Taliesin: prawda historyczna i barda RobertazJamajki o nim Pieśń..(1-4)
Dzieciństwo Taliesina: przypomnienie poprzednich odcinków i odcinek nowy.
Tawerna „ U Wdowy”, jak zawsze o tej porze jest przepełniona spragnionymi piwa i opowieści. Niestety bywają w tym miejscu również pieniacze, szukający awantury opoje i podejrzane typy w nasuniętych na twarz kapturach płaszczy caracalla. Czasami udaje im się jeszcze bardziej ożywić atmosferę tego miejsca sprowokowaniem bijatyki. Piwo leje się wtedy strumieniami nie tylko do wyschniętych gardeł, ale i na porozwalane, szalone czerepy, jeszcze niedawno należące do krzykaczy i prowokatorów. Potem ktoś litościwy docuci szalone pałki gdzieś na zewnątrz, albo tych bardziej „zasłużonych” w chlewiku, niekiedy jednak niedocucone trzeba truchła zatopić w pobliskiej gnojówce, ot życie w karczmie na rozdrożach bywa nieraz krótkie, a opowieść o Taliesinie i tak ja, skromny bard Bob wam opowiem, boście pewnie ciekawi, co tez wydarzyło się wtedy i później w Caer
i okolicy...
Dajdiridaj...i gdzie to piwo, bo z obolałej głowy i suchego gardła nic nie wydobędę..:)
Poznajmy Taliesina zatem jako służącego wiedźmy Ceridwen, nazywał się wtedy Gwion Bach. Czarownica Ceridwen przygotowała magiczną miksturę, która po roku gotowania miała dostarczyć trzech kropli wszechwiedzy. Każdy, kto by połknął te cenne krople, miał znać wszystkie tajemnice przeszłości, czasów mu współczesnych i przyszłych. Kiedy Gwion Bach dorzucał do ognia pod kotłem, nieco gorącego płynu prysnęło mu na palec, który wyssał dla złagodzenia bólu (podobnie jak Finn Maccool, w trakcie gotowania łososia wiedzy). Rozwścieczona Ceridwen użyła wszystkich swych magicznych mocy w pościgu za chłopcem. W ucieczce zmieniał się on kolejno w zająca, rybę i ptaka, zanim został pod postacią ziarna pszenicy zjedzony przez wiedźmę. Później Gwion Bach...został wydalony i wrzucony do morza, wpadł do sieci zastawionej na ryby...
Król Garanhir Gwyddno Caer był właścicielem łowiska łososia w Ddegannwy u ujścia Coonwy. Każdego 1 listopada przynosiło ono wiele łososia. Miał syna Elffina, który tego łowiska pilnował i z którym Król Ojciec miał kłopot, bo chłopak miał wyjątkowego pecha i wystarczyło, ze tylko stał obok, a już nic się nikomu nie udawało. Tego roku1 listopada Elffin zwołał przyjaciół, jak zwykle do połowu ryb z rozstawionych sieci, ale pułapka była pusta i nagle znaleźli szczelne zawiniątko, a gdy odkryli wszystkie warstwy materiału, to ze zdziwieniem zobaczyli pod nimi niemowlę. Spało, a Elffin i inni Brytowie z zachwytem patrzyli na rozjaśnione czoło dziecka i i nazwali go, bo to był chłopiec: Tal-iesin (białe czoło). To niemowlę Elffin umieścił w torbie na łososie przytroczonej do łęku siodła swego konia, aby zabrać go do domu. Brytowie, którzy byli z nim ochłonęli już z zauroczenia niezwykłym niemowlęciem i zaczęli sarkać na nikłe rezultaty połowu, przypisując to wiecznemu pechowi Elffina, lecz on tknięty niezrozumiałym przeczuciem machnął tylko ręką i oświadczył, ze to niemowlę, któremu nadali imię Taliesin warte jest więcej niż wszystkie udane połowy w historii Gwyddno Caeru. I tak się stało, a i Elffinowi Taliesin przyniósł szczęście, bo i majątek znacznie zaczął wzrastać, jak również jego reputacja w królewskim dworze. Pewnego dnia Elffin poznał i pokochał
z wzajemnością piękną pannę, choć sierotę bez posagu. Ponieważ był uparty jak muł, to wymógł na ojcu, ze Najnia zostanie jego żoną. Ponieważ już nie był taki pechowy jak dawniej, stary król ustąpił i tak oto zaczyna się właściwa historia Taliesina, który był kilkuletnim malcem zaledwie w owym znamiennym dniu.
To był jesienny poranek i Elffin stanął na środku Wielkiego Placu Wieców i krzyknął do Brytów:
Zamierzam zbudować dom dla siebie i mojej ukochanej Najnii, którą ojciec mój, a
Wasz Król pozwolił mi pojąc za żonę. Spytam Was tedy, czy mi pomożecie w budowie?
Lecz Brytowie tylko machali rekami i odchodzili z wolna, bo mimo wszystko nie zapomnieli o dawnym pechu Elffina. I wtedy zmartwiony odmową Elffin poczuł, że ktoś niewielki ciągnie go za nogawicę zgrzebnych gaci, które wystawały spod tuniki aż do ziemi. To był Taliesin, który wyciągnął rączki w geście proszącym o wzięcie na ręce. I tak Elffin poszedł z Taliesinem na rękach w stronę pobliskiego pagórka, a miał przy tym wrażenie, że to malec go prowadzi. Gdy doszli na wzgórek, Taliesin kiwnął poważnie głową, wskazał na środek górki i pisnął dziecięcym głosem:
Tu kop, tu...
Zaledwie Elffin zagłębił drewniany szpadel w darni, poczuł, ze natrafił na coś twardego i gdy rekami oderwał kawalyardy,to coś rozbłysło szczerozłotym blaskiem. Był to Złoty Toros, symbol szczęścia każdego władcy i wojownika. Elffin uradowany złapał w objęcia Taliesina i pobiegł w stronę ostrokołuoppidumz okrzykiem radości i nie zauważył Druida Arvida, który patrzył na całą tę scenę
z otwartymi ustami, bo chociaż widział wiele i wiedział wiele, to w tym momencie zrozumiał dopiero kim, albo czym jest i będzie w Przyszłości Taliesin.
Zbiegał w stronę grodziszcza i krzyczał z radości Elffin, niosąc Taliesina i wysoko nad głową dzierżąc Złoty Toros, który błyszczał w jesiennym słońcu, przyciągając najpierw wzrok strażników na Wieży, a potem zbiegających się zewsząd mieszkańców grodu, gdy zdyszany, ale szczęśliwy Elffin stanął na Wielkim Placu Wieców i tak oto przemówił do zgromadzonego tłumu gapiów:
Wiecie co to jest? Wiecie doskonale. To ten Toros wyśnił po zjedzeniu orzechów prawdy wielki Gwydion i opisał w Pedair Cainc y Mabinogi. Teraz zakładam go na me czoło i już nie muszę się was pytać, czy mi pomożecie przy budowie domu. Nie muszę was już o nic prosić. Bo król nie prosi, król nakazuje..Cisza!!! To nie wszystko. Taliesin, cudownie odnaleziony przeze mnie mój syn, zostaje synem moim i mojej ukochanej przyszłej żony Najnii, od teraz i natychmiast.
A teraz możecie sobie podyskutować między sobą, zezwalam wam na to, ale zabraniam staczania pojedynków na śmierć i życie, bo każdy miecz jest mi
w dzisiejszych czasach potrzebny i nie dam, by moi ludzie zabijali się wzajemnie.
Tak Elffin dumnie przemówił i już zamierzał odejść z powrotem w stronę placu budowy swego i Najnii domu i już niektórzy karnie postępowali za nim niosąc ze sobą rożne potrzebne narzędzia, a to łopaty, a to piły, czy siekiery, młoty, a jeden nawet wodną miarkę, potrzebną przy budowie studni, a inni jeszcze powoli dobywali mieczy, żeby dojść swych racji, które nie były racjami Elffina na drodze zbrojnej.
Zamęt zapanował na Wielkim Placu Wieców nie do opisania, co nie było wszakże niczym nadzwyczajnym, ot wszyscy wolni Brytowie z Klanu Caer mieli równe prawa i czasami racja była po tej stronie, co szybciej wyciągnęła miecz, lecz tym razem tak nie było, bo oto w samą porę pojawił się na Placu zdyszany druid Arvid w towarzystwie swoich filidów: Myrhno i Daavena, którzy używając tajemniczego Głosu spowodowali w czasie potrzebnym na mrugniecie okiem to, że wszyscy Brytowie, łącznie z odchodzącymi już na plac budowy i Elffinem zatrzymali się w pół kroku i spojrzeli jednocześnie w stronę skąd dochodził wżerający się w ich mozgi Głos. W tym samym momencie przez główną bramę Caer wjechał wraz z drużyną stary Król Garanhir Gwyddno Caer i jego dopadł Głos trojki Magów, jego drużynę, a przede wszystkim konie, które aż przysiadły na zadach, gdy uderzyła w nie tajemnicza fala nieznośnego dźwięku...
po chwili na placu, w całym Caer było cichutko tak, że wszyscy usłyszeli opadający na Plac pył przedbitewny... i wtedy przemówił do nich Druid Arvid, który swoim zwyczajem mówił do wszystkich i do każdego z osobna, odzywając się obok, w głowie i w sercu każdego Bryta z Klanu Caer.
Nie słyszeliście nigdy Głosu jakim przemawia Druid, gdy chce aby jego mowa dotarła do najgłębszych warstw ludzkiej duszy? Niektórzy zakonnicy chrześcijańscy tak potrafili i potrafią trafiać i w samo sedno sprawy i w sercu zasiać ziarno Prawdy.
Lecz ta opowieść rozgrywa się dawno temu, kiedy to szlachetni braciszkowie odkrywali dopiero Caer, Domnonię, Rheged i inne królestwa Armoryki, Bretanii i Brytonii dla Pana Boga i Brytowie jeszcze nie zaznali od nich oświecenia. Druidzi jeszcze byli dla nich wtedy tymi, których potem zastąpili duchowni chrześcijańscy, ale tak samo jak braciszkowie, tamci dawni dodawali otuchy, oświecali, leczyli i pomagali podejmować ważne i jednoznaczne decyzje. Tak, jak w tej właśnie chwili,
w której nasza opowieść dotarła do niesamowitej ciszy, która opadła na gród Caer, po eksplozji Magicznego Głosu.
Druid Arvid stał pośrodku Wielkiego Placu Wieców, gdzie wbił w piach swój dębowy kostur i opierając na nim swe przedramiona, szeptał z cicha mowę do Brytów, a i tak jego starczy, świszczący głos docierał do każdego z nich, był w głowie, w sercu i obok, jakby stary druid patrzył na mieszkańców grodu Caer
i obserwował bacznie, czy słuchają ze zrozumieniem. Po jego bokach stali filidzi Myrhno i Daaven z rozpostartymi szeroko ramionami, tak by ten gest miał wzmacniać przekaz mowy starca.
Słuchajcie mnie mieszkańcy Caer, słuchajcie swego druida Brytowie. Opowiem wam co wyśnił po zjedzeniu orzechów prawdy wielki Gwydion i opisał w Pedair Cainc y Mabinogi, powiem wam także dlaczego to jest właśnie teraz, w tym momencie ważne dla Nas wszystkich...
Gwydion Wielki, Przełożony Szkoły Druidów w Carnutum, doznał kiedyś wizji przed posągiem Brzemiennej, Czarnej Matki Ziemi, Epony - bogini płodności i świata podziemnego, która zesłała mu w niej orzechy prawdy, które gdy wizja minęła odnalazł w swych zaciśniętych dłoniach. Zjadł je, popił wodą ze Studni Wszechmocnego i zasnął.
Znalazł się wśród lasów na małej polanie, pośrodku której stałDagda - niebiański druid, patron druidów, dobry bóg, patron mądrości, który dałmu kolejne orzechy
i gdy Gwydion zjadł jeden, to widział jak Rzymianie zdobywają Galię, gdy zjadł drugi, to zobaczył jak Rzymianie zdobywają Wyspę Brytanię, a po zjedzeniu następnego zobaczył jak ostatnia rzymska galera odpływa z Wyspy. To znamy, ale to było znane Gwydionowi zanim nastąpiło.
Po zjedzeniu następnego zobaczył straszne łodzie, pełne wojowników w rogatych hełmach, spalone miasta i wioski, Brytów w pętach idących do niewoli. To dopiero nastąpi, na pewno. Lecz gdy zjadł następnego orzecha zobaczył Bryta, który wznosi nad głowę Zloty Toros i trzyma druga dłonią lśniącą tarczę z napisem w runach ogam Primagen Cacha Claingne i to jest.
Geis... mocą tego Prawa nakazuje wam Brytowie abyście wybraliElffina na króla w czasie najbliższej Pełni...
Arvid wyciągnął kostur z piachu, Czar prysnął i wszyscy Brytowie, którzy niedawno stali, jak skamieniali, zaczęli potrząsać głowami i dłubać w uszach, jakby chcieli resztki słów druida wepchnąć głębiej w głowy, albo wręcz przeciwnie :) Po chwili Brytowie przerwali to dziwne pandemonium i rozeszli się do swoich zajęć codziennych, a ci którzy jeszcze niedawno wyciągnęli swe długie, celtyckie miecze zza pasów, patrzyli na nagą bron ze zdziwieniem i chowali ją pospiesznie
z powrotem, jakby ze wstydem oglądając się dookoła i też część z nich odeszła do swych spraw, a część poszła szukać narzędzi do budowy domu Elffina i dołączała szybko do dziarsko pracujących już na tajemniczym wzgórku innych Brytów, którymi na początku kierował przyszły, młody król, ale tylko udało mu się wyznaczyć miejsce, gdzie będzie główne palenisko domowego pieca, bo już zbiegał zawezwany przez posłanego specjalnie za nim filida Daavena w stronę Domu Rady.
Stary król Gwyddno również został poproszony przez drugiego filida Myrhno do Domu Rady i teraz pospiesznie szedł z nim, dyskutując w między czasie
z ożywieniem o „efekcie Głosu” i obmyślając na poczekaniu sposoby na wykorzystanie go przez władze wykonawcze Klanu.
Druid Arvid człapał, podpierając się kosturem w stronę położonego przy Wielkim Placu Wieców Domu Rady. Nagle zastąpiła mu drogę piękna, niebieskooka Najnia z uśmiechniętym Taliesinem na rękach.
Arvidzie, wybacz śmiałość, ale to mój syn prosił bym czym prędzej zaniosła go przed Twoje oblicze..
to powiedziawszy przyszła żona królewicza Elffina dygnęła dziewczęco i spuściła skromnie wzrok na piach Placu, w przeciwieństwie do malca na jej rekach, który patrzył w oczy druida całkiem nie dziecięcym spojrzeniem swych jasnobłękitnych oczu.
Tak, oczywiście Taliesinie, ze choć pacholęciem jeszcze jesteś, to i Ty w Domu Rady dzisiaj być powinieneś. Chodźmy zatem, już czas..
i wszyscy troje poszli w stronę Domu Rady, przed którego portalowymi ościeżnicami stali już przyboczni króla Gwyddno uzbrojeni w długie włócznie, miecze przy pasach, mając podłużne, z opalanego w ogniu czarnego dębu tarcze, oparte o ściany rzeźbionej w smocze glify fasady. Znaczyło to, że w środku odbywa się spotkanie „nie dla uszu wszystkich, równych sobie Brytów”. W środku ogromnego, parterowego budynku, na którego wnętrze składała się jedna hala Rady, zdolna pomieścić całą, męską populację Klanu Caer, przy palenisku Ogniu Caeru stali Elffin i Gwyddno, zapatrzeni w tańczące płomyki. Nieopodal filidzi pomagali dziewkom służebnym rozpalić ogień pod blatem wielkiej kuchni, by ugotować coś smacznego dla zebranych. Najnia na prośbę Arvida postawiła Taliesina na blacie jednego z połączonych w wielka literę „U” stołów i wyszła po chwili z budynku.
Królu Gwyddno, Elffinie i ty Taliesinie. Nie będę powtarzał jeszcze raz tego, com powiedział Głosem, ale jednak specjalnie dla Was trzech dodam fragment, którego nie wypowiedziałem do wszystkich.
Prorocze wizje zesłane przez bogów zaczynają się sprawdzać i żeby wypełniła się Przepowiednia i nastał Król Lata, Taliesin już dziś musi zostać moim trzecim filidem.
Koniec części Pierwszej: „Dzieciństwo Taliesina”
Dajdiridaj...i gdzie to piwo, bo z suchego gardła nic nie wydobędę?
Cdn opowieści o Taliesinie wkrótce :)
Pierwsza Nagroda w konkursie na najlepsze opowiadanie o Powstaniu Warszawskim organizowane przez salon24.pl za 2014 rok
Zapraszam na mój blog:
https://robertzjamajkisite.wordpress.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura