nie bez żartobliwej autoironii i z odrobiną kokieterii - do swoich talentów krasomówczych. Spotkanie potwierdziło trafność tej oceny. Ta uwaga nie oznacza jednak, że mówca zanudzał i wprowadzał słuchaczy w stan letargu. Przeciwnie, emanował energią i miał bardzo dobry kontakt z raczej homogenicznym gronem swoich licznie zgromadzonych sympatyków.

W tym miejscu nie sposób nie odnieść się do jednej z „cech osobowości” szefa WOŚP. Nazwijmy ją „nadmierną swobodą językową”. Niestety, ujawniła się ona także w trakcie spotkania w MDSM-ie. Gdy po raz kolejny z ust Pana Jerzego padło słowo na „k” (a może na „j”) mówca, mimo wyrozumiałej (by nie rzec życzliwej) reakcji części słuchaczy, czując chyba niestosowność swojego zachowania, i zauważając na sali dzieci, zaproponował, biorąc wszystkich na świadków, by wszelkie niecenzuralne określenia traktować jako „wyraz sztuki”. Ta próba, dla niektórych może i żartobliwa, odwrócenia uwagi od zwykłego braku kultury nie spotkała się z żadną reakcją prowadzącego, który zapomniał o deklarowanym wcześniej „znaczeniu słowa” i nie poszedł z duchem spotkania, nie „przełamał bariery” i nie zwrócił Gościowi uwagi, niechby najbardziej delikatnie, na niestosowność tej formy uprawiania „sztuki” zwłaszcza w „domu według wartości”.

W raczej chaotycznym i chyba budowanym na zasadzie doraźnych skojarzeń monologu Pana Jerzego dało się wyróżnić trzy warstwy: historia WOŚP i festiwalu Woodstock oraz krytyka obecnego rządu „dobrej zmiany”, połączona z udzielaniem zebranym duchowego wsparcia na ten trudny dla niektórych czas.

Zacznijmy od historii – chęć pomagania innym, ciężka praca i wsparcie wielu życzliwych ludzi - to wszystko złożyło się na sukces Orkiestry i festiwalu Woodstock. Dość barwna i pełna ciekawych osobistych wspomnień opowieść o początkach WOŚP i o rozwoju kolejnych towarzyszących jej przedsięwzięć sprowadzała się w sumie do prostej konkluzji – człowiek zarażony pasją, zmotywowany i wierzący w to, że nie ma rzeczy niemożliwych, do tego nie pozbawiony odrobiny szczęścia, jest w stanie wiele osiągnąć. Ta idylliczna opowieść nie odnosiła się w żaden sposób, co zresztą jest całkowicie zrozumiałe, do mniej przychylnych Panu Jerzemu i jego inicjatywie opowieści o początkach i przebiegu jego kariery oraz celach działalności.

W tym wątku warto zwrócić uwagę na jeszcze dwie sprawy. W trakcie spotkania pokazano świetnie zrealizowany film o „Przystanku Woodstock”. Sporo czasu poświęcono w nim wizycie na festiwalu prezydentów Bronisława Komorowskiego oraz Joachima Gaucka. Bodaj w tym kontekście padło sformułowanie o Niemcach przyjeżdżających na festiwal do „obśmianej Polski”. Może jest we mnie jakaś bariera, której nie potrafię przełamać, ale użycie tego określenia budzi mój zdecydowany sprzeciw.

Sprawa druga to przypomnienie listów i mejli od osób które - na tę okoliczność Pan Jerzy wspomniał przysłowie „Jak trwoga to do Boga” - nie sympatyzowały z Fundacją do czasu, gdy dotknęło je, lub ich bliskich, nieszczęście, a zaradziła mu … aparatura medyczna z czerwonym serduszkiem. U najbardziej radykalnych wielbicieli Pana Jerzego, ten sposób postrzegania działalności WOŚP przyjmuje postać wezwania kierowanego pod adresem osób uważanych za oponentów Fundacji, by podpisały deklarację o „niekorzystaniu ze sprzętu … „. Postulat – zakładając że WOŚP działa by pomagać, a nie dla „sławy i chwały” - pełen hipokryzji. Propozycja „deklaracji” nie wytrzymuje krytyki także z racjonalnego punktu widzenia. Dlaczego? Spójrzmy tylko na lokalne oświęcimskie podwórko. Na stronie miejskiego OCK widnieje informacja o sponsorach ostatniego finału. Na uwagę zasługują dwie spółki: PWiK oraz CEP. Z racji ich charakteru właścicielskiego można powiedzieć, że każdy ich klient, chce czy nie chce, współfinansuje „czerwone serduszka”.

Odniesienia do historii dotyczyły także historii Polski oraz wybranych wątków z dziejów minionego stulecia. Skupiały się one na utwierdzaniu sympatyzujących z Gościem słuchaczy w przekonaniu, że ich obraz świata jest prawy i sprawiedliwy oraz na krytyce obecnej władzy.

Dobrym przykładem będzie gloryfikacja uczestników ulicznych protestów jakie miały miejsce w ostatnim okresie w Polsce, zestawiona z przypomnieniem palenia książek w Niemczech w latach 30-tych minionego stulecia i zwieńczona pytaniem w stylu „Gdyby wtedy ludzie zaprotestowali?”. Logicznie rozumując – jeśli Polacy, w tym zapewne słuchacze, nie będą protestowali, to za jakiś czas (może) przyjdzie nam żyć w czymś na kształt III Rzeszy. Można i tak „przełamywać bariery”. Czego?

Ciekawie wybrzmiały wspomnienia z dzieciństwa, o tym jak młody Jerzy przechodził swobodnie przez teren budynków Sejmowych (coś w tym stylu: „Sejm był za PRL-u jak budynek w parku”). Dzisiejsza niedostępność Sejmu symbolizować ma oderwanie władzy od ludu. Uczciwie przyznajmy, mówca zastrzegł, że ma na myśli każdą władzę.

Te dziecięce wspomnienia z czasów komuny silnie kontrastowały z mroczną wizją stanu wojennego. Może trochę z racji wielkiego szacunku jakim Pan Jerzy Owsiak darzy jedną z ofiar 13 grudnia 1981 roku, Pana Lecha Wałęsę – ikonę wolności i uczciwości, człowieka bezzasadnie oskarżanego o współpracę z SB. Taki obraz byłego przywódcy „Solidarności” i Prezydenta RP przebijał z wypowiedzi Gościa MDSM-u. Tu krótka dygresja. Pan Jerzy wspomniał o pobycie w Ghanie i o spotkanym tam człowieku, który gdy zorientował się, że ma do czynienia z Polakami powiedział (mnie więcej) „Wy Polacy przez lata nie mieliście własnego państwa, po I Wojnie Światowej odzyskaliście niepodległość, po II Wojnie Światowej zniewoliła was Rosja, a wyzwolił was Wałęsa.” Po tej opowieści, Pan Jerzy wyraził obawę co też się stanie, gdy do Pana z Ghany dotrą jakieś nowe informacje o Lechu Wałęsie (w domyśle – fałszywe oskarżenia). Powiało nutką, aż strach to napisać, „wykluczenia naukowego” (?). Czyż mieszkańcy Ghany, i nie tylko, nie mają prawa do pogłębionej wiedzy o historii Polski?

Wątek teraźniejszości był chyba najbardziej smutnym i przygnębiającym w całym spotkaniu. I wcale nie mam na myśli absurdalności (moim zdaniem) niektórych wypowiedzi w stylu: „Ten rząd podzielił i obraził”, „Kilka lat temu wszystko szło w dobrym kierunku naszego miejsca na świecie”, „Nie ma zgody na rasistowskie plakaty i transparenty”, i jeszcze o „Wchodzeniu (przez rządzących) w życie (obywateli)”. Chodzi mi o towarzyszące tym wypowiedziom, moim zdaniem zauważalne, poczucie bezsilności i zrezygnowania w obliczu zmieniającej się rzeczywistości. Nie wiem czy wynikało ono ze świadomości braku merytorycznych argumentów przykrywanych powyższymi sloganami i złośliwościami w stylu „jakie to trzeba mieć kolana, żeby je tak długo leczyć” , czy z poczucia osamotnienia u jednych, a wyrzutów „sumienia” u drugich, gdy usłyszeli, że Jerzy Owsiak był wstrząśnięty tym „jak mało ludzi przychodzi protestować pod sądami”. Rzec można – żyć się odechciewa. Ale żyć trzeba i trzeba przyzwyczaić się do normalnej w systemie demokratycznym sytuacji jaką jest np. utrata władzy. Niestety, porady jak wyjść z tego trudnego dla Gościa i jego sympatyków położenia też nie brzmiały radośnie i nie wzbudzały entuzjazmu. Wezwania w stylu: „Bądźmy sobą” i „róbmy swoje” może i nie brzmią najgorzej, ale trudno doszukać się w nich jakiegoś pozytywnego programu i, w tym konkretnym przypadku, należy je traktować jako formę wzajemnego pocieszania się ludzi, którzy w istocie nie bardzo wiedzą, co „swojego” powinni robić.

Na ironię zakrawa fakt, że Pan Jerzy Owsiak, oceniając krytycznie ostatnie 3 lata, nie zauważył bardzo pozytywnej roli jaką odegrały one z punktu widzenia wartości za którą organizatorzy spotkania uznali „przełamywanie barier”. Pan Jerzy krytycznie ocenił obecny stosunek telewizji publicznej do swojej działalności. Ponarzekał trochę na niektórych przedstawicieli różnych instytucji, którzy mogli ostatnio pomóc WOŚP, a nie pomogli. Wspomniał, śladowo, o swoich procesowych bojach z Panem Piotrem Wielguckim i z polskim wymiarem sprawiedliwości. Bodaj najbardziej wymowna była nostalgia za „Iskrami” przelatującymi dawniej nad terenem „Przystanku Woodstock”, a od trzech lat „mającymi zakaz”. No przecież każdy, z generałami lotnictwa włącznie, powinien wiedzieć, że Panu „Jurkowi” „Iskry” należą się jak „psu buda”, a tu nagle „zakaz”!.

Z tych wypowiedzi przebijał smutek za minionym „złotym wiekiem”, w którym Fundacja działała w przyjaznym sobie środowisku - „bez barier”. Zdaniem niektórych było przeciwnie. W „złotym wieku” WOŚP funkcjonowała otoczona solidną „barierą”. Twórca Fundacji, hołubiony niczym „świecki święty”, pozostawał w zasadzie poza wszelką krytyką. Podobnie było z samą Fundacją oraz z Przystankiem Woodstock. Zaangażowanie instytucji publicznych oraz samorządów w działania towarzyszące finałom WOŚP zdawało się być czymś oczywistym i nie podlegającym dyskusji, ani tym bardziej kontroli. I ta bariera ochronna za którą działała WOŚP została po prostu usunięta. Z czego sami zainteresowani „przełamywaniem barier” powinni się cieszyć.

Spotkanie zakończyły pytania słuchaczy. Jednemu nie sposób nie poświęcić nieco uwagi. Zadająca je osoba zaczęła od deklaracji: „Nas na co dzień boli, że ludzie nie wiedzą do czego jest Trybunał Konstytucyjny. I jak to się skończy jak się zacznie od Trybunału.” Następnie przypomniała słowa Pana Jerzego, że „czasami trzeba kogoś ochrzanić” i na koniec zapytała „jak to zrobić jak się nie jest facetem 180 cm i jeszcze trochę w barach”. Z dalszej wypowiedzi wynikało iż chodzi o to „jak to zrobić, żeby uczyć, że to nie tak powinno wyglądać”. Pytanie ogólne, ale można domniemywać, że owo „zaczynanie od Trybunału” nie dotyczyło działań posłów koalicji PO-PSL i byłego prezesa Rzeplińskiego, a Polska „nie tak powinna wyglądać” jak dzisiaj, ale jak jeszcze kilka lat temu. Z pytania przebijają dwie wykluczające się cechy: pewność siebie – przekonanie, że ja wiem czym jest Trybunał i mam wręcz obowiązek nauczać owych niewiedzących, z drugiej zaś olbrzymia niewiara w moc własnego intelektu i odwoływanie się do absurdalnych w kontekście przekazywania wiedzy argumentów siły. Ale tak zadane pytanie dobrze oddało ducha spotkania (w aspekcie odnoszącym się do oceny współczesności): mamy rację, ale nie umiemy jej udowodnić. I stąd zapewne wspomniana już gloryfikacja przez Pana Jerzego ulicznych protestów, będących w istocie jedynymi „argumentami”.

Raczej „polityczne” aniżeli „charytatywne” pytanie i mozolne próby udzielenia na nie odpowiedzi dobrze kontrastują z bardzo wzruszającym i miłym wydarzeniem, które – w mojej ocenie – nadało sens i wartość całemu spotkaniu. Mam na myśli moment, w którym ojciec chłopca leczonego kilka lat temu z wykorzystaniem sprzętu podarowanego przez WOŚP, wyraził w imieniu obecnego na spotkaniu syna, pragnienie uściśnięcia Pana Jerzego. Co też się stało. I pokazało, że w istocie najlepiej Panu Jerzemu wychodzi robienie „swojego”.

Wchodzenie przy tej okazji w polityczne buty, od czego rzecz jasna odżegnuje się rękami i nogami, kończy się fatalnie. Pozostaje tylko pytanie kiedy je założył i czy ich zdjęcie jest w ogóle możliwe.

Zapis video ze spotkania można obejrzeć na portalach oświęcimskich:

Oświęcimonline i FaktyOświęcim.


Retiarius
O mnie Retiarius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości