Pamiętacie dzielnego agenta J-23 i „Stawkę większą niż życie”? No, właśnie. Do wyborów prezydenckich w światowym mocarstwie „numer 1” – USA zostało 23 dni, a stawka tej rozgrywki jest milion razy większa niż ta, która była udziałem bohatera tamtego szpiegowskiego filmu. Wszyscy czekają na werdykt Amerykanów, który zapadnie 3 listopada, choć formalnie potwierdzony będzie 14 grudnia przez Kolegium Elektorów - bo to ono ma oficjalnie zadecydować, czy w Białym Domu dalej będzie urzędować 45 w dziejach prezydent Donald John Trump czy też będzie to 46 prezydent Joseph Robinette Biden Jr. Na werdykt amerykańskiego ludu („We, the Poeple”) czekają Chiny, Rosja, Polska, Niemcy, Łukaszenko i białoruska opozycja, itd . Światowa polityka zagraniczna, gdy chodzi o decyzje strategiczne uległa swoistej hibernacji. To zamrożenie potrwa do pierwszej dekady listopad – gdy wygra Trump lub do stycznia – gdy wygra Biden, bo przecież dopiero wtedy będzie zaprzysiężony.
Dla nas, Polaków, ten wybór Amerykanów jest strategiczny. Nie dlatego, że przy prezydencie-Demokracie zmieni się polityka wobec Rosji, bo tym razem na szczęście nie (Biden nie wejdzie w buty Obamy i pani Clinton i nie zrobi fatalnego resetu w relacjach USA-Rosja). Ważniejsze jest to, że może zmienić się narracja w Waszyngtonie wobec wewnętrznej sytuacji w Polsce. Jeśli Biden wejdzie w buty UE – to nastroje antyamerykańskie w Polsce wzrosną...
*komentarz ukazał się w tygodniku „Gazeta Polska Codziennie” (09.10.2020)
Komentarze